O tym, że krzesło jest bardzo ważnym elementem wyposażenia stanowiska pracy programisty, przekonywać nikogo nie trzeba. Ja od lat eksperymentuję z różnymi siedziskami, i jest… tfu, coraz gorzej. Z utrzymaniem pozycji, z bólem pleców, z trzeszczeniem stawów, ze strzykaniem w stopach i kolanach – starość nie radość. I coraz ciężej wysiedzieć na stanowisku te 9-15 godzin dziennie, w zależności od potrzeb i chęci.
[
Wtrącenie uprzedzające rehabilitanckie porady pojawiające się zawsze gdy poruszam ten temat: basen nic tu nie da! Chodziłem na basen 5x w tygodniu przez 3 miesiące i wcale nie było lepiej. Owszem, bardzo miło jest sobie z rana popływać, ale w kontekście zdrowia/pleców: co z tego, skoro potem siadam na to samo narzędzie tortur, które przez resztę dnia ciężko pracuje, z powodzeniem, nad zniwelowaniem zbawiennego wpływu basenu na ciało?]
Siedziałem i na zwykłym krześle kuchennym – masakra. I na podstawowym badziewiu za stówę, jakie można spotkać w (jak to wynika z mojego doświadczenia) większości biur – da się, ale wygodnie nie jest. Siedziałem na tzw. “fotelu prezesa”, czyli wielkim pseudoskórzanym (a raczej “ceracianym”) bydlęciu – chyba moje najgorsze siedzisko w życiu. Kiedyś z kolei po lekturze różnych ergonomiczno-rehabilitacyjnych artykułów zainwestowałem nawet w klękosiad… Ale jakbym był stworzony do spędzania połowy życia na kolanach to bym pracował przy szosie S8 w mini-spódniczce, a nie jako programista. Plecy faktycznie mniej bolały, ale nogi to myślałem że mi pękną w połowie. Oddałem dla kumpla, ciekawe czy jeszcze da radę łazić.
Aktualnie mam coś, co przez dwa lata sprawdzało się całkiem nieźle. Nie wiem nawet jaka to firma, ale ma dwa plusy: da się wymontować podłokietniki i ma uwypuklenie na dole pleców. Jednak jako że to tania chińszczyzna, to nie dość że trzeszczy już jak palce mojej babki podczas odmawiania różańca i się giba na boki jak głowa mojej babki podczas odmawiania różańca, to coraz bardziej dają mi się we znaki godziny spędzane przed komputerem.
Niedawno postanowiłem więc temu zaradzić. Wpadło mi akurat trochę niespodziewanej gotówki i doszedłem do wniosku, że już czas zainwestować w porządne, renomowane, ergonomiczne, polecane siedzisko z prawdziwego zdarzenia. Założenia miałem takie:
- cena: nie chciałem żeby mnie ograniczała, ale też nie chciałem wydać 4tys na jakiegoś Aerona, więc ustawiłem sobie limit 2tys zł – jest to granica, poniżej której znajduje się prawdopodobnie z 90% krzeseł dostępnych na polskim rynku więc powinno wystarczyć
- ergonomia: po 8-9 godzinach pracy mam nie czuć wstrętu do komputera; mam się nie krzywić na myśl “a może bym sobie w coś pograł?” wiedząc, że skończy się to na wygibasach w poszukiwaniu dogodnej pozycji; mają nie boleć plecy, ma nie boleć kark i mają nie boleć nogi
- wygoda: za takie pieniądze chciałbym mieć krzesło, z którego chętnie korzystałbym nawet odchodząc od komputera, na przykład do poczytania książki czy posłuchania muzyki; chciałbym woleć to krzesło niż chociażby swój, skądinąd bardzo godny polecenia, choć trochę już sfatygowany fotel fatty
Chyba nie są to zbyt wygórowane oczekiwania?
Spędziłem w internecie długie godziny czytając opinie, fora, wypytując znajomych, szukając recenzji… I w końcu wybrałem. Miał to być albo Ergomax Ergohuman albo Grospol Futura 10. Po pewnym zamieszaniu w ostatniej chwili kumpel podrzucił mi jeszcze jedno do obejrzenia: Grospol Ioo. Opis, filmik, funkcjonalności, możliwości regulowania, wygląd… wszystko dotyczące tego ostatniego strasznie mi się spodobało, więc zamówiłem.
Byłem tak podekscytowany, że w dzień dostawy obudziłem się o 4 rano i nie mogłem spać – tak bardzo na nie czekałem. W końcu przyszło. Około pół godzinki zajęło mi rozpakowanie i skręcenie go i już mogłem się delektować. Świetną jakością wykonania, solidną pozycją, ekstra wyglądem…
I bardzo, ale to bardzo starałem się nie dopuszczać do siebie myśli “kurde, ono powinno być chyba bardziej wygodne!“.
Niestety, okazało się, że wcale nie jest tak dobrze jak się spodziewałem. Wszystko próbowałem regulować wielokrotnie, ale cokolwiek bym nie ustawiał – wytrzymywałem może max. kwadrans bez wiercenia się.
Zagłówek jest jakiś bez sensu – głowa nie ma szans na nim spoczywać podczas normalnej programistycznej pracy. Fajnie się majta jak się już na nim głowę położy, i faktycznie “podąża za łbem”, ale miałem nadzieję znaleźć rozwiązanie, które wyeliminuje ból karku. Nadzieja matką głupich.
Podłokietniki – super, tak świetnych możliwości 3D-regulacji tej części krzesła nie widziałem jeszcze nigdy. Ale ich największą zaletą było to, że da się je opuścić tak nisko, że “wjeżdżają” pod biurko, więc nie trzeba ich wykręcać. Czy ktoś w ogóle korzysta z podłokietników podczas programowania? Czytałem na ten temat jakieś różne porady, ale po prostu nie potrafię sobie tego wyobrazić. Skoro klawiatura leży na biurku, to i podłokietniki muszą być na poziomie biurka. Ale wtedy nie wjadę krzesłem pod biurko, więc będę od niego oddalony, więc nie dosięgnę klawiatury mając ręce na podłokietnikach. Que pasa paradox. Jak jest z tym u Was?
“Wyprofilowany odcinek lędźwiowy” niby spełniał swe zadanie – delikatnie wypychał plecy do przodu powodując zaczątki wyprostowanej sylwetki – ale po dłuższym czasie po prostu uwierał. Skończyło się na tym, że co chwila go regulowałem w górę i w dół, nie mogąc znaleźć odpowiedniego ustawienia. Ciągle coś nie tak.
“Ergonomiczne oparcie” najzwyczajniej w świecie ściskało mi plecy po bokach, przez co pojawił się spory dyskomfort w okolicach łopatek. Za wąskie…? A wcale jakiś wielki/szeroki przecież nie jestem.
I co dziwne – żadne z poprzednich siedzisk nie powodowało bólu, że tak wulgarnie napiszę, dupy! A to, które kosztowało więcej niż wszystkie one razem wzięte, tak!
Tego było za wiele.
Na krześle siedziałem w sumie dwa dni. Zdecydowałem się na zakup w sklepie Centrum Krzeseł między innymi dlatego, że czytałem sporo opinii o tym jakie mają świetne podejście do klienta. I faktycznie – okazało się, że bez problemu mogę krzesło zwrócić. Ba, jakbym miał problem z rozkręceniem, to nawet mogłem odesłać je w całości!
Skończyło się na tym, że jadąc na MTSa zapakowałem krzesło do samochodu i po drodze wstąpiłem do ich warszawskiego salonu. Problemem nie było nawet to, że przywiozłem samo krzesło bez kartonu – w ciągu kilku chwil kasę miałem z powrotem na koncie! Mogłem też sobie do woli poeksperymentować z całą masą krzeseł na ich ekspozycji. Tak więc o ile krzesło okazało się niewypałem, to sklep Centrum Krzeseł mogę polecić z czystym sumieniem – wszędzie powinno się tak podchodzić do klienta!
No ale… co dalej? Kolejne dni mijają, a ja nadal bujam się na tym paskudnym rozklekotanym gracie, który w końcu mnie doprowadzi do wózka inwalidzkiego. Opcji mam kilka:
- Futura 10, jak miało być pierwotnie… ale posiedziałem na niej na ekspozycji i wcale nie wydaje mi się taka świetna
- Nowy Styl Enjoy – chyba zapowiada się najlepiej ze wszystkich jakie przetestowałem na ekspozycji, ale też nie wygląda to na wygodę jakiej oczekiwałem! a w nim siedziałem w sklepie najdłużej
- Ergomax Ergohuman – na pierwszy rzut oka (wirtualnego – nie widziałem na żywo) wydaje się być “tap madl”, ale w internecie czytałem o nim różne opinie, w tym sporo negatywnych, przez co trochę obawiam się kolejnego nietrafionego zakupu, tym razem pewnie bez możliwości zwrotu (bo ergomaxów nie ma w CK)
- Kulik System – znajomy podesłał info na facebooku o takim wynalazku… chyba muszę o tym więcej poczytać
Największym problemem jest generalnie to, że w swoim Białymstoku mogę pooglądać co najwyżej stołki w Jysku. Nie znajdę tu raczej sklepu meblowego z prawdziwego zdarzenia, gdzie usiądę i na tym, i na tamtym. Zresztą… co z tego że byłem w takim sklepie oddając Ioo skoro żadne mi nie podpasowało?
I tym sposobem dochodzę do ostatniej możliwości, ku której skłaniam się coraz bardziej. W jakimś medium, czy to na Facebooku czy to na Twitterze, Paweł puścił linka do http://www.dxracer.pl/. I tak sobie myślę… skoro żadne “prawdziwie ergonomiczne”, nawet te podchodzące prawie równo pod 2tys, mi nie podpasowało, to może takie będzie odpowiednie? Jak w programowaniu – nie mogę rozwiązać problemu jednym sposobem, to kolejnego dnia podchodzę do niego z zupełnie innej strony. W necie natrafiałem właściwie na same pozytywne opinie (fora pokerzystów, opinie na allegro, komentarze do filmików na youtube…).
Tak czy siak kolejny strzał to będzie ryzyko – i prawdopodobnie bez możliwości zwrotu. Więc może jak już potencjalnie łamać sobie plecy przez kolejne lata to chociaż na czymś co zajebiście wygląda?:) Co o tym myślicie?
Na koniec dwa linki dla chcących podrążyć temat:
- “Najlepsze krzesło dla programisty” na devPytaniach
- “Mój Aeron” – post na blogu (sprzed 3,5 roku) o problemach z krzesłem, ciekawe komentarze