Społeczność to, społeczność tamto. “Community” w IT tak się rozrosło, że czasami wydaje się wymykać spod wszelkich definicji i kontroli. I coraz częściej miesza się z biznesem. A gdzie kasa, tam… niesnaski.
(Tekst jest dość długi, więc na samym końcu umieściłem kilkupunktowe podsumowanie. Weź je proszę do serca.)
[blogvember2016 no=”13″]
Sam w wielu społecznościach uczestniczę i staram się na takiej działalności zarobić. Zwolniłem się z pracy, aby móc więcej czasu na to poświęcić. Nie ukrywam tego, ba – jestem wręcz dumny, że nieźle mi się to udaje. Temat “community-related-business” żywo mnie zatem interesuje.
Gdy nie wiadomo o co chodzi…
Styk “działalności społecznościowej” z “biznesem” wcale nie musi zgrzytać. Kluczem jest otwartość, szczerość i jasne zasady gry. Prawdziwy problem pojawia się, gdy kasa zaczyna przesłaniać relacje. Gdy biznesy stają się ważniejsze niż serce całej organizacji, czyli ludzie. Gdy tony ciężkiej pracy pozostają niezauważane, ignorowane i niedoceniane. Wtedy rzeka irytacji może wystąpić z brzegów.
“Robisz świetną robotę!“. “Dzięki Tobie udało się zrealizować to i tamto!“. “Poczuj tę energię, uchwyć tę pasję – to Twoje dzieło!“. Sam często słyszę podobne podziękowania. A jeszcze częściej staram się je rozdawać. Nie trzeba wiele. Wystarczy dostrzec czyjeś wysiłki, zaangażowanie i po prostu POWIEDZIEĆ o tym. Daje to takiego powera, że szok. Perpetuum mobile. Jedno zdanie pomaga przenosić góry.
Kiedyś nie lubiłem ludzi. Zmieniło się to w chwili, gdy wszedłem w wiele kręgów “społecznościowych”. To jakby inny gatunek. Commo-sapiens. Co cudowne: krążące tam siły nie ulegają wyczerpaniu. Ich jest coraz więcej. I wirują coraz szybciej.
W pracy “na rzecz community” tak już jest, że trzeba wykonać olbrzymią robotę… i niekoniecznie oczekiwać za to wynagrodzenia. Satysfakcja, poczucie pięknie spędzonego czasu, mądrze ulokowanej energii – to jest nagroda. Uśmiechnięte twarze, zainspirowane duszyczki, przełamywane bariery, zmienione życia (sic!) – po to się to robi.
Ale jeśli dodatkowo komuś uda się zarobić to… dlaczego miałoby to komukolwiek przeszkadzać? To takie polskie: ja nie mam, to niech i inni nie mają!
Występowałem na konferencjach, na których byłem jedynym prelegentem z “gażą”. I dobrze mi z tym! Może właśnie dzięki temu przy okazji kolejnej edycji wszyscy dostaną wynagrodzenie? Może wreszcie zacznie się to stawać standardem?
Zdarza mi się pobierać opłaty za niektóre treści na blogu i wiem, że moje stawki są nawet kilkudziesięciokrotnie wyższe niż w innych miejscach tego typu. Nie wstydzę się tego, wręcz przeciwnie. Każdy sobie rzepkę…
W “Daj Się Poznać” zaangażowało się kilkaset osób i z całym przedsięwzięciem wiązało się sporo kasy. Ponad połowa została w mojej kieszeni. Jest to informacja jawna, a dzięki takiemu przebiegowi sytuacji miałem środki i zapał do dalszych działań!
Zdarzało mi się na prośbę o patronat medialny nad jakąś imprezą odpowiedzieć odmownie albo cennikiem. I tak będzie nadal.
Bo wiesz co? To moje miejsce i moje zasady. I nic nikomu do tego. Jaki świat byłby piękny, gdyby nagle każdy skupił się na własnych, a nie cudzych, działaniach. Gdyby korzystanie z prawa do ustalania czyjegoś życia według własnego widzimisię podlegało choć odrobinę większej refleksji.
Niezależnie od przyjętych reguł, często jedna osoba tyrająca po godzinach wszystkiego nie pociągnie. W zależności od intensywności działań potrzebna może być cała doba. A czasami nawet: pomoc z zewnątrz, od “ludzi dobrej woli”.
Co daje wolontariat?
Od razu na początek, żeby nikt mi tu nie wyskoczył z jakąś definicją “na mocy ustawy o wolontariacie i darmowym zapierdzielaniu z dziennika ustaw dnia…“, przyjmijmy:
Wolontariusz (rzecz.) – typ bądź typiara wykonujący czynności za friko
Bywa tak, że pracuje cała grupa, podczas gdy pieniądze zarabia jednostka. Czy to… źle?
Nie znoszę zaglądania innym do kieszeni. Chcesz zrobić coś dobrego: to to rób! Oczekujesz za to kasy? To o tym wyraźnie powiedz osobie odpowiedzialnej. Kasy nie chcą dać? To się wypisz i zacznij robić coś innego. Czy to nie jest banalnie prosty i niezawodny tok rozumowania?
A jeżeli brak wynagrodzenia finansowego staje się dla Ciebie problemem dopiero w momencie, gdy okazuje się, że ktoś inny je otrzymuje, to… Zdecyduj się wreszcie: dlaczego chcesz tę kasę? Bo Ci się należy, czy “bo on/a dostaje“? I zastanów się chwilę nad sensownością tej drugiej odpowiedzi.
Pieniądz nie śmierdzi. Cuchną za to rodzone przezeń konflikty, wynikające często z problemów komunikacyjnych i zatajonych oczekiwań.
Ale przecież: nie tylko złotówka może być walutą!
Organizujesz spotkania typu meetup, jak ja wraz z Mateuszem robimy #bstoknet? Wiesz, ilu ludzi możesz przy tym poznać? Jak dużej grupie możesz POMÓC? Ile doświadczenia wyciągniesz, zmagając się na co dzień z wyzwaniami i problemami “organizatora spotkań”? To wszystko nie idzie na marne, to jest inwestycja. Tylko od CIEBIE zależy, ile z tego zostanie Tobie do wykorzystania w przyszłości. To nic, że być może “obok” przechodzą z rąk do rąk tysiące peelenów. One po prostu nie są dla Ciebie i tyle, pogódź się z tym.
A większe inicjatywy, jak chociażby nasz białostocki Programistok? Kilkanaście zaangażowanych osób, miesiące przygotowań, prawie 50 tysięcy złotych (tutaj zobacz raport finansowy). A wynagrodzenie organizatorów? Phi, w pewnym momencie pojawił się nawet pomysł organizatorskiej ZRZUTKI na więcej bajerów! DOPŁACENIA z własnej kieszeni do tego biznesu, czaisz? W zamian dostajemy tony frajdy i dzikiej satysfakcji. Bonusowo niektórzy, w tym ja, załapali się do roli w doskonałym teledysku:). Ale, co istotne: tego nie robi się dla kasy!
Rób swoje, dopóki Ci się podoba. I przestań robić, gdy się już nie podoba.
Kluczowe wydaje się uzmysłowienie sobie, że niewolnictwo zniesiono parę ładnych lat temu. Nie leży Ci cudza inicjatywa? To spróbuj ją zmienić. Nie udaje się? To… załóż własną, lepszą! Albo po prostu rozwal się na kanapie i włącz Narkosa, czy co tam jest aktualnie na topie. Ewentualnie możesz też siąść przed internetem i zacząć wylewać swoje żale, ale kto by wpadł na taki bezsensowny pomysł? Oh, wait…
O kasie tyle. Brrrr. Więcej o połączeniu społeczności z biznesem poczytacie w ciekawym tekście Tomka Onyszko: “Community Inc.“.
Czy lider musi być miły?
Kiedyś pod moim adresem padło takie zdanie: “Nie wiem czy chciałbym słuchać o byciu liderem z takich ust“. Może to wynika właśnie z tego, co zamierzam napisać, używając palców zamiast tych ust plugawych. Zaczynamy zatem.
Od ludzi “nad-aktywnych” oczekuje się, że będą wzorem. Wiecznie uśmiechnięci, rzygający tęczą, poklepujący po ramieniu i nieustannie mówiący każdemu “jesteś super”. Takie amerykańskie wygładzone misie-pysie w publicznej służbie “robienia dobrze”. I bardzo często tak właśnie wygląda rzeczywistość. Tego można się, przy odrobinie samozaparcia, nauczyć.
ALE! Sometimes, just sometimes… Wystarczy jeden jedyny raz…
Wyobraź sobie: tygodniowo masz kontakt z przynajmniej setką bardziej lub mniej znajomych sobie osób. Dla 99 z nich jesteś tym, kogo oczekują. Aż trafia się ta jedna, setna, przy której wyczerpały się bateryjki. Odburkniesz coś niemiłego, zbyjesz jednolinijkowym mailem, uciekniesz po 15-sekundowej rozmowie na konferencyjnym korytarzu. Oj, szpila została wbita, głęboko. Uraz zaczyna kiełkować. A jego owocem: “JAK TO TAK, DO MNIE W TAKI SPOSÓB???“. I fama idzie w świat: “ale z niego chuj“. Niestety, gówno przylega bardziej niż miód.
Jest jeszcze jedna strona tego medalu: osobowość. Czy “cham” albo “nieśmiały” nie może zrobić czegoś dobrego? Może! A czy musi z tego powodu przestać być “chamem” albo “nieśmiałym“? Przestać być… sobą? Absolutnie nie, jeśli mu z tym dobrze! Jesteśmy tak przyzwyczajeni do “role models”, do wpasowywania się w z góry określone ramy, że wpychamy tam wszystkich na siłę. A jeśli ktoś nie pasuje, to od razu jest “be”. Weźmy na wstrzymanie. Żyj i daj żyć innym!
W relacjach z innymi właśnie to jest piękne, że jesteśmy od siebie różni i niedoskonali!
Tymczasem nasz świat robi się coraz bardziej wyprasowany przez Photoshop i sprofilowany. Cała nasza kultura, filmy i okładki pism krzyczą: “Bądź sobą”.
Tylko że to “bądź sobą” oznacza konkretną fryzurę, ciuchy, poglądy.
Julia Marcell (wywiad)
A może by tak skupić się na pozytywach? Nie rozgrzebywać drobiazgów, do których można się przyczepić? Które da się tak żenująco łatwo wytknąć? Samemu często nie wychylając nosa zza bezpiecznego monitora.
A może by tak spróbować zrozumieć, że brak odpowiedzi na maila od zajętej osoby nie wynika z olewania, tylko z faktu, że ma 1000 nieprzeczytanych wiadomości w inbox?
A może by tak zaakceptować, że czyjaś wizja może być odmienna od naszej? Wcale nie musimy tej wizji wspierać, ale zamiast marnować energię na walkę z nią – zająć się budowaniem i umacnianiem własnej?
Prawo
Kilka dni temu w internetach wykluła się aferka związana z bardzo dużą organizacją społecznościową działającą w IT. Podczas tej burzy pojawił się wątek, który mi by do głowy sam nie wpadł, choćbym sto lat się zmóżdżał: prawo.
It is impossible to tell where the law stops and justice begins.
Arthur Baer
Czy “robienie na rzecz społeczności” może być przeprowadzane przez działalność gospodarczą? Czy też musi być fundacja, stowarzyszenie czy jeszcze inny twór? Gały ze zdumienia wytrzeszczałem, widząc niektóre komentarze do wspomnianej sytuacji.
Drodzy postronni beneficjenci inicjatyw społecznościowych: a co Wam za różnica? Pytam zupełnie szczerze. Czy meetup będzie bardziej udany, jeśli zorganizuje go Organizacja Pozarządowa (Non Governmental Organisation) a mniej udany, jeśli Jednoosobowa Działalność Gospodarcza?
“BORZEŚFIENTY, myślałem, że to NGO, a się okazuje, że to nie NGO! Świat mi się wali, ALEEERT!“. Zazdroszczę, bardzo zazdroszczę, bo chyba trzeba kompletnie nie mieć własnych problemów, żeby wnikać w takie aspekty czyjejś działalności.
Do kompletu brakuje jeszcze, żeby ktoś nadgorliwy złożył sympatyczny donos do odpowiednich organów. “W imię zasad, skurwysynu“. Jacy jesteśmy bardzo społeczni, jacy obywatelscy, kiedy w grę wchodzą CUDZE inicjatywy! Powinszować.
TL;DR
Długie wypracowanie wyszło. Ale i nie mogło być inaczej.
Podsumowując:
- pieniądze to dobra rzecz: przecież też je lubisz, nie żałuj ich innym
- wyzbądź się polskiego myślenia: “jeśli ja nie mam to wolę żeby inni też nie mieli”
- nie zaglądaj do cudzego portfela: coś cię kiedyś capnie za nos
- kasa nie jest jedyną nagrodą za działalność społecznościową
- działaj w cudzej sprawie, jeśli Ci odpowiada…
- …lub nie działaj, jeśli Ci nie odpowiada
Peace’n’love. Naprawdę.