Ostatnimi czasy zauważalnie częściej występuję na różnych wydarzeniach, a feedback, jaki otrzymuję, powoduje niejednokrotnie rumieniec jak stąd aż oooooootam. Niedawno podczas WDI byłem nawet przedmiotem pierwszej w swoim życiu pamiątkowej fotki :). Czy jestem top-spikera: to już kwestia do dyskusji. Ale skoro się podoba to postanowiłem zebrać kilka punktów, które są dla mnie kluczowe podczas przygotowywania i prezentowania prelekcji. Kiedyś puściłem posta z różnymi materiałami na ten temat (“Teoria dla prelegenta, źródła zebrane“), a dzisiaj, po latach – moje własne spostrzeżenia.
Nie mów o byle czym
Zdecydowanie najważniejszy punkt! Na scenie musisz mieć energię. Pasję. Musisz czuć, że to, o czym mówisz jest ważne. Jeśli TY będziesz to czuł, to poczują to także widzowie. Jeśli Ciebie temat nie kręci, to czemu ma kręcić kogokolwiek innego?
Lepiej jest odmówić wystąpienia niż mówić coś z przymusu. Bo będą NUUUUUDYYYYY.
Miej czas na przygotowania
Robienie prezentacji “na szybko”, “na odwal się” jest złe. Dobry materiał… rośnie w głowie. Myśli do swojej prezentacji o produktywności (GMD – Getting More Done) – zbierałem przez dwa lata. Z CQRS było podobnie. Oczywiście to jest ekstremum i te prelekcje “dojrzewały” niezmiernie długo, ale dzięki temu wiem, że zawarłem w nich dokładnie to, co chcę przekazać. Wiem, bo z obu odrzuciłem całą masę całkiem niezłych pomysłów, które po prostu nie były wystarczająco dobre.
To jak z nagrywaniem płyty przez gwiazdy rocka :) – często nagrają dużo więcej kawałków, niż faktycznie znajdzie się na albumie. Analogia nie do końca przypadkowa, o czym jeszcze za chwilę…
Zawsze ćwicz przed wystąpieniem
Powiedz sobie prezentację przynajmniej raz w przeddzień eventu. Nawet jeśli mówiłeś ją już tydzień temu. Nie zważaj na czas, bo nie o jego monitorowanie chodzi. Chodzi o przypomnienie wszystkich punktów, które w danym momencie powiedzieć wypada. O wytrenowanie “flow“.
Przećwiczenie “dzień przed” wprowadza mnie w odpowiedni kontekst, upewnia, że “jutro mówię”. Kontekst ten tracę od razu po zakończeniu wystąpienia i często nie potrafię go “odtworzyć” bez ponownego pogadania do siebie. Wyjątkiem jest prezentacja o CQRS: po dziesiątym razie mogę wyjść na scenę nawet w środku nocy i pięknie ją poprowadzić.
Na scenie bądź zdecydowany
Czasami po prezentacji dostaję feedback: “jesteś zbyt kategoryczny“. Tak, jestem! Przesadzam i koloryzuję! Na scenie nie ma miejsca na wątpliwości. Na “a może tak, a może nie, i chciałabym i boję się“. Na flaki z olejem.
Mówię o swoich doświadczeniach, prezentuję swoje zdanie, i w tym momencie dam się za nie pokroić. Jak Tomaszewski: mam swoje zdanie i się z nim zgadzam ;). Jestem tu bo WIEM o czym mówię. A skoro wiem, to mówię to zdecydowanie.
Slajdy
Standard: mało tekstu. Nie piszesz książki, tylko wypełniasz kawałek ściany. Możesz pokusić się o obrazki. Kiedyś myślałem, że obrazki są bez sensu, ale się myliłem. Śmieszny obrazek ilustrujący wypowiedź jest wiele wart. Nawet jakiś durny mem – pod każde zdanie można coś wymyślić.
Dodatkowo pamiętaj, że slajdy mają Ci przypominać o czym chcesz powiedzieć i nadawać ton narracji. Powinny też działać jako przypomnienie dla słuchaczy – “o czym była prezentacja?” – po zakończonym evencie.
Co jednak istotne: dobre wystąpienie to po pierwsze TY, a dopiero potem: slajdy. Sam pptx bez Ciebie powinien być bez sensu. W swojej ostatniej prezentacji o produktywności pojechałem po bandzie i mam ponad 60 slajdów, z czego tekst znajduje się może na 5 z nich. Z dotychczasowego feedbacku wnioskuję, że się to sprawdza.
Slajdów możesz mieć mało, możesz mieć dużo, zależy od Ciebie. I od tego jaką historię opowiadasz. I tak ważne jest to CO i JAK mówisz, slajdy są drugorzędne. Wielokrotnie słyszałem, że to nieprawda – że slajdy są bardzo ważne i muszą być ładne – ale osobiście nie mam czasu na babranie się w PowerPoincie i rysowanie malowideł. Więc u mnie zawsze coś będzie brzydkie, coś będzie krzywe, nie obchodzi mnie to – jeśli ktoś chce patrzeć na rzeczy ładne i estetyczne to niech idzie do Luwru. Albo patrzy na mnie, a nie na slajdy ;).
“Kiler, masz mieć w dupie paragrafy”
Wielu rzeczy niby nie wypada. Bo nieprzyzwoite. Albo bo “tabu”. Ale… do prezentacji o Dependency Injection wrzuciłem zdjęcie trzech dymających się psów (przez które zresztą nie mogłem się niedawno popromować “w mediach” tak jak bym chciał, ale… życie). Na slajdach o produktywności mam łosia z Happy Tree Friends z uciętymi rączkami, z juchą bryzgającą z kikutów. Ostatnio mówiąc o CQRS rzuciłem nawet taki prawdziwy, ordynarny bluzg. I co? I nic! To wszystko działało na plus. Ludzie to zapamiętują. Nie bój się balansować na granicy, lekko wyróżnić. Byle nie przesadzić, bo to jest jeszcze gorsze.
Nie bój się naginać trochę granic dobrego wychowania, nawet prymitywny żart może czasem ujść na sucho. Warunek: musi mieć jakiś sens. I musi być naturalny. Bezsensowne bluzganie (jak robi to Erik Meijer w znanym chyba wszystkim wystąpieniu “One Hacker Way“) nawet mnie – o dziwo – razi.
Pamiętaj: możesz być zabawny, ale nie możesz być śmieszny.
Nie przepraszaj
“Taka dzisiaj pogoda, ciśnienie, opady kamieni i gruzu, jakiś jestem senny, z góry przepraszam jeśli prezentacja będzie taka sobie“. “Oj impreza wczoraj była prekonferencyjna, kacyk rypie, wybaczcie mi jeśli coś pokręcę“. “To jedno z moich pierwszych wystąpień, stresuję się strasznie, pewnie będzie tak sobie ale proszę o wyrozumiałość“. I tak dalej. Nigdy nie mów takich rzeczy. EVER!
Publiczność ma to gdzieś – oni są, patrzą na Ciebie i oczekują, że dasz z siebie wszystko. I masz to zrobić. To Ty stoisz na scenie, to Ty w tym momencie rządzisz! Nawet jeśli czujesz, że coś może pójść nie tak, nawet jeśli faktycznie łeb pęka, jeśli ze zdenerwowania rency latają na boki – powiedzenie o tym nie zniweluje danej niedogodności. Ba, wręcz przeciwnie: zwrócisz na nią uwagę wszystkich obecnych! To tak, jakby na pierwszej randce koleś z góry przepraszał piękną niewiastę, że jest impotentem.
Wychodzisz na scenę po to, żeby było dobrze. Mówienie o tym, jak to pewnie będzie źle, na pewno nie pomoże. “Nie wywołuj wilka z lasu”.
Demo
Pokazując kod ZAWSZE ustawiaj jasne tło. Dark themes czy to w Visual Studio czy to w Sublime są ładne i sam ich używam na co dzień. Ale na rzutniku: po prostu nie działają.
Zadbaj też o takie ułożenie kodu, żeby móc powiększyć czcionkę do chorych rozmiarów. Nie 120%, a 300%. Wszyscy powinni widzieć to, co pokazujesz, a nie tylko pierwszy rząd.
I pamiętaj: być może będzie trzeba operować na klawiaturze jedną ręką, a w drugiej trzymać mikrofon! Nad tym nie masz kontroli, nie wszędzie wystarczy sama siła gołego głosu, gdzieniegdzie trzeba go “wzmocnić”. To dobrze, to znaczy, że słucha cię więcej niż kilkanaście osób. Ale takie miejsca częściej dadzą Ci mikrofon do ręki niż nałożą mikroport na ucho. Więc: przećwicz prezentację z jedną ręką za plecami. Czy nadal ma sens? Jeśli nie: zmniejsz ilość pisanego kodu. Pomóc w tym mogą snippety albo git (bo git jest dobry na wszystko :) ).
Pytania z widowni
Zawsze zostaw sobie trochę czasu na pytania od publiczności. Mogą pojawić się w trakcie – te są trudniejsze, bo zakłócają “flow”, ale też ciekawsze – bo dotyczą czegoś, o czym mówisz w danej minucie. Mogą pojawić się na koniec. A mogą się nie pojawić :).
Niezależnie od tego kto, kiedy i skąd zadaje pytanie: zawsze powtórz je przed udzieleniem odpowiedzi. Pamiętaj, że wszyscy siedzący za osobą pytającą mogą mieć problem z usłyszeniem i zrozumieniem go. Dodatkowy plus powtarzania pytań jest taki, że dajesz sobie kilka sekund więcej na przygotowanie przemyślanej odpowiedzi.
Uważaj też na zbyt dociekliwych “pytaczy” – długie dyskusje lepiej zostawić na koniec albo nawet poprosić o kontynuowanie tematu już po prezentacji, w kuluarach. Zdarzą się też natarczywi (czasem nawet nieprzyjemni, z jakichś powodów wrogo nastawieni) widzowie, którzy za wszelką cenę będą chcieli Ci udowodnić, że nie masz racji. Po wymianie 1-2 zdań poznasz, że masz z takim delikwentem do czynienia. Wtedy od razu ucinaj rozmowę i leć dalej, nie daj się wytrącić z rytmu. Reszta sali jest z Tobą. Miałem tak kilka razy i za każdym razem, gdy próbowałem polemizować – okazywało się to niepotrzebne.
Woda!
Jest sporo ohydnych dźwięków na świecie. Łamany styropian, nóż suwany po szkle, czy też kot z biegunką. Prezenter mający sucho w ustach to jeden z nich. A gdy w grę wchodzi mikrofon, to jest jeszcze gorzej. Słysząc obleśne mlaskanie automatycznie wyobrażam sobie, jak język prelegenta przykleja się do jego oblepionego białą śliną podniebienia, odrywając od niego resztki wczorajszego burgera i wplatając je w gęste śluzowate nitki za każdym razem gdy ten otwiera spierzchnięte, popękane usta. Fuj. “Ciepły ślimak ucho liże“, jak to śpiewali Pudelsi. Ostatnio na pogrzebie xionrze tak miał, trząsłem się od powstrzymywanego śmiechu przez całą mszę i ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. Zawsze miej ze sobą butelkę niegazowanej wody. Pół litra na godzinę wystarcza.
“Tryb prezentera”
Niektóre (wszystkie? na pewno PowerPoint) programy do wyświetlania prezentacji posiadają specjalny tryb, w którym publiczność widzi twoje slajdy, a ty swoje notatki / licznik czasu / następny slajd itd. Fajny ficzer? Fajny. Co z nim robić? Najlepiej wyłączyć.
Na początku dość mocno polegałem na tym trybie. Okazało się jednak, że w domu wszystko działa, ale podczas wystąpienia live udało mi się go zmusić do działania może ze dwa razy. I zaczynała się Wielka Improwizacja.
Może to wina PowerPointa, może Windowsa, a może moja (niemożliwe! ;) ), ale to ustrojstwo może nie działać. Albo możesz nie mieć czasu aby to odpowiednio skonfigurować. Albo możesz występować w miejscu, w którym nie będziesz stał obok swojego komputera. Jak temu zaradzić? Nie korzystać! Po prostu dobrze się przygotować, na slajdach umieszczając tyle informacji (czy to jako tekst czy jako obrazek) żebyś się nie pogubił.
Internet
Nie korzystaj z internetu, miej wszystko lokalnie. Filmiki – ściągnij sobie. Nugety – ściągnij. Ćwicząc prezentację w domu – wyłącz internet.
Dlaczego? Bo internetu może nie być albo może nie działać. Bo możesz mówić w pubie w piwnicy, gdzie nawet twój sprytny myk “zrobię sobie hotspot z telefonu” się nie sprawdzi.
A jeśli pokazujesz np chmurę albo jakiś zdalny pulpit to… To nie wiem, współczuję:).
Zmieniarka slajdów
Warto mieć coś takiego. Ja posiadam Logitech Professional Presenter R800 – sprezentował mi go kiedyś przemiły Gutek i do dziś wdzięcznym za to. Ten model jest zbyt zaawansowany jak na moje potrzeby, ale Gutek nie zna słowa “kompromis” :).
Korzyścią poboczną – oprócz oczywistego faktu, że nie musisz stać za komputerem i wciskać ciągle spacji – jest fakt, że trzymasz takiego pilota w ręku. Czasem na scenie nie wiadomo co z rękami zrobić. I to pomaga.
Co zapamiętają?
Nie przejmuj się szczegółami. Nie przejmuj się, jeśli zapomnisz o czymś powiedzieć. To Ty wiesz, że coś pominąłeś, a nie widownia. Jeżeli będzie to coś bardzo istotnego, to prawdopodobnie ktoś Cię o to dopyta.
Po dniu/tygodniu jedyne co ludzie będą pamiętali to “czy było fajnie czy było niefajnie“. Na tym się skup – na ogólnym wrażeniu.
Jesteś gwiazdą – act like one
Nieważne czy mówisz do 10 czy 500 osób. Czy mówisz na lokalnej grupie, czy ogólnokrajowej konferencji. Czy jesteś jedynym prelegentem, czy jest was stu. Jeśli stoisz na scenie i patrzą na Ciebie ludzie – jesteś gwiazdą. Uświadom to sobiesobie.
Zawsze, gdy mam kilka eventów pod rząd, wyobrażam sobie, że jeżdżę z miejsca na miejsce jak taki chociażby Marilyn Manson (zanim przestał być fajny, a zaczął być stary i gruby). Co za tym idzie? Każde wystąpienie, niezależnie od tego ile jest na nim osób, traktuję w 100% poważnie. Jakby to był mój ostatni raz.
Nie ma taryfy ulgowej, nie ma mówienia “jakoś to będzie”. Ci ludzie przyszli, by Ciebie oglądać. Nieważne czy za to zapłacili czy nie – ważne że zamiast grać na XBoxie, zarabiać kasę, uprawiać reprodukcję czy robić milion innych rzeczy, są akurat w tym miejscu i patrzą akurat na Ciebie. To wielka odpowiedzialność. Gadasz przez godzinę do 100 osób. Ile “świat” zapłacił za twoje wystąpienie? 100 * stawka godzinowa developera = dużo. Więc lepiej daj z siebie wszystko!
Dodatkowo akurat ja, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, naprawdę lubię to sobie wyobrażać jako tournee. Budować wewnętrzne napięcie i oczekiwanie. Żeby potem, na scenie, był jego finał. Co za tym idzie – zawsze przed początkiem takiego zbiorowiska eventów odwiedzam fryzjera, dentystę, czasami zrzucam parę kilo. To niby nic, ale wbrew pozorom: strasznie motywuje. “Przygotowałem się całym sobą, zajęło mi to sporo czasu, a teraz jadę i musi być zajebiście!“. Nawet taka pierdoła jak wizyta w myjni przed wyruszeniem w drogę to też rytuał, który oznacza “to już, zaraz, jeszcze tylko trasa i występujesz!”. Ostatnio przed podróżą na grupę .NET w Lublinie zajechałem na myjnię tylko po to, żeby po dosłownie 500m samochód wyglądał identycznie jak przed myciem, bo akurat z nieba padało błoto. Z jednej strony: najgorzej wydane 20zł w życiu. Z drugiej: no to co z tego, skoro przez to tym bardziej “czułem, że jadę na wystąpienie”? Wystąpienie, do którego praktycznie nie mam zarzutów.
Efekt uboczny jest taki, że kilka minut po zejściu ze sceny (na szczęście nie zawsze) zaczyna mi dosłownie pękać łeb. Trzyma to czasami i po kilka godzin. Żadne apapy nic nie dają. Podobno tak się nakręcam przed, że “wszystko ze mnie schodzi” i tak musi być. No cóż… jeśli tak ma być, ale wystąpienie się udało – to było warto.
Nawet od jakiegoś czasu (właściwie to od ponad roku) chodzi mi po głowie plan, aby skrzyknąć 3-5 prelegentów, wynająć dev-busa i ruszyć w Polskę na cały tydzień, codziennie odwiedzając inne miasto z mini-konferencją. Prawdziwe dev-tournee. Ciekawe czy się kiedyś uda. Poszlibyście? :)
Dlaczego warto to robić i dlaczego się nie bać?
Odpowiada Michał Śliwoń: http://blog.mihcall.com/2015/01/18/Why-You-Should-Speak-At-Meetups-And-Conferences/. <nuff said>
Wyluzuj – oni Cię lubią
Ja swoją przygodę z prelegenctwem rozpocząłem w 2008 roku. Było ciężko i było słabo. Nadal nie uważam się za jakiegoś guru czy innego niewiadomokogo, ale z większości swoich wystąpień jestem całkiem zadowolony. Po raz pierwszy byłem zadowolony w roku 2013. 2013-2008=…5. Tyle lat było źle.
Od dawna bardzo, bardzo chciałem to robić. I bardzo, bardzo mi nie wychodziło. Ale się nie poddawałem. I jeden event sprawił, że nagle zaczęło być inaczej. O ironio, event na którym nie występowałem: DevDay 2013. To tam, na afterparty, dotarło do mnie, że na scenie nie staję przed “wrogą publicznością” a przed gromadą moich dev-ziomów, z którymi zaraz pójdę na browara.
Uświadomienie sobie tego (oczywistego?) faktu zmieniło WSZYSTKO. Więc pamiętaj: nie ma się czego bać, bo nikt na sali nie życzy Ci źle. Wszyscy inwestują swój czas w oglądanie Cię, więc siłą rzeczy każdy trzyma za Ciebie kciuki. Weź te wszystkie kciuki i się nimi ogrzewaj, ciągnij z nich energię i po prostu – mów jakbyś mówił do najdroższych przyjaciół. Do rodziny. Do kumpli z pracy. Do kogoś, kogo się nie wstydzisz i kto nie obrazi się na Ciebie nawet, jeśli się potkniesz.
Może znasz poradę, aby wyobrazić sobie publiczność nago. Nie próbowałem, ale… nawet gdybym próbował, to konferencja programistyczna raczej nie jest do tego dobrym miejscem ;).
A jak się nie uda…
…to następnym razem będzie lepiej… a jak nie, to jeszcze następnym razem… albo następnym… Albo – jak u mnie – za 5 lat ;). Serio, jeśli mi – który nie spałem po nocach przed swoimi pierwszymi wystąpieniami – się udaje, to każdemu może się udać. Jeżeli tylko naprawdę tego chcesz – to w końcu będzie git.
Do roboty! I powodzenia,
Procent the speaker
<drops mike>
Co do prezentacji, to się nie znam, ale tekst o Mansonie jest prawdziwy jak cholera :)
http://joemonster.org/filmy/67934/Wystapienie_publicznie_Cyanide_and_Happiness
Ja chcę tym busem jeździć po Polsce Procent!
Dobry tekst! Zachęcasz ludzi do wyjścia na scenę – super!
“A jeśli pokazujesz np chmurę albo jakiś zdalny pulpit to… To nie wiem, współczuję:).” A ja nie. Miałam kiedyś tak, że w trakcie występu musiałam skorzystać z Internetu, aby coś pokazać i położyłam go. Na drugi przyszłam z filmikiem. “Trudno, internecik działa jak to na konferencji- nie zawsze ale mam kawałek screencasta zrobionego wczoraj w hotelu”. Przełączam się na filmik, komentuję na żywca, wracam do prezentacji (i tu mi nawet ktoś podpowiedział o magicznym shifcie przy f5 żeby zacząć od aktualnego slajdu – tryb prezentera nie widział 2 monitora)
Pawel,
Może to sentyment z młodych lat, ale Born Villain i The Pale Emperor uważam za udane. Nawet na twitterze go pochwaliłem : https://twitter.com/maniserowicz/status/557278531617828864 (ale nie odpisał) :) .
Tyle że koncertów nie powinien dawać jeśli nie potrafi wytrzymać dłużej niż godzina. Albo dawać je na siedząco :).
Marek,
Dobre, bo ta rada (wyobraź sobie że publiczność jest naga) jest tak głupia że aż nie do wiary. Czemu mówienie do golasów ma być łatwiejsze ? Szczególnie na dev-konferencji gdzie 95% publiczności to kolesie :).
Michał,
No to jesteśmy prawie umówieni – zostało tylko wszystko zorganizować, znaleźć sponsora i jedziemy ;).
piatkosia,
Świetny pomysł! Bartek Pampuch kiedyś w ten sposób realizował swoje prezentacje. Nigdy nie było tam kodowania na żywo, mimo że kodu było niemało – wszystko nagrywał w postaci filmików. Pewnie łatwo jest się rozsynchronizować i położyć prezentację, ale akurat on robił to idealnie :).
Co do dev-bus to moje zdanie znasz :). Co do uwag technicznych – z tą wodą to jak najbardziej prawda, jak jeszcze z kimś porozmawiasz mądrym to też Ci powie żeby nie pić kawy przed wejściem na wystapienie … wysusza i takie tam i faktycznie mają z tym rację.
Ja się podpisuję w szczególności pod tym, że jak już wychodzisz to nie ma znaczenia czy mówisz dla 5 osób czy dla 500 … oni poświęcają swój czas, dlatego że uważają że Ty masz im coś do powiedzienia. Kropka. Spełnij to wymaganie – jak jesteś tam tylko dlatego że ktoś Ci kazał zrobić prezentację i chcesz przejść przez slajdy – nie marnuj czasu swojego i innych.
Druga rzecz to dla tych którzy słuchają lub chcą mówić to tak jak piszesz – ważne żeby sobie uświadomić że Ci ludzie na scenie to tacy sami kolesie jak Ty czy ja. Może mają trochę więcej doświadczenia, a może tylko trochę więcej czasu lub chęci żeby wyjść na scenę.
A tak ogólnie prawda, dobrze napisane i jak ktoś ma tylko ochote to niech probuje i się nie poddaje. Bo nie każdy musi mieć ochotę.
Devbus – poszedlbym. Kraków czeka!
Bardzo dobry tekst! Same konkrety. Pewnie nigdy nie wyjdę na ‘scenę’, ale gdyby jednak coś mnie naszło to na pewno wrócę do tego wpisu.
Sekrety udanych prezentacji……
Dziękujemy za dodanie artykułu – Trackback z dotnetomaniak.pl…
Dzięki za ten post, właśnie szykuję się do 1. w życiu wystąpienia… :)
[…] natomiast przy prezentacjach to nawiążę do ostatniego wpisu Maćka o sekretach udanych prezentacji i dodam swoje 3 grosze. Nie jako kontrargumenty a raczej uzupełnienie i mój punkt […]
Co do odgłosów to często mamy typową ciszę na 30 sekund w kulminacyjnym momencie, gdzie jedyne co słyszymy to… Dźwięk mlaskania wodą przez prelegenta który musiał przerwać prezentację, aby się napić. Dlatego lepiej napić się przed prezką, w przerwie między slajdami lub zadać pytanie do widowni i napić się tuż po tym, by nie tracić niepotrzebnie uwagi innych :)
Super, że masz sporą motywację do prelekcji i lubisz się w tym doskonalić. Tak trzymać! =)
P. S. podoba mi się określenie ‘100 developerów * 1h pracy – tyle wydali, aby cię słuchać’ . Wielu prelegentów o tym zapomina ;>
Nieźle wymyśliłeś z tą wodą ;). Teraz możesz spokojnie imprezować przed prelekcją, a nazajutrz gasić kaca wodą, a każdy będzie ze zrozumieniem kiwał głową “widać, że profesjonalny prelegent” ;).
Jak już tego busa wymyśliłeś, to ja Ci gratis dołożę dobrą nazwę dla niego: Event Bus ;).
A co do pomysłu z naga publicznością – może chodziło o to, aby nie iść w krzaczory (bush, if you know what i mean ;)).
Przyłączam się do dev-busa, mogę parzyć kawę :P
%, również przyłączyłbym się do takiego busa, pokrywając np. temat Angulara :)
Jacek,
Napicie się przed niewiele daje bo to w trakcie gardziel wysycha :). Ale fakt – trzeba świadomie wybierać momenty na “siorbanie”, sam muszę nad tym popracować.
Tomek,
Masz rację – ludzie często wstydzą się podejść i pogadać do “pana ze sceny” :). I niepotrzebnie. Chociaż sam mam z tym problem, ale staram się z tym walczyć dlatego zmusiem się do pogadania z Udim czy Danem.
Ano i oczywiście że nie każdy powinien/musi występować. Ja po prostu bardzo chciałem tylko nie umiałem, a wiele osób nie chce. Wtedy nie ma co się zmuszać bo to naprawdę bardzo dużo kosztuje.
PaSkol,
Imprezować i tak można. Są tacy którzy o 4-5 rano ledwo toczą się do hotelu żeby za 4 godziny jak świeżynki wyskoczyć na scenę i w ogóle po nich tego nie widać. Jak tak nie umiem więc tak nie robię :).
Event Bus – dobre! Chociaż najbardziej podoba mi się dev-tournee. Ale to i tak na razie droga donikąd. Inicjatywa na przyszłość :).
Genialny jest ten pomysł z Busem, może zaproponuje coś alternatywnego: Dev Train (aka DevExpress), np. o coś takiego http://www.intercity.pl/pl/site/dla-biznesu/3054/wagony-i-pociagi-na-zamowienie.html