Przejdź do treści

DevStyle - Strona Główna
Wasze Historie #5: “Daj Się Poznać” w retrospekcji

Wasze Historie #5: “Daj Się Poznać” w retrospekcji

Maciej Aniserowicz

3 lutego 2017

Maciej i ja jesteśmy z dwóch różnych światów (Java i .NET). Pewnie dlatego na devstyle.pl dotarłam późno i trochę przypadkiem. Jak dotarłam, pochłonęłam wszystkie felietony i ogólnotechnologiczne artykuły w ciągu góra dwóch dni.

[wasze-historie name=”Justyna” url=”http://namiekko.pl”]

Kolejnych wypatrywałam z często nagradzaną niecierpliwością. Jak wiadomo, Procent publikuje dużo, choć na pewno nie wyprzedza Zwierza.

Początek x2

Tak się złożyło, że krótko po tym moim odkryciu devstyle ogłosił kolejną edycję konkursu „Daj się poznać”.

Bloga już wtedy prowadziłam. Ba, drugiego bloga! Pierwszy nazywał się „Girl, lost in IT”. Pochodził z czasów, kiedy zaczynałam pracę w IT i kilka razy zderzyłam się z niespodziewaną dla mnie (co chyba dobrze świadczy zarówno o moim rodzinnym domu jak i o Alma Mater) ścianą głupiego seksizmu. Na blogu pisałam o technologii, a także upuszczałam żółci po mniejszych i większych zawodowych przykrościach. Pierwszy wpis opowiadał o tym, jak zostałam „quasiprogramistą” (co, tak sobie myślę, jest naprawdę niezłą nazwą bloga – rezerwuję!), i to nie w wyniku oceny jakości mojej pracy, co jeszcze od bym biedy zrozumiała, ale przez to, że jestem kobietą, i to, co gorsza, po uniwersytecie, a nie politechnice. Zaczęłam pisać, żeby pokazać, że dziewczyny też mogą zajmować się programowaniem, bo wydawało mi się, że jest nas mało. Później poznałam rzesze doskonałych informatyczek.

Mój aktualny blog, Na miękko, koncentruje się głównie na opowiadaniu o informatyce jako o ciekawej i przystępnej dziedzinie, którą warto się zająć. Czasem napiszę coś bardziej specjalistycznego i czasem wyrażę opinię na tematy społeczne. W drugiej z kategorii ostatnio brakuje mi słów.

Strach…

Wróćmy do konkursu. Kiedy zaczęły się zapisy, siedziałam w domu na urlopie macierzyńskim. Czekało mnie szukanie pracy, ponieważ w tym samym czasie mój pracodawca postanowił przenieść poznański oddział R&D do Warszawy. Prędzej wyprowadziłabym się do Tbilisi! „Daj się poznać” brzmiało jak zachęta do rozpoznania nowej technologii i pozostania w kontekście IT nawet w tym sielankowym okresie.

Oczywiście, że się bałam! Najbardziej zwykłej złośliwości. Programiści potrafią być wyjątkowo wredni (jak dzieci ;) ). Dalej – odkrycia (przed innymi) swoich słabości, skoro regulamin konkursu wymaga publikowania kodu na GitHubie. Wreszcie – że zwyczajnie mi się nie uda. Odpadnę, nie dokończę, moje dziecko będzie za często płakać, wszyscy zobaczą, że nie dałam rady. Tę obawę odepchnęłam dość szybko. Z wiekiem nauczyłam się trudnej sztuki rezygnowania. Nie budzę się w nocy przez niedokończone projekty.

…ma wielkie oczy

Najbardziej stresujący był dla mnie moment, w którym trzeba było zgłosić swój pomysł. Dalej było z górki. W pewnym momencie zdecydowałam, co prawda, zatrudnić nianię (na kilkanaście godzin w tygodniu), żeby mieć trochę czasu na swoje sprawy, w tym blogowanie. Przyznam, że była zdziwiona, kiedy zamiast do kina ruszałam w kierunku biurka :).

Widziałam, że uczestnicy konkursu przyjęli różne strategie. Niektórzy kodowali sporo i publikowali proste raporty. Ja należałam do przeciwnej grupy. Zależało mi na edukacyjnej wartości tekstów i to im poświęciłam więcej uwagi – w rezultacie, oczywiście, nie skończyłam swojego projektu…

I co?

Co dało mi uczestnictwo w konkursie?

Po pierwsze, masę konstruktywnych uwag – pomysłów, jak rozwiązać problem lepiej, albo co jeszcze można wypróbować.

Po drugie, więcej czytelników – ich liczba co najmniej się podwoiła.

Po trzecie, Maciej namawiał do założenia profilu na FB i to dość dobrze się sprawdziło. Od czasu upadku Google Reader mniej osób korzysta z kanałów RSS. Nadal nie płacę za swoją stronę i wiem, że FB ukrywa część wpisów nawet przed osobami lubiącymi profil. Mimo wszystko FB daje mi pozytywnego kopa. Za każdym razem, kiedy pomyślę, że może pora zamknąć interes (etat, dziecko… a to przecież nawet nie jest moje główne hobby), pojawia się nowy like od osoby, której nigdy nie poznałam. To niesłychanie motywujące.

W poprzednim wpisie w tej serii Iwona napisała, że nieznajome osoby podchodzą do niej na konferencjach. To też musi być miłe, ale z wymienionych wyżej powodów wykreśliłam tę działalność spośród swoich ambicji.

Aha, no i należę do osób, które najlepiej pracują, kiedy mają nad głową konkretny termin. Tu konkursowy bicz świetnie się sprawdził.

Wśród plusów muszę jeszcze wymienić możliwość poznania kilku bardzo ciekawych blogów, które czytam do dzisiaj. Świetnym pomysłem była strona konkursowa, pokazująca aktywność i najnowsze wpisy poszczególnych uczestników.

FIN

Zajęłam trzecie miejsce, a startujących było chyba ponad 200! Jeszcze milsze od trzeciego miejsca (na Galę Finałową niestety nie mogłam dotrzeć) było znalezienie się w finałowej szesnastce, bo to znaczy,  że głosowały na mnie inne osoby biorące udział w konkursie.

To było szalenie miłe.

Oto garść rad dla potencjalnych uczestników:

  • Odważ się, nie masz nic do stracenia. Możesz się spodziewać masy motywacji i pozytywnego feedbacku.
  • Jeśli boisz się, że przegapisz terminy i wypadniesz z konkursu, to przygotuj sobie zawczasu ze dwa awaryjne okołokonkursowe wpisy, do publikacji w sytuacji awaryjnej.
  • Wybierz temat, który coś dla Ciebie znaczy: technologię, której chcesz się nauczyć, albo na której chcesz zarobić ;) Będziesz wygranym niezależnie od wyniku konkursu.
  • Samo dotrwanie do końca radykalnie zwiększa szanse na zwycięstwo.
  • Popatrz, co i jak robią inni, bo większość z nich to fantastyczni ludzie, od których można się niemało nauczyć.

Tyle ode mnie, powodzenia w kolejnej edycji! Wzięłabym udział, ale chyba nie wypada. Może wykorzystam ten czas na dokończenie swojej aplikacji…

PS. Nagrody też były spoko, chociaż krzesło zgarnął ktoś inny.

Zobacz również