“Kult mrówy” – tak bym określił stosunek do sposobu pracy bardzo często spotykany u, szczególnie młodych, programistów. Mrówa nie robi nic innego, tylko zapier… Wstaje rano, idzie do roboty, siedzi tam cały dzień, potem cały wieczór, wraca do domu żeby się kimnąć, i tak w kółko. I uważa, że tak powinno być. Jest fajnie, jest MOC!! Niezależnie od tego, czy wymusza to pracodawca, czy też po prostu ktoś “tak lubi” – szczerze nienawidzę tego zjawiska. Czy ktoś z “tu obecnych” z nim się nie spotkał?
Niewola
Dlaczego niektórzy pracodawcy wymagają od pracowników podobnego, jak to określają, “zaangażowania” – to jeszcze jestem w jakimś stopniu w stanie zrozumieć. Chcą po prostu wycisnąć deva jak cytrynę, wyrzucić do kosza i znaleźć kolejnego do wyciskania. Jeśli ktoś się daje… no trudno. W bardzo krótkiej perspektywie może to nawet działać.
Denerwuje mnie jednak ukrywanie takich zamierzeń pod różnymi fajnie brzmiącymi nazwami. Poszedłem kiedyś na rozmowę z właścicielem firmy programistycznej. Podobno szukali “pasjonatów”. Podobno szukali tak popularnego w ostatnich latach “ninja”. Mamy chyba odmienne zdanie o znaczeniu tych pojęć, bo gdy po kilkunastu minutach rozmowy powiedziałem “termin ‘nadgodziny’ dla mnie nie istnieje” to się bardzo zdziwił. “Taaak? A to szkoda… U nas w firmie to my lubimy dużo pracować, można to było wywnioskować z ogłoszenia”. I co ja mam na to odpowiedzieć? Skąd miałem wiedzieć, nie macie chomąta w logo! Twoja firma, haruj sobie ile chcesz, jakbym ja miał swoją to też bym harował (heh, miałem i harowałem). Gdzieś po drodze komuś umknął fakt, że te “ustawowe” 8 godzin to też jest dużo. To przecież 1/3 mojego życia. Nie wystarczy?
Dziwi mnie krótkowzroczność osób decyzyjnych w takich firmach. Oczekiwanie od programistów pracy na maksymalnych możliwych obrotach może i się sprawdza w pewnych warunkach. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z tego, że nadgodziny to środek nadzwyczajny, po który powinno się sięgać wyłącznie w nadzwyczajnych okolicznościach. Nadgodziny mogą pomóc zwalczyć pożar w projekcie. Ale co się stanie jeśli wybuchnie taki pożar, a zespół już teraz non stop pracuje w “pożar-mode”? Skąd dodatkowe siły? Znikąd – bo przecież jeśli ludzie i tak siedzą w firmie po 12-15h na dobę to fizycznie nie są w stanie siedzieć wiele więcej.
Ja daję do zrozumienia, że pracuję tyle ile pracuję i koniec. Ale daję też do zrozumienia, że w razie absolutnej konieczności nie wypnę się, tylko potrafię posiedzieć dłużej. Potrafię posiedzieć w nocy, potrafię posiedzieć i 20h na dobę… ale to musi być faktycznie uzasadnione. I po ugaszeniu alarmu koniecznie trzeba z tego wyciągnąć wnioski.
Pamiętaj, programisto: nawet jeśli w firmie panuje taka “kultura” siedzenia dłużej to nie oznacza, że musisz się do niej dostosować. W jednej z moich prac przychodziłem do pracy ostatni, a wychodziłem gdy wszyscy jeszcze radośnie stukali w klawiaturę. A w biurze spędzałem 9 godzin dziennie! Przez pierwsze 2-3 dni czułem na sobie zdziwione spojrzenia, potem się wszyscy przyzwyczaili. W innej pracy krążyła anegdotka, że jeśli chcesz ze mną porozmawiać to lepiej nie czekaj do 15:55 bo po prostu wyjdę do domu w trakcie rozmowy i zostaną po mnie tylko dyndające przy biurku słuchawki. To może się wydawać trochę ekstremalne, ale wiecie co? Przynajmniej nikt nie OCZEKIWAŁ ode mnie, że będzie inaczej. I nigdy nie miałem przez to żadnych problemów. Ze swoich obowiązków się wywiązuję, pracuję tyle ile ustaliliśmy na początku. Robię swoje. I nara.
Zbawiciel-pasjonat
Jest też druga strona medalu. Często to sam programista chce tak właśnie postępować. Może to być “syndrom zbawiciela”. “Jeśli nie zostanę po godzinach to się wszystko zawali, bo jestem taki super wyrobnik, hohoho!”. Hej, zbawicielu: spoko, odpuść, świat będzie się kręcił dalej nawet jeśli skończysz pracę jak człowiek.
Może to być również mylne pojmowanie takich górnolotnych określeń jak “pasja” czy “hobby”. Jestem robotem, zapier… w sobotę, ergo: jestem pasjonatem! To nie tak, słodki bejbe, ktoś coś ci źle zdefiniował. Pasja to nie do końca siedzenie 100 zamiast 40 godzin tygodniowo nad jednym projektem w pracy. Obawiasz się wrzucenia do szufladki “9 to 5 programmer”? Niepotrzebnie, bo to nie na tym polega.
Jest jeszcze inny powód. Kiedyś na moje pytanie “dlaczego siedzisz w pracy od rana do nocy?” koleś odpowiedział mi jedną z najsmutniejszych rzeczy jakie mogę sobie wyobrazić: “a co ja w domu będę robił?”. Odpowiadać na to pytanie staram się od lat za pomocą tego bloga. Człowieku, ogarnij się. Nawet jeśli chcesz kodować non stop to poszerz swoje horyzonty. Zrób coś nowego, coś innego. Zrób coś obok, coś sam. W przeciwnym wypadku jedyne czego się dorobisz to zawodowe wypalenie i garb.
Myślisz, że zostaniesz doceniony? Że całe otoczenie obdarzy cię mega-ristekpem za to, że tak się poświęcasz swojej pracy? Oto brutalna prawda: tak się nie stanie! Jedyne co osiągniesz to to, że ludzie przestaną szanować twój czas. Ale czego się można spodziewać, skoro sam go nie szanujesz? Jeśli przyzwyczaisz całe swoje środowisko dookoła, że twój czas nie jest cenny, to wszyscy będą twoje nadmierne zaangażowanie traktować właśnie w taki sposób: nie jako bezcenne, a jako bezwartościowe. Nie będziesz za każdym razem słyszał “dzięki stary, ocaliłeś świat” – przecież to zwykła codzienność. Coś, co zdarza się non stop, bardzo prędko przestaje być wyjątkowe.
Będziesz tym, na kogo zrzuca się zadania, których nie ma jak zrobić w godzinach pracy. Będziesz tym, do którego dzwoni się w sobotni wieczór żeby nikomu innemu nie zawracać głowy. Będziesz tym, który siedzi podczas urlopu na plaży z laptopem na kolanach i dłubie przez zdalny pulpit łatając buga w systemie – bo nikt inny tego nie zrobi. W końcu też są na urlopie i im nie można zawracać głowy! Czy to naprawdę jest pociągający obraz? Zakładowy Kali.
A jak w końcu się zdarzy, że raz nie możesz być na pierwsze gwizdnięcie – napotkasz focha. “Jak to? Zawsze mogłeś!”.
Rozwiązanie
Sytuacje, w których pracownik autentycznie musi zostać dłużej, bo inaczej będzie bieda, zdarzają się i będą się zdarzać. Jednak to powinien być wyjątek, a nie reguła. Jeżeli takie coś ma miejsce często to nie oznacza, że programiści są słabi. To oznacza, że “manager” źle zaplanował prace. I gdy taki scenariusz się powtarza to manager powinien zmienić swoje patrzenie na świat – uciąć kawałek projektu lub wydłużyć jego termin. Albo firma powinna zmienić managera.
A jeśli mimo wszystko, wbrew swej woli i wyrażanemu sprzeciwowi, jesteś drogi Czytelniku zmuszany do tyrania więcej niż powinieneś (tak naprawdę to syzyfowa praca…) to radę mam jedną: miejsc, gdzie jest inaczej, pełno wokół. Zmień pracodawcę i tyle.
Oczywiście inaczej sprawa wygląda jeśli sam jesteś i programistą i managerem i działem marketingu naraz… ale to się rozumie samo przez się i nie ma co klawiszy na ten temat zdzierać.
Jak to wygląda w Waszych “pracach”? Często zostajecie po godzinach? Jeśli tak to dlaczego? A może komuś się to podoba?