Przejdź do treści

DevStyle - Strona Główna
Nauka programowania w szkołach? Dokąd zmierzamy?

Nauka programowania w szkołach? Dokąd zmierzamy?

Maciej Aniserowicz

28 marca 2017

Na miękko

Tagi:

    Programowanie w szkołach? Jestem jak najbardziej ZA! Tylko warto zadać kilka pytań pomocniczych…

    Dość entuzjastycznie przyjąłem wiadomość o planach wprowadzenia nauki programowania do szkół podstawowych. W końcu IT rządzi światem i to się raczej nie zmieni. Jednak chyba nadszedł czas na pierwsze realne obawy związane z projektem.

    W ostatnich dniach pojawiło się u mnie bardzo wiele pytań i niewiele odpowiedzi w tym temacie.

    Gov-promocja

    Najpierw obejrzyj oficjalny, ministerialny filmik promocyjny:

    No… właśnie. Co Ty na to?

    Cel(e)

    Każda zmiana, każdy projekt, każda aktywność prowadzi do jakiegoś celu. Jeśli jest on jawnie zdefiniowany: to świetnie. Bo wtedy można zmierzyć powodzenie przeprowadzanej inicjatywy.

    O celach w kontekście “nauki programowania w szkołach” dumałem już dawno. Wiem, jakie byłyby MOJE. Jednak dopiero teraz zaczynam się zastanawiać, do jakiej wizji dążyć będzie “oficjalna” wersja. Na podstawie tego krótkiego filmiku wydaje się, że… niestety, nie jedziemy tą samą furą, romantycznie, w stronę zachodzącego słoń(c)a.

    Czy celem wprowadzenia nauki programowania do podstawówek powinno być… nabycie umiejętności programowania? Otóż paradoksalnie: nie! Można zacząć “język programowania” traktować jako obowiązkowy “język obcy”. Fajnie, gdyby każdy na swojej edukacyjnej ścieżce liznął jakiegoś IFa, jednak… Nie tutaj leży największa potencjalna wartość całego projektu. Prawdziwa korzyść “nauki programowania” to nie pisanie kodu! Tylko ZROZUMIENIE jak działa dzisiejszy świat. Wzrost świadomości. Klepanie literek to tylko najprostsza – i na pewno nie najlepsza – z możliwych opcji do wyboru.

    Cyber-nation?

    W XXI wieku nawet dwulatki obsługują tablety. A >50-latki często nie mają pojęcia, jak się to wszystko kręci. Byłbym wniebowzięty, gdyby za 15 lat te dzisiejsze dwulatki rozumiały choć w niewielkim stopniu “co to jest Facebook“. Albo potrafiły świadomie zrobić na iPadzie coś więcej, niż tylko włączyć Angry Birds albo wysłać snapa.

    WIEDZA zdobyta w szkole siłą rzeczy przepłynęłaby także do domów. Do tych starszych. Istnieje szansa, że rodzice zostaliby zarażeni przez dzieci zainteresowaniem technologią. A może nawet procesami logicznego myślenia? Nieustannie wpatrzone w ekranik, podpięte do onlajnów MASY, tępo klikające po internetach, nagle zdobywają świadomość! Czyż to nie cudowna wizja?

    Jednak do tego potrzeba… właśnie EDUKACJI! Przedstawienia podstawowych “informatycznych klocków”. Wystukać – jak w pokazanym filmiku – “function włączŚwiatło“? Po co? To jest już zadanie dla programisty, a niekoniecznie ucznia. Własnoręczne wygenerowanie magicznych szlaczków na ekranie nie spowoduje, że przestaną być one magiczne.

    Nie możemy pozwolić na zbudowanie mitu, nierealnej wizji, w której szkoła “produkuje” programistów. Tak samo jak teraz sama obecność w programie nauczania matematyki czy języka polskiego nie produkuje matematyków i polonistów.

    Czy to możliwe, by szkoła nauczyła “programowania domu”, o którym mówi się w filmiku? Ja wiem, że to tylko przykład. Ale mimo wszystko: może to zostać potraktowane jako fałszywa obietnica.

    Jakie będą oczekiwania dzieci, które będziemy łudzić takimi bajerami?

    A jak będą kształtowały się oczekiwania społeczeństwa – zbombardowanego takim przekazem – względem dzieci? Chodzisz do tej szkoły, uczysz się tego programowania, a nawet domu nie umiesz zaprogramować!

    Daj, ać ja pobruszę, a ty pokoduj

    Na koniec jeszcze temat, którego przemilczeć nie mogę: mama filmowego ucznia. Właściwie od zawsze byliśmy przyzwyczajani do wizerunku “starszych nieogarów”, dla których te całe komputery są dziełem szatana, złodziejami czasu i nośnikami złych emocji. Ale tym razem zorientowałem się, że podlinkowany materiał nie przedstawia pokolenia moich – naszych – rodziców, o nie! Tutaj mamusia, frywolnie brykająca ze szmatą, to moje – NASZE – pokolenie! Pokolenie X, a może nawet Y!

    Czy dobre i prawdziwe jest przedstawianie NAS w taki sposób? Że dziwimy się na widok zapalonej z poziomu kanapy żarówki? Że nie ma ratunku, i 10-latki są od nas oddzielone przepaścią nie do przebycia? Przecież to fałsz! Ta mama sama na pewno z kompa korzysta i poza szmatą umie posłużyć się też klawiaturą.

    A jeżeli zbyt naiwnie na 30-40 latków, moich rówieśników, patrzę, to… czy nie powinniśmy próbować zbudować most? Poprzez pokazywanie WSPÓLNEJ nauki, nadrabiania zaległości, poznawania świata RAZEM. A nie powiększać dystans wymyślając protekcjonalnych mikro-geniuszy, dla których my sami jesteśmy już za głupi.

    Credits

    To wszystko są moje obawy wygenerowane przez półminutowy filmik na jutubie. Narosły one wokół innych pytań – w dość oczywisty sposób lęgnących się prawdopodobnie w wielu głowach.

    Po pierwsze: KTO będzie uczył? Kto nauczy nauczycieli? Jak “nauka programowania” będzie różniła się od “informatyki”, obecnej przecież w szkole już dziś? Informatyki, na której albo formatuje się nagłówki w Wordzie albo gra w Sokobana.

    I po drugie: co się stanie, gdy hobby nielicznych programistycznych pasjonatów stanie się obowiązkiem ogółu? Coś, co robią teraz z własnej woli, zacznie być mierzone, oceniane i porównywane. Czy to nie spowoduje buntu i zniechęcenia?
    Mamy “IT-siłę” w narodzie. Nawet w moim konkursie programistycznym Daj Się Poznać wśród prawie 1000 Uczestników znaleźć można 14- czy 15-latków. Im się CHCE.

    Czy nadal będą chcieli, gdy będą musieli?

    Zobacz również