Bicie głową w mur nie jest przyjemne. Nieraz zdarza się zmagać z zadaniem, które… nijak nie wychodzi. Fail za failem, mimo wielu prób. “Nie poddawaj się” i “spróbuj ponownie” przestaje działać po kilku podejściach.
Akcja: BLOGvember! Post nr 6.
W listopadzie w każdy roboczy poranek na devstyle.pl znajdziesz nowy, świeżutki tekst. W sam raz do porannej kawy na dobry początek dnia.
Miłej lektury i do przeczytania jutro! :)
Może to być problem programistyczny. A może to być coś bardziej życiowego.
Przykład
Zabrzmiało dość poważnie, nie? Bo takie jest. Rozpatrywanie takiej walki tylko na poziomie kodowania i technologii byłoby dość… płytkie. W końcu wszystko się tam udaje. A nawet jeśli nie, to z reguły nic strasznego się nie dzieje (przynajmniej nam, odpowiedzialnym).
Gdyby więc rozważania rozszerzyć? Co, jeśli wzięlibyśmy na tapetę… rzucanie palenia? Jaram sobie beztrosko od bodajże 17 czy 18 lat, przez ponad połowę żywota swego. Czynność tę uwielbiam, przez pewien czas ona mnie nawet “definiowała”. Nie żałuję, ze zacząłem, bo było świetnie. Ale wypadałoby z tym kiedyś skończyć.
Krok 1: decyzja
Kilkukrotnie próbowałem rzucać. Bo to niezdrowe, bo śmierdzi, bo coraz więcej kosztuje. Raz rzuciłem na rok, innym razem przestawiłem się na 2 lata na te elektryczne chińskie badziewie. Ale ciągle do prawdziwych, żywych fajeczek wracałem.
Część z Was pewnie wie jak to jest… Rzucanie fajek? Banalne! Robiłem to już wielokrotnie! I za każdym razem się udawało. To tak jak z SVNem: chwalą się, że branchowanie świetnie działa, ale nie wspominają o tym, że przy merge można się pochlastać.
Jaki był mój motyw do tej pory? Widocznie niewłaściwy. Więc:
Krok 2: “to nie działa”
Albert Einstein powiedział kiedyś piękne słowa:
The definition of insanity is doing the same thing over and over again, but expecting different results.
Ja dokładnie to robiłem. Gdzieś tam w środku chciałem nie palić, ale nie potrafiłem tego wystarczająco dobrze uzasadnić. Za każdym razem rzucałem dla SIEBIE.
Ale skoro JA CHCĘ jarać i JA NIE CHCĘ jarać to na jakimś poziomie, w pewnym momencie, ten konflikt powodował wygaszanie postanowień. Neutralizacja.
Trzeba było zacząć się zmóżdżać:
Krok 3: nowy sposób
Potrzebowałem nowej motywacji. Self-hack. Nie da się jedną drogą? Nie da się rzucić dla siebie samego? To spróbujemy inaczej. Rzucimy dla kogoś ważniejszego niż ja.
Takie coś powinno zadziałać: bardzo, bardzo bym nie chciał, żeby moja Córeczka siedziała kiedyś przy moim łóżku i patrzyła, jak wydaję w szpitalu ostatni kaszlący dech. Jak wiję się i cierpię, bo po całym życiu cudownego palenia nadchodzi czas spłaty długu. Zapukał rak-windykator, i nie ma ucieczki. Kilka lat temu siedziałem z żonką Joanną przy takim szpitalnym łóżku. Razem patrzyliśmy.
Nieraz można się było uśmiać, gdy kobieta w kasie podaje paczkę z napisem “Palenie tytoniu powoduje bezpłodność“, a klient na to: “da pani inną, na przykład to z zabijaniem albo chorobami skóry“. Ale napis “PALENIE ZABIJA” to nie ściema. Podążanie dalej zadymioną drogą byłoby z mojej strony bardzo… egoistyczne.
OK, więc oto mój nowy sposób: rzucę dla kogoś, kto znaczy więcej niż ja. Dla mojej Córeczki. Nic jej nie mówiąc (właściwie to ona nie wie nawet, że palę). A dla spotęgowania efektu przed samym sobą: zrobię to w jej urodziny.
Gdybym teraz się złamał… oznaczałoby to, że mój nałóg jest ważniejszy niż obietnica złożona Córce. Co prawda niejawnie, co prawda potajemnie, co prawda z własnej inicjatywy, ale jednak. To się po prostu nie może wydarzyć w naszym uniwersum.
Plan obmyślony. Super! Co dalej?
Krok 4: “a little helping hand”
Przechodziłem przez to wielokrotnie, więc wiem, co mnie czeka. Wiem też, że tym razem się nie złamię. Ale może da się ten proces jakoś… uprościć? Żeby nie zaburzyć zbytnio normalnego funkcjonowania na te kilka najgorszych dni/tygodni.
Okazało się, że się da. Kiedyś o wiele więcej osób paliło, i jakoś tak porzucali. Może nie lubili tego aż tak bardzo, jak ja? :) Zresztą to uczyniło palenie jeszcze fajniejszą czynnością. Kilka rozmów wystarczyło, by dowiedzieć się, że jest jakaś “magiczna książka”. Książka, która coś przestawia w głowie.
Sceptycznie do tego podchodziłem. Ale co mi szkodzi? Otworzyłem książkę, otworzyłem głowę na oścież, przygotowałem się na pranie mózgu. Dobrowolnie pozwoliłem jakiemuś kolesiowi przestawiać moje synapsy. Łykałem wszystko “jak świnia obiery”.
W końcu… Po co walczyć zgołodupo, jeśli można jakiś zbrojny “fartuch nieustępliwości” nałożyć?
Krok 5: deklaracja
Układałem to sobie w głowie przez długi czas. Dopóki myśl nie opuści czachy to wszystko jest okej. Bezpiecznie. Mogę się wycofać bez wstydu, postanowić że “jednak nie, to głupie”. Albo “za trudne”.
Dlatego też stosunkowo szybko powiedziałem o tym żonie, żeby nie było odwrotu. Tylko jej.
Potem, mimochodem, niektórym znajomym. Tu coś bąknę, tam coś szepnę. Nie, żeby to kogoś specjalnie obchodziło, ale od razu zmieniło się moje wewnętrzne nastawienie. “Wymyśliłem jak zrobić” zmienia się w “zrobię”.
Na konferencjach i szkoleniach często spotyka się na fajeczce nowe osoby. A o czym rozmawia dwóch nieznajomych przy popielniczce? No o paleniu, oczywiście :). Zacząłem to rozpowiadać każdemu, z kim rozmowa choć na chwilę zeszła na temat jarania. Nudne? Nieważne, to miało służyć mojemu celowi, nastawieniu, przygotowaniu, a nie cudzej rozrywce.
Wreszcie… heloł, co czytasz od 5 minut? Moją najbardziej publiczną deklarację. Nie ma odwrotu.
Krok 6: wykonanie
Urodziny Córki są dzisiaj. Ostatniego papierosa wypaliłem wczoraj wieczorem.
Jeśli zobaczysz mnie kiedykolwiek z fajką to masz pełne prawo zaserwować mi kopa w pysk. Nawet z półobrotu, jeśli umiesz. Nie żartuję.
Nie żartuję, bo wiem, że tak się nie stanie.
Jestem niepalący.
Oprócz procesu całego, który ma sens oczywiście, uważam że to jedna z bardziej zajebistych decyzji, które mogłeś podjąć.
Tomek,
Zgadza się.
Super decyzja. Wiele osób potwierdza, że to co zrobiłeś jest najlepszym rozwiązaniem, czyli powiedzieć wszystkim co chce się osiągnąć. Dzięki temu w chwilach słabości się nie poddasz. Czy to przez fakt, że wszyscy o tym wiedzą i po ludzku byłoby głupio wyjść na kogoś, kto łamie swoje postanowienia. Gratuluję postawy i wszystkiego najlepszego Córce!
Szymon,
Dokładnie. Gdybym teraz jednak wrócił do palenia to jak ktoś mógłby robić ze mną w przyszłości biznesy, skoro tak prostej rzeczy nie potrafię? :).
Gratuluję! Palenie to ohyda, sam o tym doskonale wiem :) Ale nie palę już z jakieś półtora roku i naprawdę świetnie mi z tym :) Powodzenia nie napiszę, bo Tobie ono nie potrzebne, wiem, że dasz radę :)
PS. Najlepszego dla Córeczki! :)
Marcin,
Z tym powodzeniem to prawda – nie potrzebuję, po raz pierwszy od razu wiem, że jest okej. Dobre uczucie :).
Powodzenia! :-)
Lech,
Thx!
Brawo i powodzenia. A to piosenka o tym samym :
https://www.youtube.com/watch?v=XJSX5idazi8
Brtq,
Thx, a pieśni nie znałem wcześniej :).
A mnie się skojarzyło to:
https://www.youtube.com/watch?v=xfZKkCc9By0
Nie bądź gnojkiem. ;)
Mała,
Też nie znałem :). W sumie z jaraniem to znam chyba tylko to: https://www.youtube.com/watch?v=BkOKGU_ju6Q .
Powodzenia! Ja też akurat odstawiłem dwa dni temu :)
Marek,
No i dobrze :). U mnie zaczyna się drugi dzień, zero negatywnych efektów. Wszystko siedzi w głowie i jest kwestią nastawienia jak widać…
Nie znamy się osobiście ale mocno trzymam kciuki!
Jak jeszcze do przedszkola chodziłem, zapamiętałem akcję w stylu “stop papierosom, zabijajo niszczą, śmierć, zniszczenie i w ogóle co najgorsze”. Zawsze byłem wrażliwy, więc powiedziałem do mamy “nie pal mamo bo mi umrzesz”. Nie pali do dziś, czyli już ze 20 lat :)
A fajki to syf, można raz na dwa tygodnie-miesiąc zapalić sobie do piwka w weekend w pubie ze znajomymi, ale tak codziennie? No way. Szkoda zdrowia i pieniędzy.
Kuba,
Właśnie zapalenie raz na tydzień/miesiąc nie jest dla każdego. Kilka razy tak robiłem, zawsze kończyło się tym samym.
No i brawo mama :).
Miałem podobnie jak Ty, rzucanie dla siebie nic nie dawało, rzucenie dla kogoś bliskiego dało efekt – sześć lat bez fajek.
Najgorzej było w pracy – chodzenie na wspólną fajkę to był rytuał. W końcu nauczyłem się wychodzić na fajkę i nie palić. Rytuał pozostał, pogaduchy też, win – win :)
Kombain,
Ta, rytuały są trudniejsze do zwalczenia niż jakiekolwiek “ssanie” :). Ale spoko, można z marchewką pójść. Zresztą one też po jakimś czasie zanikają.
Powodzenia.
Sam miałem problem z paleniem. Nie pale chyba z 10 lat i jakoś mi brak papierosów nie przeszkadza.
Stań się leniem i jak zachce się Tobie palić niech Ci się nie chce iść po nową paczkę.
Paweł,
Wczoraj był pierwszy dzień, więc zechciało się siłą rzeczy ze 100x. Za każdym razem się z tego po prostu ucieszyłem. To jak po wizycie na siłowni po długiej przerwie. “Boli, znaczy: rośnie” :).
Ja rzuciłem z pomocą tej książki o której piszesz (Allen Carr?).
Z kolei moja żona rzuciła bez książki.
Efekt jest ten sam. Nie palimy już z 5 lat, albo więcej.
Ja ceniłem sobie, to że po przeczytaniu samo rzucenie palenia nie wydawało mi się jakąś wielką stratą i moim zdaniem o to chodzi w tym całym praniu mózgu. Żeby po prostu poczuć, że się tego nie potrzebuje. (to jest taki stan, że nawet po paru piwach (albo lepiej) lub przy dużym zmęczeniu, gdzie siła woli już nie istnieje, nie chce się palić, a po jakimś czasie już całkiem zapomina się o paleniu)
W tej książce jest opisana masa powodów, dla których człowiek pali i są pokazane od drugiej strony. Tzn. z fikcyjnych korzyści robi odwrotność. Np. palisz bo chcesz się zrelaksować, jest pokazane w sposób denerwujesz się bo palisz :). (W sumie w coś i tak trzeba wierzyć, jak korzystniejszy jest ten drugi sposób, to co za różnica :) ).
Jakub,
Tak, dokładnie ta książka. Zresztą nie tylko ta jedna Carra jest godna polecenia, cała ta jego filozofia jest “aplikowalna” w wielu przykrych scenariuszach. Brilliant.
Niestety, ale Twoje poświęcenie dla dziecka może przyjść za późno. Przez tyle lat palenia nie ma szans, żebyś nie miał zmian w płucach, zwłaszcza, że zacząłeś w młodym wieku, więc masz teraz staż.
Poza tym trudno mi zrozumieć pomysł palenia papierosów: niszczenie organizmu, smrodek z ust, żółte zęby, przewalanie kasy.
Życzę powodzenia – moi rodzice palili długo i rzucili bardzo szybko jak policzyli za i przeciw (tych za było 0).
Tomaszk-poz,
Z takim nastawieniem to na wszystko jest za późno, nic tylko kłaść się do dołu i przysypać ziemią :).
Wierzę, że się uda więc gratuluję!
Thx, tym razem to nie kwestia wiary nawet :)
Trzymam za Ciebie kciuki, dasz radę! Wszystkiego najlepszego dla Córy, moja też z 8. listopada ;)
Thx :)
8 listopada… Dzień wyborów, wstrzeliliśmy się :). Nawzajemnie!
Z tym kopem to będę pamiętał, bo ostatnio na piwie zapomniałem, że wisisz mi 2 browary :D
O faktycznie!
Dość ciekawe badania na temat zmiany swojej osoby i tego jak się zmieniać, podaje ten artykuł: http://jamesclear.com/master-one-thing
Pracowanie nad jedną (małą liczbą) rzeczy naraz pomogło mi w rzuceniu… słodyczy, które zawsze mnie kusiły. Od trzech miechów nie jem cukru i jest mi z tym dobrze.
SCOOLETZ,
Ja idę na całość i zmieniam wszystko co jest do zmiany – jednocześnie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Kryzys wieku średniego chyba :).
Tym samym masz szansę stać się… wzorcem nie projektowym:). Powodzenia