W jakże wielu miejscach w sieci można natknąć się na dyskusje na ten temat… Co powinno być najważniejsze dla programisty? Czy opłaca się programować? Czy prawdziwy pasjonat powinien zwracać uwagę na coś tak przyziemnego jak wysokość wynagrodzenia? Czasami aż się dziwię skąd popularność tego tematu. Mimo to mi samemu również zdarzyło się wypowiadać w rzeczonej materii, postanowiłem więc w jakiś sposób swój pogląd na tą sprawę uporządkować.
Programista święty
Po lekturze wielu stron wypowiedzi różnych osób mogę stwierdzić, że wizerunek programisty idealnego rysuje się bardzo wyraźnie. Celem jego życia jest programowanie. Tak długo jak to robi – jest spełniony. To jego główne zainteresowanie, to jego hobby, to jego PASJA. Jest oczywiście bardzo dobry w tym co robi – swoją działkę zna na wylot. Jednocześnie stara się nieustannie poszerzać horyzonty i czerpać z konkurencyjnych rozwiązań. Nie dla niego “praca od 8 do 16”, bo do poznania jest ciągle tyle nowych rzeczy. Taki ktoś to skarb – dobrze jest mieć go czy to w zespole, czy to jako wykonawcę projektu.
Ile jest takich osób? Stanowią zauważalny, acz niewielki procent wszystkich wykonujących zawód programisty. Trzeba darzyć ich wielkim szacunkiem, bo są prawdopodobnie prawdziwymi ekspertami z najwyższej półki.
Wszystko świetnie, ale… wiecie co mnie od dawna irytuje? Że jeśli ktoś uważa się za takiego właśnie programistę, to w bardzo wielu przypadkach na tym nie poprzestaje. To co robi jest wyjątkowe, jest godne podziwu… ale mu to nie wystarcza. Jeśli ON jest taki, to tego samego wymaga od wszystkich innych. Gardzi pseudo-programistami nadającymi wysoki priorytet czemuś takiemu jak kasa. Najchętniej wyrwałby flaki licealiście, który pyta “czy opłaca się pójść na informatykę? będę dobrze zarabiał?”. Wszyscy inni, kwestionujący świętość jego postawy i świętość czynności kodowania oraz jej “najważniejszość” to materialistyczne szmaty plugawiące to Wielkie Powołanie. Na pohybel!
Programista z życia wzięty
Pracuje pisząc kod. Dostaje zadanie – wykonuje zadanie – idzie do domu. Trzeba się czegoś nauczyć? To się nauczy. Nie trzeba? To po co?
I tyle. Robi swoje. Jak 95% populacji.
Programista – UberMensch
Nie wiem dlaczego, ale bardzo wielu “świętych programistów” traktuje ten zawód jak nie wiadomo co. Jakby programiści byli zsyłani na ziemię w ognistych rydwanach przez siłę wyższą w celu uratowania świata przed zagładą. Tylko nieliczni mogą zaliczać się do tej grupy wybrańców. Trzeba POŚWIĘCIĆ się programowaniu, aby być szanowanym. Tak jakby programista, niczym xionc, musiał składać jakieś śluby przed rozpoczęciem edukacji i pracy.
A przecież jest to praca jak każda inna. Skąd bierze się takie wywyższanie własnej profesji? Może z nieznajomości realiów panujących w innych zawodach? Przecież nauczyciele też dzielą się na pasjonatów i niepasjonatów. Tak samo prawnicy. Tak samo lekarze. Tak samo…
Wnioski?
Najlepiej robić coś z pasją i mieć z tego dużą kasę.
Gorzej robić coś bez pasji i mieć z tego kasę.
Jeszcze gorzej robić coś z pasją i nie mieć kasy.
A najgorzej robić bez pasji i nie mieć kasy.
To chyba najlepiej przedstawia mój pogląd na tą sprawę. Ale jaki stąd wniosek? Moim zdaniem – żaden. Po prostu: jeden jest pasjonatem a inny nie jest. A każdy dąży do godnego życia. Koniec, kropka.
Czy lepiej być pasjonatem? Oczywiście że tak! Jakie większe szczęście może spotkać człowieka, niż realizowanie się w swoim hobby i możliwość ustawienia sobie dzięki temu życia? Na pewno stosunkowo niewielka część ludzi może się tym cieszyć. A programowanie JEST zawodem, który może takie coś dać.
Czy lepiej się pracuje z pasjonatem? Oczywiście że tak! Można zarazić się tą pasją. Można poznać mnóstwo nowych rzeczy. Można zdobyć nieocenione doświadczenie.
Czy lepiej jest zatrudniać pasjonata? Oczywiście że tak. Z wiadomych powodów.
Jednak czy pasja jest wymagana do solidnego wykonywania pracy? Nie.
Jaki JA jestem?
Na chwilę obecną na to pytanie odpowiadam bez odrobiny wahania: jestem i jednym i drugim.
Jestem w grupie tych “świętych”, bo staram się nieustannie rozwijać, za czym nie zawsze idzie kasa. Piszę bloga, za którego nikt mi nie płaci. Na kodowaniu, czytaniu artykułów i postów, pisaniu tekstów, rozmawianiu o programowaniu spędzam więcej czasu niż na czymkolwiek innym (a raczej: wszystkim innym razem wziętym:) ). Zdarza mi się pracować po 15-16 godzin dziennie i mimo wyczerpania uwielbiam to.
Jestem z kolei w grupie tych “złych”, bo CHCĘ dobrze zarabiać. Bo nie widzę nic złego w traktowaniu programowania WYŁĄCZNIE jako środka do uzyskania środków na godne życie. Bo nie będę robił projektów za pół-darmo. Bo lubię czasami całkowicie olać całe to programowanie. Bo pracując na etacie wychodziłem z roboty sekundę po upływie tych umownych 8 godzin i nie było w moim słowniku pojęcia “nadgodziny”. Bo zdarzało mi się zrobić coś bez zaangażowania, byle szybciej, na odwal się. Oraz: bo jestem ostatnią osobą, która będzie psy wieszać na kimś za to, że całkowicie leje na przymioty grupy “świętych”. Po prostu tak długo jak robota jest wykonana – NIC NIKOMU do tego.
A jaki TY jesteś?
Właściwie jest to pytanie retoryczne. Gdybyś chociaż po części nie był “święty”, to nie znalazłbyś się na tym blogu i nie przeczytał posta.
Ale ZANIM odpowiesz, zastanów się szczerze: czy masz wystarczająco szerokie spojrzenie na… życie jako takie, wykraczające poza klepanie kodu? Jako programista posiadasz zapewne analityczny umysł, więc sprawdź, czy uzyskałeś wszystkie dane niezbędne do podjęcia się udzielenia tej odpowiedzi. Chodzi mi o to, że jeszcze nie tak dawno JA SAM byłem wyznawcą “kultu dev” najgłośniej krzyczącym: “nie masz pasji – łapy precz od klawiatury!”. Dopiero gdy zobaczyłem jak straszliwie demotywująca może być zawodowa praca w normalnej firmie, jak momentami mało ważne może wydawać się programowanie w porównaniu z innymi aspektami życia, jak dobrze jest mieć czasem wszystko gdzieś i po prostu odwalić swoje 8 godzin i ani odrobiny więcej, a potem zdechle czekać na kolejny beznadziejny dzień… dopiero po tym wszystkim moje poglądy zmieniły się. Po prostu wcześniej nie do końca wiedziałem o czym mówię.
Spodziewam się, że ten post może być nieprzyjemny i niepopularny. A źle zinterpretowany mógłby posłużyć jako pożywka napędzająca kolejny programistyczny dżihad tych “mega-świętych”. Ale… zobaczymy. Proszę o komentarze, jestem bardzo ciekaw Waszej opinii na ten temat.
Właściwie to nie mogę nic napisać poza "AMEN".
Z całego posta kontrowersyjne wydają mi się tylko te ostatnie 3 zdania :)
Zdecydowanie zgadzam się z Tobą, że w byciu "nie-świętym" nie ma nic złego, o ile tylko wykazujesz się profesjonalizmem i nie zwalczasz pozytywnych zmian tylko dlatego, że oznaczałoby to pewien dodatkowy wysiłek.
W mojej firmie spotkałem się wielokrotnie z takim świętym oburzeniem. Programiści, którzy uważają się za lepszych (bo pracują więcej niż 8 godzin i czytają blogi) gardzą tymi "etatowymi". Idea jest taka, żeby wyprodukować tyle zasad i automatów sprawdzających (FxCop, StyleCop), aby programista nie musiała myśleć (i tak nie potrafi, skoro wychodzi z pracy o 17.00!), tylko klepać kod zgodny z jedynie słusznymi zasadami.
Takiemu postępowaniu mówię stanowcze nie.
Uważam się osobiście za pasjonata wytwarzania oprogramowania. Nie koniecznie samego procesu kodowania. Uważam, że patrząc całościowo, w procesie produkcji softu jest wiele innych interesujących aspektów, poza kodowaniem. I te aspekty także są pasjonujące.
Z drugiej strony wymagam, aby za moją pracę ktoś mi odpowiednio płacił. Dla przyjemności mogą programować albo gotować. Jeśli wybieram to pierwsze (poszerzając swoją wiedzę), to chcę, aby to zostało przez kogoś
1) wykorzystane
2) opłacone
Aktualnie problemem, który mnie najbardziej trapi jest, jak najlepiej wykorzystać programistów 9-17, dla których programowanie to zawód, a nie krucjata. Łatwo jest pracować z samymi pasjonatami, ale nie da się mieć samych pasjonatów w zespole/firmie.
I jeszcze jedno: będąc w Stanach na TechEdzie widzieliśmy kolesia, siwego już. Miał na oko z 50 lat. Okazało się, że pracował jako programista od dwudziestuparu lat. Widział już praktycznie wszystko. Tam nikogo to nie dziwi. Tak jak w Polsce nie dziwi bycie geodetą od 20 lat. Tan facet nie musiał być pasjonatem. Siła doświadczenia płynąca ze zwykłej uczciwej 20-to letniej pracy w zawodzie jest niesamowita. Chciałbym, żeby kiedyś w Polsce rynek (pracy) IT stał się tak samo dojżały.
Ja może nie w temacie ale w odniesieniu do siwego Amerykanina. Żona niedawno pytała mnie w jakim wieku są ludzie w mojej firmie – powiedziałem, że najstarsi programiści zbliżają się do 40. I wtedy zacząłem się zastanawiać czy aby programiści nie mają jakiejś choroby która by ich szybko zabijała, wszak oprócz uczelni nie widziałem starszych programistów.. Szef powiedział mi, że widział siwych programistów w Szwecji, i teraz ten Amerykanin. Trochę mnie to uspokoiło :)
Wojtek:
Pracuje w Skandynawii i u mnie w pracy 75% to programisci powyzej 40 roku zycia. Nie pasjonaci.
Super post :)
Nie jestem programistą, tylko adminem, ale wszystkie warianty można również przenieść na adminkę :)
Co do mojej osoby przyznaję się bez bicia, ale jestem wszystkimi wariantami ;)
@Szymon Pobiega:
Jak najlepiej wykorzystać "etatowych" programistów? Tak jak napisałeś – nie traktować ich jak idiotów tylko dlatego, że programowanie nie jest ich życiem. Dać możliwość wykazania się, wymyślenia czegoś, "spuścić ze smyczy". Docenić pomysły i wysiłki, wciągnąć w proces kombinowania "jak ulepszyć to co mamy", wybić z rytmu bezmyślnego kodowania przez 8 godzin…
Mi tego wszystkiego brakowało gdy to JA byłem takim programistą – nie widziałem po prostu sensu w staraniu się ani motywacji do zmiany swojego działania… bo zawsze ktoś o jeden stopień wyżej i tak wiedział lepiej. A nadmienię, że każdą pracę rozpoczynałem z ogromnym zapałem.
@Wojtek:
Co racja to racja, także zastanawiałem się kiedyś dlaczego w Polsce tak trudno spotkać programistę po czterdziestce. Czyżby wszyscy przemieniali się w słabych managerów?
@procent dot. kom. @Szymon Pobiega
jedno jest to co piszesz, sa jeszcze ludzie ktorzy nie chca miec wolnej reki, wymyslac rzeczy. nie kazdy chce sie wybic z tego "bezmyslnego" klepania kodu. to sa ludzie, kazdy jest inny i do kazdego trzeba zastosowac inne podejscie.
sa ludzie ktorzy uwielbiaja miec wolna reke, sa tacy ktorych trzeba prowadzic, sa tez tacy ktorym daje sie wymagania i oni siedze i klepia ale nic wiecej od nich nie uzyskasz. kazdy pracuje tak jak ma ochote a zastosowanie podejscia "wolna reka" czy tez inne, moze powodowac u nich przeciwna reakcje.
Doceniac i chwalic trzeba ale kazdego trzeba inaczej. Jednemu wystarczy mail, drugiego trzeba pochwalic przed znajomymi z pracy, trzeciemu zwykle skinienie glowa wystarczy.
niektorym tak naprawde wystarczy zmienic obowiazki – z SharePoint dev na ASP.NET dev lub WPF/SL dev i odrazu nastepuje zmiania w zarowno w motywacji do pracy jak i checi uczenia sie.
wiec zanim sie komus da pochwale lub spusci sie go ze smyczy trzeba sie zastanowic czy aby napewno robimy przysluge danej osobie a nie podkopujemy ja.
@Procent, @Wojtek
no nie wiem, w jednej z pracy mialem kilku starszych programistow i to pozostawie bez komentarza.
co do warunkow w Polsce. odpowiedz jest dosc prosta. Popatrzcie na wiek ludzi ktorzy obejmuja stanowiska szefow w najwiekszych polskich firmach. Boom taki booooom IT w polsce rozpoczal sie mniejwiecej w polowie lat 90. wtedy wszyscy Ci ktorzy konczyli studnia w latach 80 i mieli swoje software house lub inne firmy zaczeli byc "zgarniani" przez korporacje ktore potrzebowaly doswiadczonych ludzi z danej dziedziny.
wiec mieli lat 23/4 w latach 80, w latach 90 mieli 33/4 teraz dodac do tego niecale 20 i mamy sredni wiek 50 lat.
teraz:
biorac pod uwage ze absolwentow z lat 80 braly firmy i maja oni teraz 50 lat, polowa z nich zajmuje sie czyms zupelni innym niz informatyka (no mniej wiecej), 1/3 wyjechala zagranice juz w latach 80 za lepsza kasa. Studia informatyczne nie byly az tak rozwiniete jak teraz sa, programy kompilowalo sie raz w tygodniu w srody na uczelni, jak sie popelnilo literowke to czekalo sie na nastepny tydzien. Co roku nie bylo duuzo informatykow, wiekszosc tak naprawde konczyla elektronike. W tamtych czasach elektronika to byl dobry kierunek, mozna sie bylo zajac kilkoma rzeczami a teleinformatyka byla coraz bardziej popularna. mozna tak ciagnac dalej.
wiec patrzac na przeszlosc, jak my polacy mozemy miec duzo informatykow starszych niz tak naprawde 40 lat? Sadze ze dopiero od polowy lat 90 sa wypuszczani programisci ktorzy za 20 lat dalej beda programowac. w latach 80 byly inne czasy i kazdy musial kombinowac, zakladac firmy itp by przezyc. teraz mamy ten "luksus", ze jak chce w firmie pracowac to ide do firmy, jak chce miec wlasna firme to ja zakladam. wczesniej tak nie bylo :)
@Gutek:
To co piszesz o wieku polskich programistów ma rency i nogi, już nie będę się musiał nad tym zastanawiać, dzięki:).
Mój były szef niedawno poszedł na emeryturę, ma parę lat po sześćdziesiątce. Za młodu programował kartami perforowanymi, potem clipper (lata 90), na koniec faktycznie został szefem IT (bardzo dobrym). Znam jeszcze parę innych osób po 50 – speców od clippera ;-)
Powtórzę trochę za osobami wyżej: nie wymagam od pracowników jakiegokolwiek zawodu, aby byli pasjonatami, wymagam natomiast, aby wszystko co robią, robili profesjonalnie i wkładali w to choć trochę "ducha". Żadna praca nie jest przymusowa (przynajmniej wg. naszej konstytucji), a więc pan kierowca autobusu niech dowiezie mnie do celu bezpiecznie i życzliwie nie zamyka drzwi przed nosem; pani ze sklepu niech kulturalnie powie dzień dobry i z uśmiechem na twarzy zniesie, że zmieniłem zdanie co do produktu, w momencie, gdy wbiła to już na kasę; programista w końcu, niech napiszę swój kod poprawnie i tak aby dało się go pielęgnować. Trochę nierealne, ale cóż, takie mam życzenie :)
Świetny artykuł.
Tak, myślę, że trzeba wypośrodkować (jak w wszystkim ) relacje między świętym a bezdusznym klepaczem. Osobiście nie sprawia mi frajdy pisanie ciągle tego samego kodu w pracy, patrzenie jak projekt siada ze względu na podjęte decyzje na górze, przyglądanie się powolnemu upadkowi(bo kto lepiej wie niż my programiści jakie zasadzki czyhają w środku), ale cóż, pracować trzeba. Z drugiej strony w własnym zakresie po godzinach, jak znajduje jeszcze siły staram się rozwijać, pisać swoje projekty, mniejsze, większe z znajomymi, często okazuje się już w połowie, że nic z tego nie wyjdzie (jak widać nic jeszcze nie wyszło- w innym wypadku nie pisał bym tutaj tylko wygrzewał się na plaży ;) )ale projekt robi się z samej chęci tworzenia, poznawania nowych technik, technologii, może nawet po to, żeby między znajomymi trochę się "powymandrzać" ;) I tak-nikt za to nie płaci i chyba dobrze, bo wtedy nie sprawiało by to takiej frajdy (swoją drogą to ciekawe zjawisko :) ).
Pamiętajcie też o swoich bliskich, rodzinie, znajomych – niestety pełnoetatowi pasjonaci są samotni a to jest chyba ich największa porażka – ale melodramatycznie się zrobiło :P
Mnie się wydaje, że najważniejszym zdaniem z tego artykułu było to: "Jako programista posiadasz zapewne analityczny umysł". O to się rozchodzi, że ludzie, którzy najbardziej męczą się w tym zawodzie, to tacy, którzy przyszli tutaj dla kasy a nie mają umiejętności analitycznych. Tacy ludzie nigdy nie zostaną pasjonatami. Są miarodajne i wiarygodne metody badania umiejętności analitycznych. Może warto to sprawdzić u siebie i w przypadku ich braku zająć się czymś innym i być szczęśliwszym.
Świetny wpis! Nie mogę się tylko zgodzić z końcówką paragrafu "Programista święty".
Świetnie jest wtedy kiedy lubimy swoją pracę ale warto tez inwestować w inne rzeczy.
Po za tym większość programistów (informatyków) to osoby którzy chodzą do pracy tak jak reszta by zarabiać pieniądze a nie spełniać siebie i tworzyć coraz doskonalsze rzeczy.
Moim zdaniem cale to mówienie o pasji jest sztuczne i kojarzy mi się z jakimiś ofertami pracy w korporacji w której z ludzi wyciskają co się da w imię "spełnienia zawodowego".
Rozmieszyl mnie opis UberMensch. Skad nagle opinia ze nerds sa ubermenschen i ze wywyszaja swoja profesje. Porownaj chlopcow z Big Bang Theory do filmow gdzie wystepuja goscie w ognistych rydwanach. Prawda jest taka ze klepiemy nudny kod bo nic innego nie potrafimy. Marzy nam sie ognisty rydwan a jezdzimy metrem. Nikt nas nie szanuje oprocz moze naszej mamy. Caly swiat sie z nas smieje. Oj daleko nam do UberMensch.
@Misiek:
Mi tam się nic nie marzy:). Po prostu napisałem jak moim zdaniem jest – niektóry zbytnio przeceniają swoją rolę w dążeniu wszechświata do ogólnej nirwany.
nawiazujac do mojej wypowiedzi na temat starszych dev, to w US nazywamy sie Generation Y, a u nas w Polsce my raczej jestesmy ta generacja X z boomu:
http://www.inc.com/managing/articles/201005/osteryoung.html