Piszesz, publikujesz, robisz coś fajnego. A ktoś traktuje Cię za to jak śmiecia. Czasem obrażając połowę Twojego drzewa genealogicznego. Albo w bardziej cywilizowany sposób daje wyraz swojej dezaprobaty.
Twoje treści są słabe! Co robisz? Płaczesz, zamykasz się w sobie, blokujesz się? Być może. A to źle.
Problem
Każda osoba generująca wartość w internecie musi liczyć się z negatywnym odbiorem swojej treści. Tak to już niestety jest: “hejt” wypływa na powierzchnię. Nie, nie jak oliwa. Jak gówno. Dlaczego tak jest? O tym niżej.
Hejt wypływa na powierzchnię. Jak gówno.
Zaczynając prowadzić bloga, przez wiele godzin po opublikowaniu tekstu zżerałem paznokcie w obawie przed nieprzychylnymi komentarzami. Startując z prezentacjami – bałem się tego jeszcze bardziej, bo powstawało ryzyko krytyki face2face. Uruchamiając podcast – spać nie mogłem, przejmując się odbiorem na zapas.
Mam to szczęście, że przez dekadę działalności w community nie natknąłem się na zbyt wiele złych reakcji. Ale to raczej wyjątkowa sytuacja. A może po prostu tak dobrze opanowałem poniższe rekomendowane sposoby radzenia sobie z tym, że już nawet ich nie zauważam?
Wiem jednak, że jest to problem dla wielu osób. “Good news, everyone“! Mam dla Ciebie sprawdzone sposoby na to, aby smutek i łzy zamienić na uśmiech, porcję energii lub po prostu wzruszenie ramion.
I od razu zastrzeżenie, żeby nie było niedomówień: granica pomiędzy “negatywnym feedbackiem” czy “destruktywną krytyką” a “hejtem” jest płynna. Na ten temat nie ma sensu dyskutować, więc odpuśćmy sobie.
Tęczowy filtr
W internecie nie ma jednoznacznych emocji: tylko suchy tekst i suche liczby. Każde zdanie można zinterpretować na wiele sposobów. I wiesz co? Rzeczywistość jest nieistotna! Stan faktyczny się nie liczy. Liczy się tylko Twoja interpretacja. Wszystko między czeluściami internetu a Twoją czachą przechodzi przez wiele filtrów. Świadomie dodaj kolejny do kolekcji: tęczowy filtr.
Ludzie mnie lubią – Ty też! Jedni bardziej, inni mniej, ale wszyscy życzą mi dobrze. Ty też! Każdy – Ty też! – trzyma za mnie kciuki. Z radością konsumują moje treści i chcą więcej. Bardzo mnie to cieszy, motywuje i napełnia energią do działania.
Możesz teraz pomyśleć: “wariat, nawet nie znam kolesia“. Albo: “haha lol, ale debil, ja wchodzę tu tylko po to żeby go zaraz zjechać w komentarzu xDxDxD“. Albo: “to prawda, ale skąd on to wie?“.
Wychodząc na scenę na konferencji, widzę na widowni samych przyjaciół. Publikując kolejny tekst, odcinek podcasta czy video na youtube: kieruję je do ludzi nastawionych do mnie pozytywnie. Czyli do wszystkich.
Masz tutaj sekret na miarę Pałlo Kałello: prawda nie ma znaczenia. Mój świat jest w mojej głowie. Albo jeszcze lepiej: to wszystko to tylko mój sen. Gdy się obudzę, wszystko to zniknie.
Prawda nie ma znaczenia. Liczy się tylko Twoja interpretacja.
Zamontowałem sobie tęczowy filtr i nigdy go nie zdejmuję.
Teraz pora na Ciebie. Ludzie Cię lubią – ja też – naprawdę! Wszyscy życzymy Ci dobrze – ja też – naprawdę! Wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki.
Ktoś narzeka na Twój kod? Bardzo dobrze, jego zamiarem jest uczynienie Cię lepszym programistą!
Ktoś mówi, że Twoja prezentacja była słaba? Super! Po prostu kolejnym razem chce zobaczyć lepszą! Motywuje: “możesz jeszcze więcej!”
Ktoś wciska na wykopie minus zamiast plusa przy moim poście? No i elegancko, jego prawo. Gdyby miał więcej czasu – na pewno napisałby mi maila z szerszym wyjaśnieniem. Ale czasu nie ma, więc w taki sposób pomaga mi tworzyć lepsze teksty.
Każdy feedback można zinterpretować albo pozytywnie albo negatywnie. Każdy feedback interpretuję pozytywnie. To działa.
Zobacz:
Na początku roku jeden internetowy kolega założył blog programistyczny. Opublikował od tamtej pory dziesiątki (sic! a teraz dopiero mamy wiosnę) postów! O każdym nowym poście informował na Twitterze. W końcu musiałem dać wyraz swojemu uznaniu i odpisałem mu: “aleś się rozpisał!“. W sensie: “wow, stary, świetna robota, trzymaj tak dalej!“. Pech chciał, że akurat tego dnia pojawił się krótki post o długości zaledwie kilku zdań. I co zrozumiał kolega? “ej, takie krótkie teksty to ty sobie zachowaj, dopracuj, dopisz coś i dopiero wtedy publikuj, nie odwalaj chały“. Tak odebrał moje przyjazne zagadanie, bo internety zawsze można interpretować na kilka sposobów. WTF? Dlaczego ja – albo ktokolwiek inny – miałbym mieć coś takiego na myśli? Ale czy dało się tak zrozumieć mojego tweeta? Dało się. Więc musiało się tak stać, prawda? Bum! Na szczęście to nieporozumienie zostało szybko wyjaśnione.
(P.S. Celowo nie podałem linka do twittera albo bloga tego kolegi, będzie chciał to sam się ujawni ;) )
Stojąc na “interpretacyjnym rozdrożu” mamy tendencję wybierać tę rzeczywistość, która nas w jakiś sposób krzywdzi. To takie polskie! Zakładamy, że każdy chce nam wbić szpilę. Szczególnie online. Podczas gdy wcale tak nie jest! Tęczowy filtr to the rescue!
I nie, nie chodzi o to, żeby negować każdą uwagę krytyczną pod swoim adresem. Jakże byłoby nudno, gdybyśmy tylko wszyscy klepali się ciągle po plecach mrucząc: “mmm ale ty jesteś zajebisty, wszystko robisz najlepiej“. Krytyka jest koniecznym elementem w procesie ulepszania się. Ale chodzi o krytykę konstruktywną. Taką, która wytyka faktyczne niedociągnięcia i proponuje alternatywę.
Ktoś coś do Ciebie pisze? Znajdź perspektywę, z której nadawca wiadomości nie staje się Twoim wrogiem, a chce Ci pomóc. “When in doubt: enjoy“.
Fuck’em all
No ale właśnie: “when in doubt“. Czasami jednak nie ma żadnych niedomówień. Nie ma miejsca na zawahanie, na interpretację. Na przykład: “ale ten blog jest zjebany!“. Jak by takim komunikatem nie obracać, na wszystkie strony: nie da się z tego niczego dobrego wyciągnąć.
Co wtedy? To:
I wasn’t born with enough middle fingers
Marilyn Manson
Łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić, prawda? Właśnie że nie, zrobić też bardzo łatwo! Nie wdawaj się w dyskusje. Nie próbuj obrócić w żart. Nie pytaj o wyjaśnienia. Nie toleruj. Po prostu: KASUJ takie komentarze i zapominaj o nich.
Pamiętasz, że po nałożeniu tęczowego filtru wszyscy Cię lubią, prawda? Więc kogo taki filtr nie zatrzyma? Tylko naprawdę złych, podłych ludzi. Nasiąkniętych negatywizmem, pragnących Twojej zguby. Oni chcą sprawić Ci przykrość. Cieszy ich Twój smutek. Ha, chłepczą swoimi paskudnymi ryjami Twoje gorzkie łzy i śmieją się z tego! Biorą wszystkie Twoje plany jako zakładników. Ale znasz zasadę, że z terrorystami się nie negocjuje. Ich się eliminuje!
Z terrorystami się nie negocjuje. Ich się eliminuje!
Ja lubię czasem z takimi delikwentami podyskutować albo nawet zrobić sobie screena i zatrzymać na pamiątkę. Ale nie radzę tego robić przedwcześnie – do tego trzeba być gotowym. Ja na początku swojej drogi w społeczności miałem “chrzest ognia”, który mnie prawie załamał. Udało się wyjść z tej próby silniejszym, a nie złamanym, i teraz na wiele mogę sobie pozwolić. Proces utwardzania dupy (czy skóry?) był bolesny, ale dzięki niemu – mało co mnie dzisiaj rusza.
Przyczyna i cel
Ale skąd tyle negatywnych reakcji? I dlaczego są one tak bardzo widoczne?
Z jakiegoś powodu “hejterzy” (lub “ostrzy krytycy”, jak pewnie wolą się nazywać) potrafią zdominować dyskusję. Wystarczy jeden, żeby zepsuć odbiór całej treści. A on szybko przyciąga kolejnych. Wszy też chodzą stadami.
Nawet jako odbiorca treści możesz walczyć z tym zjawiskiem. Czytasz coś, co Ci się podoba? Jak często dajesz wtedy kciuka na fejsie, plusik na wykopie albo jakikolwiek inny wyraz uznania dla autora? Nieczęsto? No właśnie. A ci drudzy aktywnie działają za każdym razem. Co zrobić? Nie musisz nawet zostawiać komentarza, bo to wymaga więcej zachodu. Zwykłe proste liczby, zwiększane jednym kliknięciem, mogą wiele zmienić. Uwierz mi, serio tak jest.
Jako odbiorca – też możesz pomóc!
Tu nie chodzi o durne akcje w stylu “damy groszminusvat na karmę dla głodnych wyliniałych kotków za każdego lajka“. Tu chodzi o walkę z negatywnymi emocjami. One są bardziej dosadne, bardziej widoczne, przejaskrawione i głośne. Ale zwiększając ilość emocji pozytywnych, spychamy te złe na margines. Niestety: dobrych potrzeba dużo więcej niż złych, bo inaczej zostaną zagłuszone.
Kończąc pozytywnym akcentem: ci źli już działają na maksa swoich możliwości. Nie lubią odpoczywać, wystawili wszystkie wojska, ich nie będzie więcej. A druga strona ma jeszcze bardzo, bardzo duże rezerwy.