O “najlepszych” i “wyjątkowych” pomysłach na aplikację już kiedyś pisałem w niniejszym dziale (link). Ofiarą bezmyślnego niejednokrotnie zapału i ślepego zachłyśnięcia się własnym geniuszem padają najczęściej osoby “nieprogramistyczne” lub programiści bardzo niedoświadczeni. My wraz z przekodowanymi latami dowiadujemy się, że to nie takie hop-siup. A jak takiej osobie wytłumaczyć “hola hola, nie dziel skóry na niedźwiedziu, a kasy przed faktycznym osiągnięciem sukcesu“?
Natknąłem się niedawno na najlepszą analogię jaką do tej pory widziałem jeśli chodzi o ów problem:
Imagine the most beautiful scene ever. Now paint it. Now you understand why your “awesome idea for an app” is 1% of the work done.
Źródło: Geordie Guy na Twitterze
Pamiętam, że kiedyś regularnie się podpalałem – w większości przypadków nic z tego nie wychodziło. Często ten "super pomysł" pozbawiał mnie kilku dni snu, a następnie kończył się fiaskiem. Fajnie czasami mieć taką obsesje na jakimś punkcie. Pomimo wszystko polecam nawet najbardziej absurdalny pomysł spisać gdzieś na marginesie pozwoli to pozbyć się tego z głowy i może się okazać, że w przyszłości jeszcze do tego wrócimy..
Hixohe,
Spisywać powinno się wszystko:) Też tak robię, ale zwykle jak po jakimś czasie do takiego pomysłu wracam to nie mogę się nadziwić jak kiedyś wymyśliłem coś tak głupiego i absurdalnego. I jeszcze myślałem że "to jest to"…
Moim zdaniem robienie start-up'ów to testowanie różnych tez. W przypadku start-up'a (czyli właśnie tych super pomysłów), zawsze musi być niewiadoma (im większa – tym lepiej!), zawsze trzeba przekroczyć jakąś granicę. Jeżeli jest inaczej (brak niewiadomych lub nie przekraczasz żadnej granicy) to coś zazwyczaj jest nie tak. Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak bezmyślny zapał, żadnego pomysłu nie trzeba też z góry skazywać na porażkę, chociaż pomysły są lepsze i gorsze. Zaprogramowanie czegoś to tylko pierwszy (ale trudny i ważny) ze 100 kroków, który trzeba wykonać, aby osiągnąć sukces.
MK,
Tak, ale zdarza się że pomysłodawca wychodzi z założenia "ja dałem pomysł, więc swoje zrobiłem, reszta to pestka i niech inni mnie po stopach całują że pozwalam im wziąć w czymś udział". Oczywiście to podejście jest bardzo szybko weryfikowane:), ale niejednokrotnie stykałem się z osobami które właśnie tak myślą, a nigdy nie mają jaj aby pomysł wdrożyć w życie – więc w takiej nieświadomości żyją dalej.
Ja spotkałem się z innym podejściem, równie przykrym dla projektu. Programista: "Ja jestem programistą, moja praca jest policzalna, mój wkład jest wart kupę kasy. Ty zajmujesz się resztą, co Ty właściwie robisz? Twoja praca jest mniej warta niż moja." Co powinno wg programisty znaleźć odzwierciedlenie w udziałach, wkładzie. Tylko, że ta "reszta" nietechniczna, to zazwyczaj wielka ilość pracy. Ja wychodziłem (zazwyczaj;) z założenia, że praca technicznych i nietechnicznych jest warta tyle samo, więc spółki nie wychodziły. Poza tym programista też powinien zając się "działalnością operacyjną", jeżeli zaczyna robić "biznes", to trochę przestaje być zwykłym programistą, a robi się zwykłym przedsiębiorcą.
Mi ostatnio zaproponowano spółkę na zasadzie "Ja będę dawał pomysły na biznes, a Ty je będziesz kodował i dzielimy się po 50%" :)