W ciągu minionych 8-9 lat napisałem na różnych blogach ponad 650 postów. Decyzja o założeniu bloga, podjęta na początku 2008 roku, zmieniła moje życie. Tym wpisem chcę ułatwić start osobom, które taką decyzję dopiero podejmą. Na wstępie mała prośba: poświęć mi 30 sekund nawet jeśli sądzisz, że ten tekst nie jest kierowany do Ciebie. Czas start!
Niniejsza notka jest preludium do czegoś większego. Już wkrótce, 1 lutego, w pełni odkryję karty i Dam Ci Poznać (DING!) co dokładnie się szykuje. Nawet jeśli twierdzisz, że bloga nigdy nie założysz, ale choć raz w życiu taka myśl się u Ciebie pojawiła: uśmiechnij się, leciutko, zmruż słodko oczka, bo oto nadchodzi Twój czas. Zapamiętaj po prostu, że u Procenta wisi taki tekst i… i to tyle. 30 sekund minęło, nie zatrzymuję, dzięki.
A zainteresowanych tematem już teraz zapraszam do dalszej lektury.
5 lat temu napisałem posta o podobnej treści: “Kilka porad dla blogger-wannabe“. Zachęcam do przeczytania najpierw jego. Niektóre akapity (szczególnie pierwszy “Po pierwsze – sprawdź się”) są ciągle aktualne, ale przez ten czas sporo się też zmieniło. Pójdźże więc najpierw tam, a później wróć tutaj i jedziemy z koksem.
Dlaczego programista powinien mieć bloga?
Pisząc bloga: budujesz swoją markę. Pisząc bloga: jesteś wśród 1% programistów piszących blogi zamiast wśród 99% programistów niepiszących blogów. Pisząc bloga: uczysz się. Pisząc bloga: poznajesz nowych ludzi, nowe rozwiązania. Pisząc bloga: nadajesz swoim słowom wartość (gorąco polecam tekst Hanselmana “Your words are wasted“). Pisząc bloga: masz tysiąc innych korzyści. Ale o nich może kiedy indziej.
Posiadanie bloga to wiele zalet i zero wad.
Nie musisz szukać rozpoznawalności. Nie musisz mieć parcia na szkło. Ba, nie musisz nawet zbytnio umieć pisać! Zakładając bloga nie wchodzisz do “polskiej blogosfery”, do której możesz wcale nie chcieć należeć, i bardzo dobrze.
Możesz pisać dla samego siebie – tylko umieszczać to w internecie pod własnym adresem. Pamiętnik problemów i rozwiązań. “Knowledge base” dla przyszłego siebie i przyszłych pokoleń. Ubierając problem lub rozwiązanie w słowo pisane – głębiej się nad nim zastanawiasz, więc lepiej je rozumiesz.
Jak traktować bloga i czego oczekiwać
Pisz dla siebie. Pisz tak, jakby miał tego nikt nie przeczytać. I przygotuj się na to, że tak właśnie będzie. Nie oczekuj setek odwiedzin, dziesiątków komentarzy i milionów lajków. Wiesz jaki jest jeden ze sposobów na zwiększenie szczęścia? Obniżenie oczekiwań. Nie miej więc w stosunku do bloga oczekiwań ŻADNYCH. Traktuj to jako zabawę.
Pisz dla siebie. Nie oczekuj podziękowań, wdzięczności. I nie oczekuj kasy.
Nie piszesz dla kogoś. Nie piszesz na zamówienie. Nie oczekuj podziękowań i wdzięczności – nie masz do tego prawa. Jeśli się takowe pojawią to, uwierz mi, serce puchnie i skrzydła rosną… ale nie spodziewaj się ich. Robienie takich rzeczy dla niezdefiniowanego “kogoś”, kto przecież o to wcale nie prosił, to droga donikąd.
A już na pewno nie oczekuj kasy.
Przygotuj się raczej na chwile nieprzyjemne. Z własnego doświadczenia powiem: wyzwiska, obelgi i obrzucanie błotem potrafią… zaboleć. Akurat ja musiałem “utwardzić dupę” dość szybko po starcie udzielania się w community. Teraz niemerytoryczna, złośliwa krytyka mnie już nie rusza, lecz przed nią przestrzegam. Pamiętaj: tak zwani “hejterzy” to małe zawistne gnoje, nic więcej.
Oprócz nich są ludzie o odmiennym zdaniu, którym po prostu nie spodoba się to co robisz. Wyrażą swoją opinię, nie zawsze w wyważony sposób. I bardzo dobrze: krytyka jest potrzebna, nie ma się co obrażać. Natomiast za wytknięcie merytorycznych błędów się już dziękuje, bo to przysługa.
Załóż, że 99% ludzi jest nastawionych do Ciebie pozytywnie. Bo taka jest prawda i im wcześniej ją przyjmiesz tym lepiej dla Ciebie.
I takie jeszcze coś śmieszne, zobaczcie – screenshot komentarza pod jednym z moich postów. Ubaw miałem po pachy gdy go zobaczyłem:
Hejterzy to małe złośliwe gnoje. 99% ludzi jest do Ciebie nastawionych pozytywnie.
Niewielu jest w Polsce programistów, którzy traktują swoją działalność w tym zakresie “śmiertelnie” poważnie. Na tyle poważnie, żeby rzucić robotę i podążać ścieżką prowadzącą…. nie do końca wiadomo dokąd. Wiadomo tylko, że z blogiem i społecznością za rączkę. Właściwie to całkiem możliwe, że jest taki tylko jeden. Czyli ja. I bardzo dobrze. Nie polecam tej drogi na początek przygody :).
Towarzystwo
Nie jesteś sam. Blogów programistycznych mamy w Polsce sporo. Właściwie to całą masę. Obserwuj co się na nich dzieje, skomentuj coś. Patrz jakie są trendy, o czym się pisze. Podejmij u siebie temat poruszony przez kogoś innego, przedstawiając go z innej perspektywy.
Marzy mi się dyskusja pomiędzy dev-blogerami, taka z prawdziwego zdarzenia. Aktualnie zwykle “każdy sobie rzepkę skrobie”, ale może się to wkrótce choć trochę zmieni?
O czym i jak pisać
Pisz o technologii. Technologii, którą znasz. I technologii, którą dopiero poznajesz. O problemach, które rozwiązujesz w pracy. O swoim zdaniu na temat bibliotek czy frameworków. O doświadczeniach, błędach i cudownych fixach. O branżowych rozmowach z kolegami. O przygodach na rozmowach rekrutacyjnych. O kłótniach podczas standupów. O… sam(a) wiesz zresztą najlepiej, prawda?
Bądź częścią swoich tekstów!
Gdy wprawisz się w pisaniu postów technicznych, spróbuj trochę zluzować. Jakiś felietonik może? One generują najciekawsze i najbardziej burzliwe dyskusje.
I, co istotne: bądź częścią swoich tekstów! Autorem, nie narratorem. Piszesz bloga, a nie kawałek dokumentacji. Swój własny tekst na swoją własną stronę, a nie artykuł do magazynu LUB czasopisma. Pokaż trochę siebie. Nie za wiele, żeby się ‘lajfstajl’ (o ironio!) nie zrobił, ale…. Ale gdy wchodzę po raz któryś z rzędu na ten sam blog to fajnie byłoby po sposobie pisania czy osobistych wtrąceniach skojarzyć “aaa, to ta panienka/ten koleś!”. Bo, podkreślam jeszcze raz, to ma być BLOG! Zapytasz: po co? Odpowiedź jest prosta: bo to fajne.
Pisz codziennie. Wystarczy nawet 15-20 minut.
Postaraj się wyrobić sobie nawyk pisania codziennie, nawet jeśli będzie to tylko 15 czy 20 minut. Napisz jak minął Ci dzień. Napisz co ciekawego się wydarzyło. Spisz zasady skręcania samochodem na zielonej strzałce. Albo napisz co Ci się śniło… Pisz cokolwiek! Nie musi to być tekst nadający się do publikacji gdziekolwiek, ale z każdym takim posiedzeniem pisanie będzie Ci przychodzić łatwiej. Wpłynie to bardzo pozytywnie na czas, który spędzisz nad kolejnymi postami. Ja w swojej “szczytowej” formie publikowałem 4 posty tygodniowo, zmierzam tam także teraz. Doszedłem wtedy do takiej wprawy, że na napisanie gotowego do publikacji posta potrzebowałem 20-25 minut. Tak, tylko tyle! Po każdej przerwie czuć jednak ogromną różnicę. Na przykład teraz, gdy dopiero ponownie wchodzę w nawyk bardzo częstego pisania, na kilka ostatnich tekstów musiałem poświęcić po 5-6 godzin. Niniejszy post to ponad 6 godzin pracy podzielonej na kilka dni. Sam jestem sobie winien, trzy lata temu napisałbym go o wiele, wiele sprawniej :).
Promocja
Kanałów promocji jest kilka, ale dwa oczywiste to Facebook i Twitter. Możesz nienawidzić Facebooka i nie mieć tam konta, ale fanpage bloga: załóż. Możesz nie używać Twittera, ale skonfiguruj sobie automatyczne publikowanie tweetów z linkami do nowych wpisów (choćby przez IFTTT). Mój fanpage znajdziesz tutaj (wszystko robię ręcznie), a twittera tutaj (info o postach leci z automatu), gdyby naszła potrzeba inspiracji. Twierdzę, że konta na tych dwóch portalach są koniecznością przy zakładaniu bloga. Jednocześnie wrócę do poprzedniego akapitu: nie oczekuj setek lajków i followersów. Załóż, że będzie ich 0.
Facebook i Twitter – koniecznie!
Jest jeszcze Wykop, ale… nie wiem, nie ogarniam. Nie umiem wykopa. Jak coś tam publikuję to albo mi ludzie piszą że spam albo reakcji prawie żadnych nie ma. Chyba nie ten target. Ale spróbować możesz (i ja sam czasami nadal próbuję).
Można również uruchomić newsletter i dostarczać treści mailem (np. przez MailChimp), ale na początku nie ma to sensu.
W czym pisać?
W ulubionym edytorze :). Ja piszę w OneNote, tam siedzą też dziesiątki napoczętych postów oraz setki już opublikowanych. Po napisaniu posta przerzucam go do Windows Live Writer – bardzo przyjemnego programiku, który ułatwia formatowanie i publikowanie postów. Z WLW treść wędruje do WordPressa do finalnej obróbki: jako szkic lub post z ustawioną przyszłą datą publikacji.
OneNote + Windows Live Writer i jestem happy.
Tak naprawdę najważniejsza jest treść, więc możesz pisać i w Notatniku. Jednak uważaj na Worda: przy copy/paste z Worda do edytora WordPressowego wrzucasz masę śmieci związanych z formatowaniem, więc post może wyglądać… dziwnie.
Zwracaj też uwagę na literówki. Nie piszesz książki, więc nikt nie oczekuje od Ciebie perfekcyjnej interpunkcji, ortografii czy gramatyki, jednak… Im mniej błędów, tym przyjemniej czyta się tekst. Mam poradę: przed publikacją przeczytaj tekst w formacie innym, niż ten użyty do pisania. Jeśli będziesz pisał w OneNote to wyeksportuj go do PDF i przeczytaj w taki sposób. Albo zobacz jak się prezentuje na stronie, w takiej formie w jakiej finalnie zobaczą go czytelnicy. Nie wiem z czego to wynika, ale wtedy sam wyłapiesz więcej baboli niż przeglądając treść w narzędziu służącym do pisania.
Domena
Kup swoją domenę i używaj jej z dumą. Nie zadowalaj się jakimiś “blogspot.com”, “pages.io” czy “azurewebsites.com”. To będzie TWOJE miejsce w sieci. Niech adres nie wygląda randomowo.
Rejestracja domeny to znikomy koszt (10zł?). Jej odnowienie po roku kosztuje więcej (ok 100zł chyba?), ale po roku będziesz już wiedzieć czy chcesz blogowanie kontynuować czy nie. Jeśli tak to poświęcenie stówy rocznie na swoje hobby nie powinno być problemem.
Platforma
Mój blog stoi na WordPressie i bardzo wątpię, żeby przez kolejne lata uległo to zmianie. Jestem z tego rozwiązania bardzo, ale to bardzo, zadowolony. Postawiłem na tym wszystkie blogi swoje i jeden firmowy. WP ma wszystko czego potrzebuję i milion rzeczy, których nie potrzebuję. Jest niezawodny i go uwielbiam. Ma nawet aplikację mobilną do zarządzania blogiem z telefonu. Przez to wszystko: czasem trochę muli i bywa powolny, ale to już kwestia hostingu.
Do WordPress znajdziecie z biliard różnych wtyczek. Poczytałem kod kilku z nich i większość to… smutna pehapowa masakra. Bezmyślność niektórych autorów po prostu powala na kolana. I to nie tylko mnie, ale również blog. Bez niektórych pluginów jednak nie można się obejść:
- Autoptimize – minifikuje i kompresuje co trzeba
- Subscribe to Comments Reloaded – umożliwia komentującym zapisanie się na powiadomienia o komentarzach
- SyntaxHighlighter Evolved – kolorowanie składni
- WP-Mail-SMTP – przekierowuje wszystkie e-maile wysyłane przez wordpress na SMTP (domyślnie maile są wysyłane w jakiś inny dziwny sposób)
- Yet Another Related Posts Plugin (YARPP) – wybiera (i wyświetla) “posty powiązane”, przyzwoicie działa
- Yoast SEO – chyba najważniejsza ze wszystkich: SEO + social media w jednej paczce, dzięki temu blog ładnie wygląda w Guglu i na Fejsie
Mam jeszcze kilka innych, ale nie są na tyle kluczowe żeby je tutaj wymieniać.
Uważajcie na wszelkie pluginy oferujące cache. Miałem z dwoma przygodę i sprawiały same problemy. Finalnie postanowiłem, że blog to nie google.com i powinien działać sprawnie bez żadnego kesza, co się chyba całkiem nieźle (jak na moją perspektywę) udało.
WordPress ma też całą masę szablonów: i darmowych i płatnych. Polecam wybrać się na zakupy do ThemeForest. Nie wybieraj szablonu takiego “typu” jak mój, bo z kilkoma postami będzie wyglądał po prostu pusto/głupio. Ja u siebie go wgrałem jak w archiwum znajdowało się ponad 500 postów, więc było czym wypełnić wszystkie te śliczne kolumny.
WordPress lub GithubPages. W nic innego nie warto się bawić.
Można bawić się w inne platformy, ale ja chcę się skupić na pisaniu i publikowaniu, a nie walczeniu. Na początku mój blog stał na innym rozwiązaniu (BlogEngine.NET), ale to była jakaś masakra. Nie zalecam eksperymentów w tym zakresie.
Tak naprawdę jedyną sensowną alternatywą jest tworzenie bloga w postaci statycznych stron, najlepiej na GitHub Pages. Wydajnościowo wtedy miażdżymy wszelkie inne rozwiązania. Wada: brak możliwości dodawania komentarzy, czyli interakcji z Czytelnikami, czyli jednego z najważniejszych aspektów blogowania. Można to rozwiązać, ale o tym za chwilę.
Komentarze
O ile sercem bloga są Twoje posty, to jego duszą: dyskusje z Czytelnikami. Komentarze bywają różne, ale jeśli pod jakąś notką kilkudziesięciu osobom chciało się coś napisać to jest to dla mnie gratyfikacja większa niż tysiąc lajków na fejsie. Bo kciuka wcisnąć jest łatwo, ale samemu napisać kilka zdań – już dużo trudniej. Mam to ogromne szczęście, że moi Czytelnicy (czyli i Ty, nie? ;) ) lubią sobie popisać. Na chwilę obecną WordPress pokazuje, że na moim blogu jest 4850 komentarzy. Sam zrobiłem teraz WOW. Blog bez komentarzy to tylko… magazyn?
Blog bez komentarzy to tylko… magazyn?
Prawdziwą plagą związaną z komentarzami jest spam od botów. Kiedyś jednego dnia potrafiło mi wpaść kilkaset takich komentarzy. Są dwa rozwiązania tego problemu. Jedno z nich to Akismet: system wykrywania spamu (wtyczka do WordPressa: https://wordpress.org/plugins/akismet/). Nawet posiadając Akismeta trzeba monitorować folder “spam” w komentarzach, bo czasami zdarzy mu się wrzucić tam normalny, niespamowy komentarz. Drugie rozwiązanie, uzupełniające Akismeta, to automatyczne wyłączanie możliwości komentowania postów starszych niż X dni. U mnie jest to aktualnie 60 albo 90. Taka blokada wyeliminowała u mnie dobre 90% botów. Po ustawieniu takich mechanizmów ręcznie z bazy usunąłem cały spam, zajęło mi to pół pięknego dnia :).
Alternatywą jest Disqus. To rozwiązanie służące właśnie do dodawania mechanizmu komentarzy do treści (nie tylko blogów). Setup w WordPress jest bardzo prosty: tworzysz konto na Disqus, instalujesz wtyczkę i gra muzyka, masz komentarze na Disqus. Ja nie używam: chcę mieć “na własność” wszystkie treści pojawiające się na moim blogu, ale wiele osób go stosuje i sobie chwali. Ciekawym side-efektem używania Disqusa jest to, że wtedy cały blog staje się… readonly! Można więc całość wrzucić w cache albo serwować wspomniane wcześniej statyczne strony.
RSS
RSS – znasz? Wiesz, to taki endpoint, który zwraca XML z informacjami o ostatnich postach. Bardzo popularne to było jeszcze ze 2 lata temu, dopóki Google nie ubił swojego czytnika RSSów (Google Reader). Od tamtej pory na popularności RSS BARDZO stracił, stając się bardziej kanałem integracji między systemami niż kanałem komunikacji blog->człowiek. Skorzystały na tym social media.
Teraz RSS służy głównie do integracji. Mało kto skorzysta, ale musisz mieć.
Każdy silnik takie coś generuje. W WordPress domyślnie pod adresem /feed. Musisz mieć RSS, żeby różne roboty (o których pisałem w sekcji “Promocja” mogły operować na Twoich postach. Niejeden programista oczywiście nadal z RSS korzysta, więc i dla niektórych ludzi będzie to pomocne, ale…
I teraz jedna z głównych różnic między postem dzisiejszym a postem poprzednim. Wówczas zalecałem korzystać z FeedBurnera – to taka usługa Google’a, która bierze Twój RSS i go “ulepsza”. Pozwala na oszacowanie liczby subskrybentów, doklejenie jakichś reklam, linków do social media itd. Teraz RSS to mechanizm na tyle mało istotny jeśli chodzi o promocję bloga, że nie ma sensu głowy tym sobie zawracać. Tym bardziej, że pewnie Google i to niedługo wyłączy (ot, taka prognoza na najbliższe 3 lata).
Statystyki
Podkreślałem, żeby nie nastawiać się na setki (albo nawet dziesiątki) czytelników, przynajmniej na starcie. Ale mimo to: lepiej mieć kilku czytelników i wiedzieć ilu i skąd, niż mieć kilku i nie wiedzieć o nich niczego.
Google Analytics to właściwie standard. Załóż konto, zainstaluj plugin w WordPressie i ciesz się z bardzo dokładnych statystyk. Lepiej mieć niż nie mieć.
Google Analytics – obowiązkowo. Brand24 i Sotrender jako ciekawostki.
Przy statystykach wspomnę jeszcze o mechanizmach monitorowania social media. Mamy takie coś jak Brand24 i Sotrender. To systemy pozwalające badać Facebooka, Twittera (i coś tam jeszcze pewnie też) w poszukiwaniu informacji o tym “co o nas mówią”. Jest to raczej ciekawostka, chyba że będziesz zakładać bloga kulinarnego, parentingowego, modowego itd. Ja kiedyś na to zerknąłem i póki co – nie używam. Może w przyszłości zacznę, ale tak jak wspominałem: prawdopodobnie nie jesteś w mojej sytuacji.
Hosting
Nie stawiajcie blogów na blogspot.com, bloger.com czy innych takich miejscach. Miejcie swój hosting bo tylko tam posiadacie pełną kontrolę nad wszystkim. Pamiętajcie żeby zadbać o backup bazy (dobry hosting sam powinien o to dbać)!
Jeśli WordPress to polecam Webio. Łatwo go postawić także na Azure (video: WordPress na Azure).
Wszystkie moje rzeczy stoją na Webio. Chodząc po tym blogu sam(a) możesz ocenić, czy działa wystarczająco OK czy też nie… biorąc pod uwagę, że pod spodem stoi właśnie WordPress z dość ciężkim szablonem. Z tego co wiem to niedawno w ich serwerowni nastąpiły pewne ulepszenia, co zauważalnie odbiło się (pozytywnie) na szybkości działania stron. Webio miało w ubiegłym roku kilka wpadek, ale… cóż, każdy zalicza wpadki. Nawet AWS czy Azure.
Coś jeszcze?
Pewnie tak… Niektóre tematy z poprzedniego posta są na tyle aktualne, że tutaj nawet ich nie poruszyłem (np. jakie informacje powinien zawierać URL). Po raz kolejny zachęcam do jego odwiedzenia.
W zależności od postawionego celu i roli, jaką blog ma pełnić w Twoim życiu, praktyki związane z blogowaniem będą różne. Najważniejsze to: JUST FUCKIN DO IT! Jeśli nie chcesz teraz to poczekaj te kilka dni na dodatkową motywację.
Może macie konkretne pytania w tym temacie? Dawajcie znać w komentarzach, postaram się dalej podzielić doświadczeniem.
A póki co: zapraszam do zapisania się na mój newsletter oraz polajkowania fanpage i… powodzenia :).