Każdego to czasami dopada. Marazm, lenistwo, niechęć do robienia czegokolwiek ponad wymagane minimum. Jeśli jest to wybór świadomy i zasłużony – to jest dobrze, wtedy mamy po prostu “relaks”. Gorzej, gdy wpadnie się w niekontrolowaną pętlę nicnierobienia. Gdy wydaje się, że nie ma z niej wyjścia i mimo narastających wyrzutów sumienia tapla się człowiek w nieróbstwie, bardziej gryząc się aktualnym stanem rzeczy niż ciesząc z możliwości trwania w nim.
Ja w coś takiego po raz kolejny wsiąkłem parę miesięcy temu. Zrobić najlepiej jak się da to, czego wymaga praca zawodowa, a potem położyć na wszystko przysłowiową lachę i oglądać filmy czy grać w heroesów, a potem w kimę, i następnego dnia to samo. Samo w sobie byłoby to bardzo fajne… gdyby nie wiercące nieustannie czachę uczucie “marnowania czasu”.
W końcu na początku mijającego tygodnia postanowiłem dzielnie, że tak dalej być nie może i z wielkim trudem zmusiłem się do odpalenia Evernote’a i napisania kilku zdań pierwszego od wielu tygodni (a właściwie miesięcy) technicznego posta. Potrzeba było dosłownie kwadransa, żeby w głowie pstryknął jakiś przełącznik… i cały opór przed robieniem czegokolwiek pożytecznego zniknął. Minęło kilka dni i pięć gotowych postów czeka na publikację, a następne same się już układają w głowie.
Co dowodzi, że filozofy mają czasem rację:
The journey of a thousand miles begins with a single step
Źródło: Lao Tzu
Rozumiem że po powyższym wpisie można sądzić, że GTD się nie do końca sprawdziło w perspektywie tych kilku miesięcy od Twoich ostatnich postów na ten temat? chyba że wyrobiłeś wszystkie naglące zadania i stąd to błogie lenistwo ;)
Pierwszy akapit to chyba o mnie xD
Tym sposobem zamiast zrobić coś pożytecznego, co mogłoby jakkolwiek przysłużyć się ludzkości, wolę w niedzielne popołudnie włączyć sobie film ;)
Całkowicie o mnie. Od dawna się w to bawię, a obecnie taplam się w nieróbstwie i gryzę się z istniejącym stanem rzeczy. W istnienie przełącznika szczerze wątpię.
Ha ! ja tak mam od kilku lat. Ale składam to na wypalenie zawodowe, dojrzałość (po co zbawiać świat) i odkrywaniem innych, ciekawszych rzeczy.
Ha, a u mnie GTD wciąż działa do spółki z pomodoro. Pomodoro jest o tyle fajne, że jak już zmusisz się żeby zacząć to od razu stymuluje do odrzucania wszelkich bodźców zewnętrznych i robota rusza z kopyta. Ale trzeba zacząć, niestety…
Pawel Niewolny,
GTD pomaga się zorganizować, ale nie pomaga w przejęciu panowania nad swoim ciałem w tej kluczowej sekundzie decydującej czy kliknąć skrót do Heroes6 czy skrót do Evernote:)
Nic nowego nie powiem, ale znam to bardzo dobrze…:)
Mój sposób to dokładnie planować co chce danego dnia zrobić. Zauważyłem, że podejście "zrobię wszystko, tyle ile się da w ciągu dnia" skutkuje lenistwem. Z kolei gdy wiem co mam zrobić dokładnie i jak to zrobi mam wtedy wolne, skutkuje ukończeniem tego…
Dlatego wolę sobie określić – jeden post na 3 dni niż udawanie, że cały dzień poświęcam na artykuł\post czy jakiś własny projekt.
Witam.
Ja mam podobny problem. W dzień – w godzinach pracy – łeb pełen pomysłów i zapał do pracy. Problem w tym, że nie mogę wykonywać prywatnej roboty w innej pracy :)
Kiedy przychodzi wieczór i weekend, wolę poleżeć oglądając film i tłumaczę sobie, że zasługuję na odpoczynek.
Pytanie, jak się zmotywować i przede wszystkim co zrobić, aby od godziny 18:00 odżyć na nowo i być chętnym do napisania czegokolwiek?
Zmiana diety? Sport?
Pozdrawiam :)
@markac
Mam to samo. Trudna sprawa, bo wynika, że organizm wymaga odpoczynku i tego nie przeskoczysz, im jesteś starszy tym szybciej się męczysz. Sport za dużo nie pomoże, bo jak wrócisz np. z biegania wieczorem, będziesz myślał tylko o spaniu. Po prostu pracujesz na krańcu swoich możliwości i może warto pomyśleć o znalezieniu lepszej pracy. Nie od parady mamy 8 godzinny dzień pracy (w teorii).
U mnie zamierzam przetestować myk w postaci jak najbardziej luźnego dnia np. w środę, coś w stylu niedzieli + wykańczanie ogonów w czwartek, aby w sobotę nie być wykończony i jeszcze coś popisać. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Pozdrawiam
Świetny cytat i w dodatku bardzo prawdziwy. Ten pierwszy krok jest zwykle najcięższy ale może prowadzić do czegoś znacznie większego :)