Wpadanie na świetne pomysły warte miliony jest chyba wpisane w zawód programisty. Ja, odkąd sięgam programistyczną pamięcią, mam dwa-trzy takie pomysły w roku. Ba, nawet aktualnie, w tej właśnie chwili, nie mogę pozbyć się jednego z głowy. A jeszcze 4 miesiące temu siedział tam zupełnie inny! Wiem, że inni programiści również co i rusz coś wymyślają, “super-duper” we własnym mniemaniu. Fajnie jest pomyśleć, poplanować, poanalizować, pomarzyć, czasem nawet rozrysować kawałek UI czy napisać mikro-proof-of-concept.
Ale co za tym idzie? Mówiąc krótko – jajco. Milionerem nie jestem, świata nie podbiłem, cały czas pracuję na/dla kogoś. Dość regularnie (niezbyt często, ale regularnie) dostaję z różnych stron, niekoniecznie od programistów, “propozycje nie do odrzucenia”. Kształt tych propozycji jest właściwie taki sam: “mam świetny pomysł, WIEM na 100% że się przyjmie i jest warty grubą kasę; przyłącz się, zrealizujmy to, a potem podzielimy się zyskami“. Skuszenie mnie do udziału w takim przedsięwzięciu jest raczej bardzo mało prawdopodobne.. graniczy wręcz z niemożliwością. Jak napisałem wyżej: sam mam takich pomysłów dużo i pewnie jeśli miałbym pracować za darmo to raczej od nich zacząłbym bogacenie się.
Konkluzja jest dość smutna, ale bardzo prawdziwa:
The most brilliant idea, with no execution, is worth $20. The most brilliant idea takes great execution to be worth $20,000,000.
Jednak większość pomysłodawców skupia się tylko na tej pierwszej części, zakładając że swoją część roboty (wymyślenie czegoś genialnego) – mają już za sobą i teraz świat powinien się dostosować do ich wymagań. No niestety, nawet jeśli pomysł FAKTYCZNIE jest genialny (co zdarza się bardzo rzadko… albo i nigdy?), to droga do sukcesu dopiero się zaczyna…
Źródło: Derek Sivers w książce 37 Signals “Getting Real” (rozdział “Done!“)