Przejdź do treści

DevStyle - Strona Główna
Garść refleksji po mojej sesji na 4Developers

Garść refleksji po mojej sesji na 4Developers

Maciej Aniserowicz

15 kwietnia 2013

Na miękko

W 2008 roku postanowiłem sobie: oprócz bycia bloggerem będę też prelegentem. Pierwsza próba prezentacji wiązała się jednak z tak olbrzymim stresem, że od razu po jej zakończeniu pojawiła się decyzja kolejna: jednak nie będę prelegentem.

Od tamtej pory decyzję zmieniałem jeszcze ze 2 razy (co chyba na blogu nawet opisywałem w podsumowaniach rocznych), aż w końcu mniej więcej rok temu dostałem zaproszenie na wystąpienie na pewnej konferencji i gdy po raz kolejny z rzędu musiałem odpisać “sorry, nie występuję, nara”, stało się coś dziwnego. Mianowicie w środku jakaś siła, owsik z zapędami wodzowskimi czy co, zakrzyknęła “don’t be such a pussy!”. I postanowiłem: tym razem się tak szybko nie poddam. Zabrałem się za metodyczne zapoznawanie się z teorią wystąpień publicznych (książki, blogi etc), zapisałem się do lokalnego odłamu klubu Toastmasters, zgłosiłem kilkukrotnie jako prelegent na białostockich grupach .NET, i czekałem na okazję “czegoś większego”.

Okazja trafiła się dość szybko: trafiła do mnie informacja o tym, że całkiem spora konferencja 4Developers szuka prelegentów. Pokonałem wątpliwości, wysłałem zgłoszenie i zostałem przyjęty. Z zapałem zabrałem się za przygotowania. To miał być w końcu najważniejszy do tej pory sprawdzian – pierwsze wystąpienie na płatnym wydarzeniu! I właśnie w miniony piątek, 12 kwietnia, do zdawania tego sprawdzianu przystąpiłem.

Zanim przejdę dalej: od kilku uczestników otrzymałem feedback, za który dziękuję, a jeśli, drogi Czytelniku/droga Czytelniczko, byłeaś na prezentacji obecnya i jeszcze tego nie uczyniłeaś to podziel się również proszę swoimi uwagami czy to w komentarzu, czy to mailem, czy to nawet listem poleconym priorytetowym.

Skutki

Egzamin ten niestety oblałem. Notkę tą zostawiam sobie na przyszłość – ku przestrodze. A może i inny prelegent-wannabe to przeczyta i uniknie podobnych błędów podczas zdobywania prelegenckich szlifów.

Z perspektywy publiczności całe widowisko nie wyglądało chyba tak źle jak z mojej, bo opinie jakie na razie do mnie dotarły mieszczą się w przedziale od “może być” po “super”. Jednak niektóre elementy spać mi później nie dały.

Po pierwsze, moje wystąpienie trwało ok 35 minut zamiast 50. Domowe ćwiczenia zawsze kończyły się w okolicach 47. minuty, co było moim celem. Jednak tam, na miejscu, w trakcie mówienia widziałem, że slajdy lecą jeden po drugim, a czas na stoperze jakoś dziwnie stoi w miejscu. Z minuty na minutę zwiększał się stres i jedyne co miałem w głowie to myśl “skończę po pół godziny i co dalej?”. Na szczęście uczestnicy konferencji okazali się bardzo czynni i zainteresowani tematem i pozostały czas udało się zapełnić interesującą sesją Q&A. BTW, podczas tego elementu padały pytania, na które odpowiedzi miałem zawarte w prezentacji, ale… zapomniałem o nich powiedzieć. Normalnie żal.pl.

Po drugie, przez cały czas byłem jakby “obok siebie”. Stałem obok i sam się na siebie gapiłem, mając minimalny wpływ na słowa które ze mnie wypływają. Takie zjawisko obserwuję podczas każdej swojej prezentacji, jednak w piątek było nasilone bardziej niż zwykle. Niby mówiłem, pewnie przez większość czasu nawet z sensem, ale wszystko działo się automatycznie. Jedyne na czym naprawdę mogłem się skupić to narastający stres i płynący zbyt wolno czas.

Po trzecie wreszcie, podczas mówienia pojawiły się jakieś problemy z gardłem. Na szczęście tym razem nie zapomniałem wziąć ze sobą butelki wody. Gdyby nie to, przez większość czasu pewnie charczałbym jak świnia której świeże pomyje do koryta wlano.

Czynników na minus było więcej, ale te są najważniejsze. Podsumowując: z żadnego wystąpienia, nawet swojego pierwszego sprzed lat, przez które o mało nie posiwiałem, nie byłem mniej zadowolony.

Przyczyny

W samochód wsiadłem od razu po lunchu. Całą drogę Warszawa-Białystok spędziłem zastanawiając się “WTF???”. Najłatwiej byłoby to zwalić na los czy pecha, po raz kolejny postanowić “to nie dla mnie, jednak zostanę wyłącznie przy udzielaniu się online” i przejść nad tym do porządku dziennego. Ale to by było bez sensu. Dlatego też wynik swoich przemyśleń online pozostawię. Na przyszłość, drogi aspirancie na speakera, pamiętaj:

Przygotowań nigdy za dużo. Gdy już dzięki ćwiczeniom, mówieniu do lustra, dojdziesz do etapu w którym jesteś z siebie usatysfakcjonowany – jeszcze trochę poćwicz. Ja na tym etapie ćwiczenia skończyłem i to okazało się niewystarczające na “live” i stres. Szczególnie na konferencji “spina” może być większa niż na lokalnej grupie pasjonackiej, bo i skala wydarzenia jest inna.

Slajdy są po to, aby pomóc także tobie. Często oglądając cudze wystąpienia widziałem praktykę umieszczania na slajdach jedynie tytułu oraz jakiegoś związanego z nim zdjęcia. Pomysł fajny i postanowiłem go wykorzystać. Z tym że wrzucanie zdjęcia kotka, pieska czy kolesia łapiącego się za głowę, nawet jeśli ma to powiazanie z omawianym aktualnie tematem, wydało mi się trochę durne. Więc poszedłem o krok dalej i po prostu usunąłem ze slajdów treść, zostawiając goły tytuł. To chyba najdurniejsza, najbardziej irracjonalna i bezsensowna decyzja tego dnia. Gdybym miał jakieś, minimalne nawet, teksty na slajdach, to ludziom łatwiej byłoby przyswoić sobie to co mówiłem. Mało tego – gdybym na slajdach widział co PLANOWAŁEM powiedzieć w danym momencie, to pewnie bym nie pominął ok 30% zamierzonej treści. Więc i stres byłby mniejszy. Nawet sekcję “notatki dla prezentera” w PowerPoincie miałem pustą. Nadziwić się swojemu debilizmowi teraz nie mogę co mnie podkusiło aby taką głupotę uczynić. Nigdy więcej.

Impreza przedkonferencyjna może zniszczyć. Dzień przed 4Dev zorganizowano imprezę dla prelegentów i uczestników. Co prawda z mojej strony nie było żadnych szaleństw. Nie złożyłem się, nie poszedłem spać o 5 rano, pilnowałem zarówno czasu jak i ilości napojów rozweselających. Byłem pewny, że będzie neutralnie. Okazało się jednak, że nie do końca. Nie każdego dnia ma się taką samą formę na imprezowanie i tak się złożyło, że “dzień przed” zaciągnąłem dług, który musiałem spłacać podczas konferencji. Zdecydowanie lepszą decyzją byłoby zostanie w hotelu i poćwiczenie lub porządne wyspanie się. O niektórych prelegentach i ich umiejętności do clubbingu w przeddzień publicznych wystąpień krążą już legendy (zresztą sam ich świadkiem byłem), ale do tego potrzeba więcej doświadczenia, więcej praktyki, więcej “obycia”. Na przyszłość trzeba pamiętać co jest celem najważniejszym podczas konferencji z perspektywy prelegenta, i o ile jako uczestnik imprezowanie traktuję na równi z samym contentem, to perspektywę tą trzeba zmienić jeśli jedzie się z własnym wystąpieniem.

———————————–

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie już tylko lepiej. Na szczęście mam już zaplanowane wystąpienie z tym samym tematem na innej konferencji w maju, więc nawet gdybym chciał się ponownie z “prelegenctwa” wycofać, to nie mogę. Tym razem z założenia będzie krócej, ale też tym razem… pozamiatam;).

Zobacz również