Update 29-09-2015:
To co napisałem niżej wiele lat temu jest nadal aktualne. Ale…
Zachęcam do zapoznania się ze spojrzeniem na problem z innej strony w tekście “Najlepsze szkolenia programistyczne“.
I z moją ofertą szkoleń.
W sali szkoleniowej siedzi kilka osób. Otwierają się drzwi. Wchodzi koleś. “Dzień dobry. Nazywam się tak i tak. Jestem MCT, jestem MCP, jestem MCPD, jestem AA, PKP i NBP. Będę was nauczał. Takie bowiem otrzymałem przykazanie. Tutaj macie książki, przed wami stoją laptopy z materiałami, na ścianie wyświetlają się slajdy. Ja mówię, wy słuchacie. Wszystko jasne? Dobrze. Miejmy to już wreszcie za sobą…“.
Po chwili niezręcznej ciszy zaczyna się SZKOLENIE. A raczej “szkolenie” (zamiast apostrofów wstawiłbym ten hamerykański gest palcyma oznaczający ironię, ale nie posiadam takowego w formie graficznej). Slajd za slajdem, godzina za godziną. Dzień za dniem. Monotonne czytanie tekstu z ekranu. Ludzie zanudzeni na śmierć. Trener zanudzony na śmierć. Czas płynie wolno jak błoto wymieszane ze strupami przez wąską słomkę. Każdy tylko czeka aż ta tortura dobiegnie końca.
A miało być tak pięknie! Miało się spotkać kilka osób i eksplorować nowe, potencjalnie pasjonujące obszary technologii! Czerpać wiedzę i doświadczenie wprost z najlepszego możliwego źródła – czyli od człowieka, który zęby na tym zjadł.
Ktoś postanawia, że może jednak nie wszystko stracone. W końcu przylazł tu, aby się czegoś dowiedzieć. Zaczyna się udzielać i zadawać pytania. Niestety, kubeł zimnej wody z odpowiedziami “potem…“, “nie wiem…“, “tego akurat nie używałem…” zabija wszelką inicjatywę. Nasz śmiałek daje spokój i czeka wraz z resztą męczenników do godziny X. Czeka jak na dzwonek sygnalizujący koniec znienawidzonej lekcji w podstawówce. Czyż to nie smutne??
Czy ktoś z Was zna takie dni? Uczestniczył w tej makabrycznej parodii, szyderczo drwiącej ze wszystkich zaangażowanych?
Ja sam byłem na trzech programistycznych szkoleniach w życiu. Jedno było dobre. Dwa – żałośnie żałosne. Ale z tego co słyszałem, satysfakcja na poziomie 33% to wynik naprawdę niesamowicie wręcz zadowalający.
W ostatnich tygodniach firma szarpnęła się i wysłała moją Joannę najpierw na “zaawansowany kurs SQL Server”, a potem “WPF dla początkujących”. I opowieści powodują po prostu jeżenie się włosa i na głowie, i na łydkach (moich, nie jej). Prowadzący byli chyba wzięci z castingu do Klanu. Poziom języka angielskiego – żenujący. Poziom wiedzy z zakresu kursu – niski. Odpowiedzi na pytania słuchaczy – nieprawidłowe bądź ich brak. Stosunek do “publiczności” – olewczy lub próbujący przykryć braki we własnej wiedzy, co jest chyba równie zawstydzające dla obu stron, bo i tak każdy widzi jak jest. Przydatność materiału w praktyce – prawie zerowa. Nawet średnio rozgarnięty programista dużo więcej nauczyłby się w tym czasie sam, mając do dyspozycji tylko spokój i internet.
Wspomnienia ze słabych szkoleń w których sam uczestniczyłem nie są wiele lepsze.
Kiedyś, jak pracowałem jeszcze na etacie, jedna z firm miała politykę regularnego wysyłania pracowników na takie szkolenia w ramach “rozwoju”. Ja pracowałem wtedy zbyt krótko, więc mnie to nie dotknęło. Rozmawiałem jednak z innymi osobami, które na takie szkolenie (a właściwie dwa szkolenia) poszły:
– Jak było?
– Fajnie. Strasznie nudno, prawie całe szkolenie przespałem.
– To co było fajnego?
– Nie musiałem iść do pracy. No… i był zajebisty obiad.
Śmiać się czy płakać?
Dlaczego tak się dzieje? Strumień dziengów płynie przecież, ho ho, całkiem wartko! Niech taka firma zapłaci za trzydniowe szkolenie jednego pracownika 2tys zł, co jest chyba tą niższą granicą. Niech do tego dołoży jego trzydniową pensję. I koszt pracy, która w tym czasie nie zostanie wykonana. Wychodzi całkiem niezła inwestycja, która… no właśnie, która co? Czy się zwróci? Jest to raczej wątpliwe.
Ja, po dobrych kilku chwilach głębszej refleksji, widzę to tak:
Pracodawca inwestuje niemałe pieniądze w takie masakrycznie gówniane pseudo-szkolenia, żeby móc mówić o sobie: “dbamy o rozwój pracowników”. I z czystym sumieniem zaszyć wary tych, którzy chcą robić coś więcej niż tylko bezmyślnie klepać kolejne linijki spagetti. “Byłeś na szkoleniu? Rozwinąłeś się? To teraz siad i ani mruknij.”. Więc: firma jest zadowolona.
Ośrodek szkoleniowy zatrudnia trenera i wysyła go do salki. Niech się dzieje co chce. Byle w kasie się zgadzało, w końcu gdzieś ludzie muszą się szkolić, a wszędzie jest tak samo. Więc tak czy siak będą następni chętni.
Trener nie musi się stresować. Dla większości obecnych nie jest to pierwsze szkolenie, więc wiedzą czego się spodziewać – z reguły niczego (poza “zajebistym żarciem“). Sam wie jak to wygląda, bo przecież też w szkoleniach uczestniczył. Postoi, poczyta i pójdzie do domu. A że ma odpowiednie papiery, to i tak szkolić będzie dalej, choćby nie wiadomo co.
Programista nie musi iść do pracy – więc plus. Nażre się za darmo pod korek – drugi plus. Dostanie certyfikat do wpisania w CV – trzeci plus. Chciałoby się powiedzieć: trzy plusy i w mordę.
Wszyscy zadowoleni. Czego się więc czepiam?
Tego, skąd wziął się tytuł posta. Takie szkolenia SSĄ, w dwójnasób. Ssą kasę i sux ass. I UCISZAJĄ, też w dwójnasób: sumienie firm i usta programistów.
A wcale nie musi tak być!
Pracodawco! Weź tą kasę i zainwestuj w coś bardziej wartościowego. Kup pracownikom po drugim monitorze albo wymień krzesła – będą to lepiej wydane pieniądze. Ale to nie wszystko co tracisz na takich szkoleniach: bo przecież trzeba jeszcze jakoś zagospodarować zmarnowane kilka dni każdego z programistów. Wiesz co zrób? Daj im wszystkim każdy pierwszy piątek miesiąca wolny… ale nie wolny od przyjścia do pracy. Wolny od “zadań bieżących”. Niech mają jeden dzień w miesiącu żeby zebrać się w kupie i wspólnie poeksperymentować z nowymi technologiami na własną rękę. Na nowych krzesłach, z nowymi monitorami. KAŻDY będzie bardziej zadowolony, a i praktycznego pożytku będzie więcej.
Jest też alternatywna droga: zamiast płacić [koszt szkolenia]*[liczba pracowników] jakiemuś ośrodkowi, wynajdź sobie prawdziwego specjalistę w odpowiedniej dziedzinie i wynajmij go na konsulting. Albo wewnętrzne, autorskie szkolenie. Poziom z pewnością będzie nieporównywalny.
Trenerze! Miej litość… Przygotuj się solidnie do szkolenia. Odpowiedz sobie na najważniejsze pytanie: czy TY chciałbyś uczestniczyć w prowadzonym przez siebie szkoleniu? Nie okradaj tych ludzi z czasu, a ich pracodawców z pieniędzy. Nie masz praktycznego doświadczenia z daną technologią? Umiesz tylko tyle ile wyczytałeś w materiałach otrzymanych z MS? To daj sobie święty spokój. Żeby SZKOLIĆ, trzeba UMIEĆ. To nie konkurs na lektora w TV Trwam.
Wreszcie Programisto! Upominaj się o swoje. Nie zadowalaj się obiadem. Ciągnij z tego szkolenia ile się da. Ktoś w ciebie inwestuje ciężkie pieniądze, których ty nie musisz wyciągać z własnej kieszeni. Więc skorzystaj z okazji! Zadawaj pytania, drąż tematy, wymyślaj problemy, nie dawaj się zbyć byle czym. Ten koleś przy biurku jest tam dla ciebie i jego psim obowiązkiem jest nauczyć cię czegoś nowego, co wykorzystasz w codziennej pracy! Za to bierze kasę, a nie za sam fakt łaskawego pojawienia się w sali, to nie Lady Zgaga. Nalegaj, żeby pominąć tak zwane “laboratoria”, gdzie ty przez godzinę czytasz instrukcje przeciągania kontrolek z toolbara na designer, pisane jak dla dzieci z przedszkola Pod Wesołą Beczką, a on sobie w tym czasie ogląda gołe baby w necie. Co za arcygrzeszna strata czasu!
A jeśli to nic nie da – to zmiażdż go w ankiecie końcowej. Po prostu, najzwyczajniej w świecie, oceń wiedzę którą wyniosłeś z sali. Jeśli jest jej minimalna ilość, to ocena także powinna być minimalna. Nie krępuj się, nie czaj, nie miej skrupułów. Może gdyby takie wypadki były skutecznie, konsekwentnie piętnowane, to faktycznie byłyby tylko wypadkami a nie regułą?
Zdarzyło mi się już w przeszłości narzekać na konferencje: “Konferencje dla programistów… czy to się opłaca?“. Teraz szkolenia. Czy to ja jestem takim malkontentem i nic mi się nie podoba? Czy mam za wysokie wymagania? Czy może faktycznie jest po prostu… źle? Co o tym sądzicie? Uczestniczycie w szkoleniach? Jakie macie o nich opinie – warte są czasu i pieniędzy?
Na koniec kilka słów do trenerów: zdaję sobie sprawę, że dość mocno generalizuję. Pewnie gdybym był trenerem i przeczytał coś takiego, to poczułbym się urażony. Jednak hold your horses: doskonale wiem, że są wśród Was prawdziwi pasjonaci, którzy autentycznie potrafią poprowadzić szkolenie tak, jak powinno ono wyglądać. Ale chyba wiecie i Wy jak wygląda rzeczywistość.
I jeszcze korzystając z okazji wtrącenie – krótka reklama. “Negatywnych” ośrodków i trenerów tutaj nie zdemaskuję (chociaż gdybym uczestniczył w szkoleniach razem z Joanną to pewnie z irytacji bym tak zrobił), ale pozytywne mogę jak najbardziej wspomnieć. Otóż jedyne szkolenie które spełniło moje oczekiwania dotyczyło MOSS 2007 i prowadzone było przez Bartka Kieruna. Piszę o tym również dlatego, że Bartek właśnie dzisiaj prowadzi na CodeGuru spotkanie online o IronPython. Polecam i zapraszam:).
Aleś w poniedziałek z samego rana przyatakował ;).
Możesz apelować do pracodawców, możesz do trenerów, ale tak naprawdę liczy się głos idący z dołu. I tutaj: programiscie albo zależy albo nie. Jeśli nie to who cares anyway?
"Nawracać" więc programistów? Nie jestem pewien czy ma to sens – ktoś albo ma do tej profesji serce i uwielbia rozwój, albo traktuje to jako robotę bo jakoś trzeba opłacić rachunki.
Mam takie same odczucia. Byłem 3 razy na takich szkoleniach i o każdym mogę powiedzieć, że najlepszy na szkoleniu był obiad.
A jeśli chodzi o wiedzę zdobywaną inaczej niż samodzielnie, to dużo się nauczyłem na spotkaniach KGD (http://www.ms-groups.pl/kgd.net/default.aspx
) i na Code Camp (http://www.codecamp.pl/pl/Homepage.aspx).
Pozdrawiam
Wiesiek
@Filip Zawada:
Nosiłem się z tym od dawna i w końcu się zabrałem do napisania co o tym myślę. A jak już zacząłem to… samo poszło:).
Co do stosunku programistów do pracy to masz rację, prawdopodobnie większość ma gdzieś jakieś szkolenia i ich poziom. Jednak ta grupa, która chciałaby coś ze szkoleń wynieść, powinna o swoje walczyć. Myślę że wystarczy jedna "zbuntowana" osoba na szkoleniu, żeby pociągnąć za sobą całą grupę i faktycznie zmienić jego obraz.
@WiNi:
Zgadza się, lokalne grupy zrzeszające programistów i konferencje organizowane "przez lud" są świetną inicjatywą dającą więcej niż jakiekolwiek szkolenie. Tam nie ma raczej miejsca dla niepasjonatów, więc i poziom jest inny.
@procent
Powinna walczyć, pewnie! Wydaje mi się, że wystarczy jedno złe szkolenie, raport do szefa i ustalenie, że będzie się brało udział w podejmowaniu decyzji dotyczących kolejnych szkoleń (np tego kto szkoli). Win-win.
A jeśli szefostwo z jakiegokolwiek dziwnego powodu odmówi zawsze możemy poszukać lepszego środowiska pracy :).
Ahm i przyznam, że szkolenia wewnętrzne o których wpsomniałeś były faktycznie jednymi z lepszych z jakimi miałem do czynienia.
Popieram przedmówcę. Jeżeli się powie pracodawcy że trener był słabo przygotowany i niewiele albo nic nas nie nauczył to po prostu na drugi raz zostanie wybrana inna firma.
Rozmowa z samym trenerem też ma znaczenie. Miałem ostatnio szkolenie z WCF pierwszego dnia było przeciętnie i niezbyt ciekawie, okazało się że trener spodziewał się że będzie uczył od zera, a trafił na grupę z pewnym doświadczeniem. Na drugi dzień zupełnie zmienił taktykę i całe szkolenie wspominam ogólnie miło.
Z serii ciekawych tekstów zasłyszanych od tzw. "eksperta" w czasie szkolenia (bodajże z TFS’a):
"Wiecie Panowie, bo ja tak naprawdę to uczę sie teraz razem z Wami".
Przynajmniej szczerze. :D
Zmiażdż w ankiecie – tak zrobiłem w jednym z wiodących ośrodków szkoleń w Polsce. I zadzwoniła do mnie Pani dyrektor/kierownik*, która zajmuje się współpracą z MS (szkolenie było współfinansowane przez MS) że moja ocena tak zaniżyła średnią, iż muszą szkolenie powtórzyć albo ja muszę zmienić ocenę tak ‘coby się zgadzało’. Więc jaki to ma sens? Oczywiście nie miałem ani czasu ani ochoty na przeżywanie tego po raz drugi… Czyli trenerzy też są nie do ruszenia. Przykre to ale prawdziwe :(
*nie pamiętam dokładnie
Szkoliłem, szkolę i będę szkolił. Choć zdecydowanie z półki ITPro a nie Dev i jako ~5% mojej aktywności. I generalnie zgadzam się z Twoją oceną.
Nie pokusiłeś się o znalezienie winnego… A ja mam takiego jednego, podejrzanego. Trzyliterowy skrót, którego akurat nie wymieniłeś: EFS. Napływ unijnych pieniędzy na szkolenia spowodował, że paru niespełnionych geniuszy wpadło na pomysł "a może by tak zostać trenerem". W efekcie, zamiast (jak to miało miejsce kilka lat temu) być rzetelnie weryfikowanym przez rynek, wielki pan MCT wie, że może robić co chce, bo i tak popyt będzie.
Co z tym zrobić? Jasno zgłaszać ośrodkom, że tego pana już nie chcemy. Że jest cienki i minął się z powołaniem. Odmawiać kolejnych szkoleń u niego. Po prostu odbudować normalne prawa popytu i podaży. Z dnia na dzień się nie uda, ale działać trzeba.
I jeszcze +1 do zastąpienia ośrodkowych szkoleń przez konsulting z ekspertem. Promuję to u siebie i wierzę głęboko, że ma to sens.
Moim zdaniem każdą taką sytuację warto (i należy!) zgłaszać i pracodawcy, i w ankiecie a nawet (jeśli nas to mocno wkruzyło) również w bezpośredniej rozmowie z kierownictwem ośrodka. Wydaje mi się, że jednak konkurencja na rynku szkoleń jest coraz większa i ośrodkom powinno zależeć na jakości – tylko pewnie często nie wiedzą o tym jak to wygląda.
PS. Bartek będzie też niedługo prowadził dłuższy cykl dla programistów na CodeGuru dotyczący SharePointa :)
Dobry post. Problem jest i się o tym milczy. Problem jest głównie w kasie.
Jestem trenerem i konsultantem. Prowadzę szkolenia w autoryzowanych ośrodkach, ale także autorskie dla wielu dużych firm w Polsce.
ważna rzecz robię szkolenia tylko i wyłącznie z zakresu z którego jestem ekspertem, z zakresu z którego mam wiedzę i duże doświadczenie.
Niestety jest część kadry obecnie, którzy przyjmą nazwijmy to tak każde zlecenie. Nie oceniając obiektywnie swojej wiedzy, lub wychodząc z założenia że można "przeczytać" to co jest w slajdach.
Jak zwykle to bywa wina jest po wszystkich stronach.
Postępuje się zazwyczaj tak szukamy szkolenia, z numerkiem zgłaszamy się do ośrodka, lub ośrodków i targujemy się.
To samo robi ośrodek. Szuka ograniczeń kosztów. A przecież już przed samym szkoleniem można zrobić pierwszy krok.
Zobaczyć transkrypt lub cv trenera który ma prowadzić konkretne szkolenie.. To już na starcie znacznie ograniczyłoby rozczarowanie uczestników. Polecam ;-)
Druga rzecz, która niestety też się zdarza a o której Maciej tutaj nie pisał, to część ludzi wybiera szkolenia czytając jego nazwę… Mogę wiele takich przykładów opowiadać, co powoduje również rozczarowanie i tak naprawdę źle wydane pieniądze.
Zgadzam się również z Maciejem, iż konsultacje autorskie do specyficznych zagadnień są najlepszym rozwiązaniem.
Niestety dla pracodawcy łatwiej jest wysłać na autoryzowane szkolenie, niż weryfikacji przydatności warsztatów czy też konsultacji.
Ostatni problem to szkolenia i nie tylko szkolenia dofinansowane. Nie chcę generalizować,ale jest z tym "różnie".
Podsumowując – dużo zależy od uczestników, od ich weryfikacji i oczekiwań wobec szkolenia. Tylko KLIENT jest wstanie poprawić rynek usług szkoleniowych. I to określając swoje oczekiwania przy wyborze szkolenia.
Ankieta ok. Ale tak naprawdę nie każde kierownictwo ośrodków szkoleniowych wyciągną odpowiednie wnioski z takich ankiet.
Bardzo często kierując się tym co pisał Maciej. Będę następni…
Szukajcie a znajdziecie dobrych szkoleń, trenerów, warsztatów ;-)
Moim zdaniem, jeśli ktoś oczekuje od kursu zdania egzaminu to raczej nie powinien się na to nastawiać, że przerobi kurs i będzie wszystko ok – bo tak jest najczęściej. Jeśli są takie sytuacje którą akurat opisujesz to ja bym pytał, jeśli nie uzyskasz odpowiedzi od razu to umów się na kontakt. Byłem kilka razy na kursach i sam taką formę wymiany informacji stosuję. Co więcej rozmawiam z Trenerem i pytam co będzie jeszcze, bo to teraz jest średnio ciekawe, wtedy daje do zrozumienia że można o dodatkową tematykę rozszerzyć dany zakres. Wzbogacić choć by o dobrą radę a nie czytanie slajdów bo suchy tekst to każdy sam przeczyta…
Phi… jako swiezy MCT czuje sie URAZONY tym ZALOSNYM postem !!!
:P
A tak serio teraz. No to masz Maciek duzo racji. Moim zdaniem powodem tego wszystkiego jest to, ze klient placi i NIE wymaga, a osrodki sobie to wykorzystuja oferujac slabych trenerow/szkoleniowcow. Dopoki klienci nie zaczna sie upominac o swoje to tak wlasnie bedzie.
Tekst super, niestety ciężko się z Tobą nie zgodzić, jednak wiem że są ośrodki które potrawią działać dość skutecznie w takich sytuacjach. Samemu zdarzyło mi się prowadzić szkolenie "od środka" tygodnia, gdyż po 2 dniach mordęgi grupa zarządała zmiany trenera. Jeśli grupa chce się szkolić, a nie tylko "być" na szkoleniu to może sama zareagować i nie prawdą jest że trener "jest nie do ruszenia".
Pozdrawiam szkolących i szkolonych.
K.
Czytając zastanawiałem się, czy te szkolenia o których piszesz są organizowane w kraju z ustrojem dyktatorskim pod wodzą ośrodków i trenerów czy u nas w kraju.
Ponieważ przygotowuję się do szkolenia :-) to nie mam za dużo cxasu, więc tylko kilka słów od mnie.
Magiczne słowo ankiety. Jak wspópracowałem z ośrodkami to zawsze były czytane. Jak miałem słabsze szkolenie to nie pozostało to bez echa. Może mam małe doświadczenie a może pracowałem dla dobrych ośrodków?
Teraz jak nastawiam się na wolne strzały, to wiem że muszę zwrócić przy szkoleniu (sprzedaży, prowadzeniu, ewaluacji, itp.) na kilka aspektów: materiał musi być w całości przygotowany przeze mnie (wiadomo), zanim sprzedam staram się poznać oczekiwania Klienta (a nie pytać się już na szkoleniu), muszę mieć dobrą ankietę po szkoleniu, która nie tylko łechta moją zajebiaszczość, ale przede wszystkim pozwala mi dostrzeć te rzeczy, które pozowlą mi ulepszyć szkolenie.
Jeszcze jedna rzecz. Ostanio kolega mi zaproponował super rzecz: ja idę na jego szkolenie i audytuję, on to samo robi na moim szkoleniu. Lecz ankiety niestety nie zawsze są wypełnianie rzetelnie, czasami ktoś na odjerdol poleci od góry do dołu jedną oceną.
Ze zdaniem, że trener jest nie do ruszenia absolutnie się nie zgadzam, no chyba że pominiemy milczeniem to co nam się nie podobało w szkoleniu albo ‘szkoleniu’.
Pozdrawiam
PK
Ja miałem okazję uczestniczyć w 1 takim szkoleniu i chyba jestem szczęściarzem,
bo nie mogę powiedzieć złego słowa o prowadzącym.
Skoro to takie rodzynki to i ja pochwalę swojego trenera. Był to Rafał Stryjek
i prowadził szkolenie: ’ORSP 01: Oracle PL/SQL – zaawansowane programowanie serwera bazy i strojenie poleceń SQL’.
Nawet jeśli coś go zaskoczyło to na następny dzień temat był zgłębiony i odpowiednia wiedza przekazana.
Cały czas był dialog pomiędzy trenerem, a uczestnikami, a ćwiczenia nieźle przygotowane.
Nawet podczas obiadu i krótkich przerw toczyła się dyskusja na tematy około szkoleniowe.
I Bogu dzięki, że trener nie równał do najsłabszych, bo poziom grupy był bardzo nierówny, na szczęście jakieś 70 procent
grupy stanowiła załoga mojej firmy więc mieliśmy siłę przebicia.
Dzięki za tyle odpowiedzi. Wyłania się jednak z tego wszystkiego bardzo smutny wniosek: po prostu JEST tak jak obawiałem się że jest. I zgadzam się z opiniami, że tylko "klient" może tu cokolwiek zmienić. Ale skoro "klient" ma to raczej gdzieś to… niestety pewnie prędko żadnej zmiany nie uświadczymy…
Przychylam się do zdania które tu padło: że winne są fundusze unijne na szkolenia. Dzięki temu że koszty pokrywane są z publicznych pieniędzy to pracodawca płaci 0 albo bardzo mało – a jak nie płaci to nie może wymagać no i ogólnie mu nie zależy. Daje za to pracownikom ochłap i mówi – dbam o was więc się odpieprzcie. Z drugiej strony, firmy dofinansowane z EFS są w stanie robić szkolenia bardzo tanio, tak tanio że żadna porządna firma szkoleniowa nie jest w stanie z nimi konkurować i siłą rzeczy nie jest wybierana. No więc – you get what you’re paying for, bylejakość sponsorowana przez podatników.
a ja odpowiem przewrotnie. Kluczowe jest odpowiedzenie sobie na pytanie co chcę życiu robić.
Ups…. Nie ta bajka. Kluczowe jest pytanie jaki model IT wyznajemy. Zdaje się, że większość wypowiadających się jest wznawcami IT jako tworzenia rozwiązań i bycia rzemieślnikiem. A szkolenia stanowią standardową część przemysłu. :) I rzeczywiście trzeba wymagać. Ale myślę, że osoby takie jak % też będą niezadowolone.
Z całym szacunkiem, ale taki wpis jest jedynie bezcelowym wylewaniem żalów jeśli nie podajesz nazwy firmy szkoleniowej i konkretnych informacji – termin itd. Ukrywanie tych szczegółów nikomu nie pomoże – ani firmie, ani trenerowi, ani potencjalnym klientom.
@kravietz:
Taki wpis jest wylewaniem żalów, ale nie bezcelowym. Moim celem było podzielenie się swoimi refleksjami i uzyskanie opinii czytelników na ten temat. Cel został osiągnięty.
Danych nie podaję, bo szkolenia z moim uczestnictwem miały miejsce 2 i 4 lata temu, więc teraz nie ma to większego znaczenia. A danymi ośrodków/trenerów którzy zawiedli inne osoby moim zdaniem nie powinienem się rozporządzać.
Miałem większą lub mniejszą przyjemność uczestniczenia w całkiem sporej ilości szkoleń na przestrzeni ostatnich powiedzmy 10 lat (IT Pro, nie Dev). I mogę podpisać się pod dwiema tezami: a) bardzo dużo zależy od obycia trenera w temacie i chęci interakcji ze szkolonymi oraz b) szkolenia autorskie i robione ‘pod wymiar’ są nieporównywalne do tych ‘szablonowych’ (czy to aby nie dotyczy wszystkich produktów, nie tylko szkoleń IT?).
Od jakiegoś czasu już raczej unikam – doszedłem do wniosku (nie wiem, na ile słusznego :) ), że więcej ‘wyciągnę’ samemu grzebiąc i ‘laborkując’.
A bycie trenerem? Kiedyś nawet myślałem, ale im więcej się uczę, tym wydaje mi się, że coraz mniej wiem i coraz więcej jest jeszcze do nauczenia… (nie macie takiego wrażenia?). Więc pewnie raczej nie. Są lepsi.
Aha, i jeszcze – zgadzając się z głównym zarzutem zdarzających się nudnych szkoleń i usypiających trenerów, uczuliłbym na sytuację odwrotną: wydawania negatywnych opinii o trenerach, którzy na pamięć nie znają tego, jaki klucz w rejestrze odpowiada za włączenie opcji, która powoduje, że dostępne jest… itd.
z pozdrowieniami
yacoob
"Kup pracownikom po drugim monitorze albo wymień krzesła – będą to lepiej wydane pieniądze" – zgadzam się w całej rozciągłości, marne szkolenie nie wypełni dziury w umiejętnościach pracowników. Jedyne co mogą zyskać to darmowy pobyt w hotelu i obiad ‘pod kurek’.
W mojej dość krótkiej karierze zdarzyła się również sytuacja dużej mierze odwrotna do opisanej w tym wpisie. Szkolenie w Oracle Hub – Kraków, środek lata, trener o dużym skillu i bardzo aktywny, a widownia – 80% osób nie miało pojęcia o czym człowiek mówi i woleli by być gdzie indziej. Nie pozostało mi nic innego jak męczyć gościa w przerwach.
cześć, bardzo podoba mi sie Twój wpis, sam miałem ochote odbyć pewne szkolenia, teraz mocno się zastanawiam…
Jakiś czas nie bywałem na Twoim blogu (praca-studia-kobieta, kto tak ma to wie…) i widze, że coś się zmieniło w Twoim stylu pisania. Mianowicie, stał się trochę zbyt wulgarny imo(przyklad z dziwką mnie zniesmaczył). Mówiąc językiem swoich odbiorców zyskujesz ich (naszą) sympatię. Nie naśladuj jednak złych nawyków, proszę.
Zyczę powodzenia w dalszym blogowaniu i rosnącego grona czytelników :)
Pozdrawiam!
@mateusz:
Co do braku czasu to rozumiem znakomicie, stąd m.in. kilka dłuższych przerw w blogowaniu ostatnimi czasy.
Co do języka… bynajmniej nikogo nie naśladuję, piszę co ślina na język przyniesie. Zdarzy się zatem gdzieś i jakaś dupa czy dziwka. Niby mógłbym całość cenzurować, ale to chyba przesada. Poniżej pewnego poziomu pewnie nie zejdę, ale mogę momentami trochę bruku liznąć;).
Dzięki za życzenia i zapraszam do lektury kolejnych postów.
OK. Będę kontrolował na bierząco ;)
Tudzież bieŻąco <ups>