Dawno temu, za czasów liceum i na początku studiów, miewałem tygodnie bardzo intensywnego jeżdżenia na rowerze. Kilka pierwszych wyjazdów “w sezonie” zawsze musiało kończyć się tak samo: krwotokiem z nosa z wyczerpania i leżeniem przez pół godziny po powrocie, bez możności poruszenia ręką czy nogą. Miewałem też zrywy związane z basenem, gdzie sytuacja była podobna: pierwsze kilka wyjść na basen to skrajne wycieńczenie, prowadzące do zawrotów głowy i torsji. Po wyjściu z wody musiałem przez dobry kwadrans siedzieć w szatni, łapiąc oddech, żeby w ogóle dotrzeć do prysznica. Może głupie, może nie – podobało mi się. Szybko było widać efekty.
Przygodę z “udzielaniem się w IT” rozpocząłem ponad 10 lat temu, w roku 2005. Najpierw start w Imagine Cup, potem inne projekty, konkursy. Wreszcie blog. Później prezentacje, wystąpienia, konferencje, spotkania grup. A od ponad roku dodatkowo: podcast. I szkolenia. Do zawrotu głowy. Do krwotoków z nosa. Bez umiaru. Bez przystanku.
Od tamtej pory zawsze “życiowe priorytety” były takie same: na pierwszym miejscu rodzina, na drugim: IT “poza pracą”, na trzecim: praca. Wszystko inne: właściwie nieistotne. Nie mam hobby. Moim hobby jest IT, a ściślej rzecz ujmując: społeczność. Czyli: Wy wszyscy, my wszyscy, wszystko co z Wami i ze mną w tym kontekście związane. Jak słodko, prawda?
Spojrzałem ostatnio na swój rozkład “urlopów” na rok 2015:
To chyba nawet nie jest wszystko, bo prezentacji dałem w tym roku więcej (19). Tak czy inaczej: “ustawowy” urlop wykorzystałem gdzieś w okolicach wakacji. A później jeszcze sporo urlopu “niepłatnego”. Pośród tego na siłę wciśnięty faktyczny wyjazd wakacyjny: 3 dni. I tak jest od lat.
“A, pierdolę to” – syknął i ze złością zamknął edytor. Zatrzasnął laptopa, otworzył browara, włączył film. Nie było dziś tego w planie – tego wieczora miały powstać dwa posty na bloga. Zgodnie z rozkładem, utartym schematem, tradycją: post w poniedziałek, post w czwartek, blogowe Lotto. A jak dobrze poszło to także we środę i niedzielę: kumulacja. Taki niepisany “kontrakt” z Czytelnikami. Aż coś pękło i po raz pierwszy pojawił się szatański pomysł: “a gdyby tak… odpuścić?”. To był dzień równie dobry jak każdy inny na takie frywolne zachcianki, bo wszystkie kolejne wieczory w nadchodzących tygodniach i tak były zawalone różnymi aktywnościami. Stało się to kilka lat temu. Plan rozpada się po raz pierwszy.
To jest jak nałóg. Palenie rzucałem wielokrotnie w ciągu ostatnich szesnastu lat, a piszę te słowa prosto po powrocie z pysznej fajeczki na zimnym balkonie – więc wiem o czym mówię. Dziesiątki razy, wlokąc się do wyra o 3 rano prosto sprzed monitora, obiecywałem sobie: “nie będę się tak więcej zarzynał!”. Za każdym razem, gdy nachodziła mnie chęć zagrania w Heroes 3 i wbijałem sobie tę chęć do kalendarza na pierwszy wolny wieczór, który dziwnym trafem prawie nigdy nie występował wcześniej niż za 2-3 tygodnie. Za każdym razem, gdy kumpel dzwoniący z zaproszeniem na wódeczkę musiał usłyszeć “sorry, w tym miesiącu nawet niedziele mam już zajęte”. Za każdym razem, gdy ciesząc się jak dziecko na wyjście do kina opuszczałem je wściekły, bo cały film przespałem.
Ale mimo wszystko: nie da się przestać. Nie wiem nawet z czego to wynika. Dziesiątki (czy już może i więcej niż dziesiątki, przez te wszystkie lata?) ciepłych maili od Czytelników i Słuchaczy – super. Uściski dłoni na konferencjach – wypas. Bardziej niż pozytywne relacje z prezentacji od Publiczności – świetnie. Podziękowania za inspirację, słowa w stylu “dzięki Tobie jestem programistą” – niewyobrażalnie przyjemne. Ogólne opinie o mojej skromnej (a może jednak nieskromnej, whateva) osobie, które docierają do mnie najprzeróżniejszymi kanałami, powodując dziewiczy rumieniec – elegancko. Ktoś nawet zapowiadał mnie przed jakimś występem mówiąc, że jak się w google wpisze “programista” to wyskakuję na pierwszej stronie. Ale czy to może być powód? Raczej nie, bo… kiedyś tak nie było. To pewna zagadka.
“A, pierdolę to, przekładam.” Drżącą ręką, walcząc z wyrzutami sumienia, wysłał e-mail. Trochę głupio: za kilka godzin miał nagrywać odcinek podcasta. Termin umówiony od tygodni, wszystko ustalone, ale… czuł, że gdyby wieczorem usiadł do komputera, do mikrofonu, zmusił się do nagrania, to by wyszło bardzo słabo. Nadgodziny w zapylonym kamieniołomie. Szybka prośba do Gościa o przełożenie nagrania na dowolny inny termin, a dziś: książka s-f. Bez tego zdechnie. Po prostu położy się spać i nie wstanie… Plan rozpada się po raz drugi.
Nie chodzi o kasę. Wiele razy prowadziłem tę rozmowę. Ktoś próbujący wmówić mi, że mam lepszą pracę niż inni bo jestem “aktywny”. Nieprawda. Że więcej zarabiam, bo jestem rozpoznawalny. Nieprawda. Że pewnie “sporo dostaję na boku”. Nieprawda – właściwie jedyne pieniądze z działalności “społecznościowej” to kilkanaście tysięcy od sponsorów DevTalka, z czego prawie wszystko wydałem na promocję, hosting i różne podcastowe podarunki. To prawdopodobnie temat na osobnego posta, ale prawda jest taka, że gdybym nie napisał ani jednego tekstu w życiu czy nigdy nie poprowadził ani jednej prezentacji to i tak miałbym dobrze płatną, potencjalnie ciekawą pracę. A skąd to wiem? Bo 99% programistów nie pisze tekstów i nie prowadzi prezentacji, a spora część ma dobrze płatną, ciekawą pracę. “I rest my case, majonor”.
To chyba kwestia… “aktywności” samej w sobie. Wyrażenia siebie i wyróżnienia z tłumu. Początkowe nieśmiałe próby przekształciły się w rutynę. Po latach ciężko już było myśleć o programowaniu tylko jako o pracy, bo nigdy nie było tylko pracą. Zrób coś co jest dobre, a jak się uda to… rób to dalej. “Mate, feed, kill, repeat” jak namawia Slipknot. I tak w koło, nomen omen, Macieju.
Skoro nie dla “fleszy, chwały i blasku” i nie dla kasy to… po prostu ot tak, dla siebie samego. Budowanie poczucia własnej wartości, walka z kompleksami, pokonywanie coraz to kolejnych barier. Kształtowanie charakteru. Stawianie sobie wyzwań, które jeszcze kilka lat temu były poza zasięgiem nawet “marzeń”, a co dopiero “planów”. A które przez lata ulepszania siebie stały się realne. Procent v3.0. Dzika satysfakcja i duma. Przed samym sobą.
A że przy okazji z korzyścią dla innych? To tym lepiej. Inspiracja, motywacja, kop do pracy nad sobą, nieśmiertelny apel “DO ROBOTY”. Pozytywny wpływ, który faktycznie działa. Zalatuje coachingiem, ale na szczęście przez większość czasu udało mi się unikać takiej ściemy.
“A, pierdolę to, idę spać.” Wściekle uderzył pięścią w klawiaturę, zamykając PowerPointa. “Co za bezsensowne gówno”. Nieuchronnie zbliżał się termin premiery nowego wystąpienia, a obiecany temat nijak nie składał się w całość. Materiały kolekcjonowane przez minione tygodnie miały za zadanie same się do siebie dopasować jak zwykle, niczym puzzle. Zamiast tego prezentowały obraz nędzy i rozpaczy, jak zarzygane bierki układane rękami menela z delirką. Zdawał sobie sprawę, że powinien siedzieć i pracować aż będzie zrobione, ale wydawało się to po prostu niemożliwe. Za dwie godziny pobudka – trzeba będzie córkę odprowadzić do przedszkola. A potem praca. Wrzód poczucia winy gniecie w środku aż do bólu, jakby miał zaraz pęknąć i rozlać się ohydztwem. Ale mimo to… podwójna melisa i wyro. Jest jeszcze kilka dni… “jakoś” to będzie. Ten statek i tak już odpłynął, bez niego na pokładzie. Plan rozpada się po raz trzeci.
Wiecie co… wbrew pozorom: im dalej w las – tym trudniej. Tym więcej papierzaków. Niby łatwiej jest kontynuować, niż zaczynać, ale w środku coraz bardziej coś skrobie, szczypie, jakiś rak, i dopytuje: “po co?”. Żeby coś miało sens, to trzeba to robić stale. Dłuższa przerwa w aktywności oznacza często konieczność rozpoczynania od początku. Urojone zobowiązania dręczą sumienie, więc nawet chwile wytchnienia spędzone “poza” nie są w pełni wolne. Bo gdzieś tam z tyłu głowy ciągle coś szepcze, chichocze, jakiś guz, i wytyka: “czas ucieka, a ty co z tym robisz, pussy?!”
Na dłuższą, tak mocno dłuższą, metę… tak się nie da. Dotarło to do mnie kilka miesięcy temu, mniej więcej w dziesiątą rocznicę “początku”. Nie lubię robić czegoś na pół gwizdka – wtedy ani efekty nie są takie, jak bym chciał, ani “wyrzuty sumienia” nie są uspokojone. A na robienie czegokolwiek “na całość” jestem… za stary. Czy zbyt dojrzały? Brzmi średnio, ale po prostu doba jest za krótka, i z czasem skraca się coraz bardziej. W miarę rozwoju życia, każdego miesiąca z “czasu własnego na IT-hobby” znikają kolejne minuty i godziny. I, w przeciwieństwie do coraz krótszych jesiennych i zimowych dni: ten trend się nie odwróci. Nie w dającej się przewidzieć przyszłości.
Do tego dochodzi kwestia odkładania pierdół, takich nagród “dla samego siebie” lub “mniej ważnych planów”, na tak zwane święte nigdy. I irytacja z tym związana. Dlatego, że czas kiedyś mierzony w miesiącach, teraz mierzę w latach. Wiecie, że StarCraft II wyszedł latem 2010? Pamiętam jak dziś złożoną sobie wówczas obietnicę: do końca roku zmasakruję tych Zergów ohydnych, bo kocham tę grę! Finalnie zainstalowałem SC… w ubiegłym miesiącu. Po ponad 5 latach. Ilu obietnic sam sobie nie dotrzymałem? To tylko jeden głupi przykład. Innym razem dostałem na Boże Narodzenie książkę, którą bardzo chciałem przeczytać: Metro 2033. Zacząłem ją czytać od razu. Skończyłem dopiero na Wielkanoc, bo “nie było czasu”. A to raptem kilkaset stron! Kolejny głupi przykład. W ciągu ostatnich 2-3 lat robiłem kilka podejść do basenu, biegania, siłowni czy innych “rzeczy tego typu”. Za każdym razem po maksymalnie dwóch tygodniach okazywało się, że moje życie jest już tak pouzupełniane i “zoptymalizowane”, że po prostu nie ma na to miejsca. Znowu głupi przykład, ale… są ich dziesiątki. Gdyby tak dalej poszło, to niedługo musiałbym zacząć planować sobie rozrywki na emeryturę. Nie da się tak.
Dlatego też w tym roku miałem swój prywatny, najważniejszy, Czas Decyzji…
“A, pierdolę to, ryzyk-fizyk, zobaczymy co z tego wyjdzie.” Po tygodniach dumania, refleksji i wielu bezsennych nocach, pierwszy raz od dawna poczuł się lekko. Wybrnął z impasu. Chyba nad niczym nigdy nie zastanawiał się tak straszliwie długo. Żadna decyzja nie przyszła z takim trudem. “Rzucam robotę!” Musiał wypowiedzieć to na głos. Kontrakt z samym sobą: postanowione! To koniec niepłodnych, wyczerpujących rozmyślań.
“…ale przecieżżżżżżż kredytttt…” Zamknij się.
“…dziecko maszszsz, rodzinę maszszszsz….” Zamknij się!
“…nic sensownego z tego nie wyjdzie, polegnieszszszsz…” Sza, będzie dobrze.
“…sam nie wieszsz czego chceszszszsz…” Cicho bądź, dowiem się w trakcie.
“…będziesz tego żałowaććććć…” No morda wreszcie! Będę to będę.
“………”Wreszcie głosy ucichły. Zaciągnął się głęboko papierosem. “Tak, postanowione. Po raz pierwszy od lat nie wiem dokąd zmierzam. I dobrze mi z tym.” Wydmuchnął dym, uśmiechnął się do płynących wolno chmur. Teraz pora spokojnie pomyśleć. Poplanować. Odpocząć. Bez spiny. Kamień spadł z serca – czas zacząć go toczyć pod górę.
W 2009r wsiedliśmy z Joanną do czerwonej strzały i pognaliśmy w Europę na tydzień, wolne jak ptacy. Nasze pierwsze i zarazem przedostatnie wspólne długie, beztroskie wczasy. Pewnego dnia w Luksemburgu zerknąłem na licznik kilometrów przejechanych od ostatniego tankowania i z przerażeniem zobaczyłem “520”. Zawsze, ale to zawsze, dolewałem paliwa gdy licznik zbliżał się do 500, ponieważ nie działała nam lampka rezerwy. Tym razem jakoś przegapiłem, może te zajebiaszcze luksemburskie zamki tak mi oczy zamroczyły. Podjeżdżamy do grupki ludzi i pytamy o najbliższą stację. “W stolicy” – odpowiedzieli. Z duszą na ramieniu dotoczyliśmy się do dystrybutora, licznik wskazywał 550km. Na oparach nas opatrzność dociągnęła, jak nic.
I ta czerwona rakieta z pustym bakiem to jestem ja, teraz. Tylko mniej zardzewiały. I z tą różnicą, że lampka rezerwy zaświeciła mi się jakiś miesiąc temu, a w baku zawirowało niedługo później. Zauważyliście brak DevTalka? No właśnie… przyszli Goście sami się pytają “kiedy nagrywamy”, co jest strasznie miłe. Ale niemiłe jest, gdy muszę odpowiadać: sorry, nie dam rady, na pewno nie w tym roku. Zauważyliście brak postów na blogu? No właśnie… ten tekst piszę przez trzy tygodnie. I skleić go nie mogę. Pracuję teraz na pół etatu – czyli 4 godziny dziennie. Potem spędzam czas z rodziną. A potem – NARESZCIE – gram na komputerze i – NARESZCIE – czytam “normalne” książki. W ciągu miesiąca przeczytałem ich z 5, co jeszcze niedawno wystarczyłoby na… lata? Zero “nadobowiązkowych” aktywności, na samą myśl o czymkolwiek kark mi drętwieje. Zero. Poza tym, co było umówione wcześniej, bo szkoleń i prezentacji przełożyć się nie da…
Pękłem, po prostu. Wyczerpały się bateryjki. Znaki ostrzegawcze pojawiały się regularnie od przynajmniej dobrych dwóch lat (vide chociażby “develtschmerz – studium przypadku“, ), ale starałem się ciągle cisnąć. Jeszcze, i jeszcze, i jeszcze, i… przedobrzyłem. Nie wyobrażam sobie dalszego życia w taki sposób. Próbowałem godzić jedno z drugim i zarywając noce, i zarywając ranki. Ale na dłuższą metę: dość mam ciągłych “kryzysów”, “wypaleń”, to już się zaczęło robić nudne. I trochę straszne. Dalsze ignorowanie takich sygnałów byłoby głupie.
Miałem do wyboru dwie drogi. Mogłem rzucić wszystko i po prostu zająć się tym, czym powinienem: programowaniem przez kilka godzin dziennie, zapominając o “całej otoczce”, i koniec. Mogłem też rzucić “programowanie przez kilka godzin dziennie”, czyli pracę w Ultrico (z wielkim żalem, bo pracę najlepszą w mojej dziesięcioletniej karierze BTW), i skupić się wyłącznie na tej “całej otoczce” właśnie…
Odpowiedziałem sobie na “zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: co chcesz w życiu robić?”. I wybrałem bramkę numer dwa. Za kilkanaście dni będę bezrobotny: goły i wesoły. “Tonę, chociaż udaję że płynę“. Czekam tego jak kania dżdżu, coby mądrze zabrzmieć. Czy to dobra decyzja? Zaprawdę powiadam Wam: nie mam zielonego pojęcia. Co to tak naprawdę oznacza, co z tego wyniknie? Też nie do końca wiem. Z czego będę żył? No cóż… Okaże się, liczę na to, że JIT włączy się w odpowiednim momencie.
Jak będzie? Przekonajmy się o tym razem! Zapraszam Was serdecznie na podróż w nieznane. I Ciebie, stały bywalcu. I Ciebie, okazjonalny czytaczu. I Ciebie, studencie, i Ciebie, senior-dinozaurze. Chodźcie na Fejsa, Twittera, zapiszcie się na na newsletter… Wspólnie zobaczmy co się stanie. Pomysły: są, cała masa. Energia: kumuluje się. Czas: oł jea, będzie! “Rok 2016 to będzie dziwny rok” (a jeśli wiesz skąd to cytat to dodatkowo masz u mnie browara). Zostajesz?
A co z tego wynika tak naprawdę? Widzę, że pojawiają się pewne niedomówienia :). Wynika to, że powinno być mnie… więcej. Przynajmniej w internetach: na blogu, w DevTalku, a także w innych miejscach, już powoli przygotowywanych pod nadchodzący rok, czego jeszcze niedawno sam bym się nie spodziewał. Bez pracy – będzie czas na rozwijanie “IT-hobby” w pełnym zakresie. Co prawda bez pracy nie ma także kołaczy, ale ten problem może się sam rozwiąże.
Udało się. Wrota duszy swej na oścież otwarłem, coby przewiew zrobić. “Wylało się to, co tak długo w nim wzbierało”. (a to skąd cytat?). I wracam do czytania, czas zacząć szóstą książkę. “Pierwsze Prawo” zdecydowanie daje radę, dzięki Gutek!
Gratulacje!!! za autodiagnostyke i podjecie decyzji. Życzę wszystkiego najlepszego na nowej kolejnej drodze życia ;)
P0NY,
Dzięki, chociaż “nowa droga życia” to chyba trochę za dużo powiedziane :). Ale autodiagnostyka to trwała dobre kilka miesięcy i akurat z tego to sam zadowolony jestem :).
Szkoda, ale w pełni rozumiem decyzję. Powodzenia w nowej roli :)
MJJEDMAC,
Dopisałem jeden akapit – rezygnuję z pracy, nie community :).
Spoko. Podziwiam za wytrwałość i walkę. Osobiście mam zupełnie odwrotnie poukładane życie. Rodzina, praca i hobby (i to kilka, raczej nie IT).
Swoją drogą, co do hobby – jeździłeś swego czasu na moto, pamiętam. :) A mnie już tyłek swędzi, a olej wymieniony. :)
Chciałbym mieć twoją siłę konia pociągowego – pewnie zrealizowałbym 100.000 rzeczy, których do tej pory nie zrobiłem. Więc podziwiałem i podziwiam Twoją siłę psychiczną i możliwość zmuszania się do pewnych rzeczy. Ja łatwo odpuszczam. No ale na Twoim przykładzie -> będę miał postanowienia noworoczne :) I tym razem tak szybko nie odpuszczę, choćbym miał męczyć gitarę o 2 w nocy (kupiłem już fajne słuchawki :) ).
PAWELEK,
Dzięki :).
Na moto tak, ale znowu… Od lat zabieram się za zrobienie prawda. W tym roku nawet na kurs się zapisałem. Ale musiałem zrezygnować po 2 zajęciach. Takie to buty. W 2016 to już na pewno muszę zrobić :).
wrócisz, wszyscy wracamy : – )
btw, ostatnio zastanawiałem się nad brakiem czasu dla sportu, hobby spowodowanych przepracowywaniem się. Doszedłem do wniosku, że to właśnie dzięki tym odskoczniom możemy pracować “harder and harder”. To nie jest tak jak wszyscy myślą, że nie mam czasu na nic poza pracą – dlatego możesz pracować intensywnie ponieważ ten czas poza pracą również spędzasz intensywnie :)
Maciek, powodzenia debuguj życie :- ) !
KAROL,
Że wrócę to nie wątpię, daleko się zresztą nie wybieram :). Dzięki, debagował będę, breakpointy już postawione.
Wielu blogerów żyje tylko ze swojej działalności online. Niestety, nie widziałem wielu (polskich) blogerów IT, którzy tak mają. Życzę Ci, byś był tym pierwszym (którego znam) – zasługujesz na to.
PAWEŁ SZCZYGIELSKI,
Ja nie znam żadnego takiego. Chyba że wliczymy w to blogi “technologiczne”, molochy jak spidersweb chociażby, to pewnie tak, ale takich ambicji nie mam,ile można pisać o iphonach :). “Pierwszy polski dev-bloger utrzymujuący się z działalności online” – ta, to jest coś z czym mógłbym się pogodzić :). Chociaż jak patrzę na stawki oferowane za jakąkolwiek współpracę to… oooj, daleko ten cel, daleko. Jest to jednak jedna z możliwych dróg rozwoju.
Bo najważniejsze to być w zgodzie z samym sobą !!!
MAREK SEWERYN,
Ołjea, +1.
Tak jak napisał Karol … “Wszyscy wracamy”, chociaż sam nie dalej jak wczoraj siadłem i zastanawiałem się co odpuścić, żeby w końcu mieć więcej czasu dla dzieciaków i jak sprawić, żebym we wspólnym czasie myślał o nich a nie roztrząsał kolejny problem na którym się w danym czasie skupiam w pracy.
Myślę, że książki będą świetnym startem do resetu … zbieraj siły :)
ps. “Ogniem i mieczem” :)
RAGILS,
Wyrzucenie myśli z głowy podczas spędzania czasu z bliskimi jest trudne – “presence”, “being in the moment”… Zobacz u mnie na /video prezentację GMD jeśli nie widziałeś, tam opisuję proces wyrzucania z głowy śmieci do notatek, pomaga.
PS: Masz browara, chwytaj mnie gdzieś :).
Wow. Mocny post. Każdy z nas pewnie ma taki okres w życiu że próbuje zrobić wszystko ale gdzieś tam w głowie siedzi: “.. kiedyś sobie odpocznę…”. Obym też ten moment zauważył w optymalnej chwili, a jak na razie : “It’s not about how much you sleep. It’s what you do while you’re awake.”
Powodzenia
PIOTREK,
Z tym spaniem to bym uważał, żeby jednak nie zaniedbać. Napoleon mawiał że na dobę “6h dla mężczyzn, 7h dla kobiet i >=8h dla idiotów” :). I jakieś tam badania pokazują że to jest po prostu konieczne do oczyszczenia mózgu nawet jeśli wydaje się że “dam radę” (nawiązanie do orędzi wszelakich całkowicie przypadkowe ;) ).
Dzięki Maciek za odpowiedź. Już coś o tym spaniu wiem – w pewnym momencie poprostu skopie ci dupę. Chociaż cytat trochę też można sobie tłumaczyć, że nie ważne czy śpisz 10h ważne jest ile rzeczy zrobisz przez pozostałe 14. Staram się to zacząć lepiej realizować ale jestem tatą od paru miesięcy więc jestem usprawiedliwiony ;)
PIOTREK,
Tatą od paru miesięcy -> to znaczy że czas na “bycie produktywnym” już minął:) Przez pierwsze miesiące można właśnie nieźle podziałać, bo future-dev i tak tylko śpi i defekuje, potem już coraz trudniej przychodzi znalezienie kilku chwil na jakieś dev-rzeczy. Najgorsze jest uświadomienie sobie, że na dobrą sprawę mamy tylko kilka lat z dzieckiem zanim szkoła/znajomi \staną się ważniejsi od nas i każdą chwilę dotego czasu chce się jakoś wykorzystać.
No to prawda, trzeba mieć mocno określone priorytety i się ich trzymać.. a później je zmodyfikować jak zmieni się “kontekst”.
Gratulacje! A “Rok 2016 to będzie dziwny rok”, to parafraza pierwszego zdania “Ogniem i mieczem”. Pozdro!
ANTEK,
Dzięki, chociaż nie ma czego :)! Co prawda odpowiedź padła już wcześniej, ale wiem że akurat ty wiedziałeś, następnym razem biorę bro (chyba że zapomnę).
Decyzja, jest dosyć poważna, więc moim zdaniem jest czego gratulować.
Kiedy tak przyglądałem się Twojej aktywności, wiedziałem że ten moment nadejdzie, zastanawiałem się tylko kiedy. I już mam odpowiedź – teraz. I bardzo dobrze. Zrób sobie przerwę, odpocznij. A jak już odpoczniesz, to wstrzymuj się z tymi krwotokami z nosa. Nie tylko ze względu na siebie, ale także na swoich widzów/słuchaczy. A dlaczego? A dlatego że jak sam już pewnie się zorientowałeś, jesteś takim polskich IT-rockstar. A jak nauczał nas wujek Ben – z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność. Wiele oczu na ciebie patrzy, wiele ludzi stawia Cię za wzór i próbuje naśladować. Wielu zaczyna uznawać, że wysiłek do krwotoku z nosa jest czymś co _TRZEBA_ robić. Ze zorganizowanie sobie każdej minuty życia jest _KONIECZNE_. A potem odkrywają że nie mają tyle zacięcia, że pisanie blogów jednak nie jest dla nich, że zakładają sobie notatniki w one-notach i inne kalendarze, ale w efekcie bardziej ich to męczy niż pomaga (tak, są ludzie z natury beztroscy i nic się z tym nie zrobi). Więc trzeba im wszystkim pokazać, że człowiek jest tylko człowiekiem, a odpoczynek jest czymś normalnym i potrzebnym.
Tak więc Macieju – odpoczywaj, czytaj, spędzaj czas z rodziną i pisz haiku – jeżeli Ci to potrzebne, to i przez rok – dla nas, społeczności IT i tak zrobiłeś tyle że długo nikt Cię nie dogoni.
Pozdrawiam!
Ps. Jaką książkę czytasz?
THAVEN,
Do tego co piszesz dojrzewałem bardzo długo, przytaknąć tylko teraz mogę. Chociaż akurat różnych akcji powinno być raczej więcej niż mniej, z tym że teraz kontekst tego wszystkiego będzie jasny i klarowny.
Książkę: cykl Joe Abercrombie “Pierwsze prawo”.
Powoli zaczynam uwazac ze pasja przeszkadza w karierze. Ta ciagla presja, presja, presja,
– badz najlepszy
– ucz sie tego
– wiedz tamto
– a tego nie wiesz glabie
– a masz za malo punktow na SO
– a inni to klepia biblioteki open source
– o ja funkcjonalne programowanie musze sie tego nauczyc
– o radix tree ,,,, to mi sie napewno przyda
– a Maciek pisze kolejnego blog posta a ty nie
– a Maciek juz tyle prezentacji zrobil
– a Jakub bedzie na NDC London
Ten ciagly glos w glowie meczy. Do tego nie pozwala po prostu pojsc do firmy 9-7 ktora nie robi ciekawych, nowych rzeczy. Tylko musisz isc do tej ambitnej, rozwojowej, pelnej ciekawych ludzi … itd itd
Masz racje ze dzialalnosc w spolecznosci to w duzej mierze praca pro-bono, ktora daje satysfakcje rzadziej wymierne korzysci.
Starzejemy sie Macku i kluczowa sprawa jest wlasnie pracowac madrzej, bo czasu mniej, checi mniej a studenci czekaja by przejac nasza paleczke. Trzeba sie czyms wyrozniac w twoim przypadku bedzie to wlasnie dzialalnosc community i szkolenia, bedziesz Polskim Uncle Bobem :)
Dodam jeszcze ze u mnie moja pasja wziela sie glownie z braku poczucia wlasnej wartosci ktore zostalo zachwiane przez czasy podstawowka / gimnazjum. Dopiero w wieku 28-29 lat zaczalem to rozumiec i czuc rownowage pozwalajaca mi po prostu odlozyc pewne sprawy na bok i cieszyc sie zyciem.
MICHAL FRANC,
Święta racja, nieraz patrzyłem po “normalnych” programistach z zazdrością. Przychodzi, robi co ma zrobić i wychodzi. Kurtyna, koniec.
Studenci niech przejmują, bardzo chętnie :). Z radością na wszystkie inicjatywy patrzę. Chociaż nadal “stara gwardia” jest chyba jednak… liczniejsza. Co mam nadzieję zmienić w pierwszym “community-project” na rok 2016.
A po “poczuciu własnej wartości” – napisałem w poście, takie rzeczy też były u mnie jednym z punktów “startowych”.
Gratuluję odwagi i moim zdaniem słusznej decyzji. W pewnym momencie trzeba przestawić priorytety, żeby bardziej się nie pogrążyć. W przypadku niektórych osób z community skończyło się bardzo poważnymi problemami.
A więc relax i czekamy na nowe newsy :)
Pozdrawiam
TOMEK,
Dzięki :). Poważne problemy… tak, moim zdaniem mogą się pojawić jeśli się nie przystopuje na czas.
Ja to tak tylko tu zostawie:
http://www.amazon.com/dp/B00UMG535Y
albo
http://www.amazon.com/dp/B00HGKNBDK
Obie krotkie ale potrafia mozg przekalibrowac.
Powodzenia.
MARCINU,
Dzięki, pamiętam, że mailem mi też kiedyś podsyłałeś. Żeby znowu nie odsunąć w czasie: od razu kupiłem sekundę temu.
Mocny wpis. +999 Będę do niego wracał wiele razy by się zmotywować do nowego roku.
Powiem, że zrobiłem sobie 5 miesięcy przerwy z blogiem, przemawianiem i kuciem czegokolwiek po pracy — i wyszło mi to na dobre.
Nie ma co się ścigać z urojonymi cieniami lepszego życia i forsować siebie z marzeniami.
Czasem nie ważne kto jest najsilniejszy, najmądrzejszy, najsprytniejszy.
Ważne jest wiedzieć kim się jest i czego się chce.
A to jest o wiele trudniejsze niż się wydaje.
CEZARY WALENCIUK,
Do powrotów zapraszam :).
A co do “szczęścia” i “wiedzenia kim się jest i czego się chce” – zgadzam się, to jest trudne. Reszta już z górki, grunt to mieć cel.
You’ll never walk alone % ;)
Gratulacje, powodzenia i będę się przyglądał! :)
ŁUKASZ,
Dzięki, do głowy przychodzi mi od razu odpowiedź “Fire, walk with me” :)
Gratuluję odwagi i podjęcia szalenie trudnej decyzji! Trzymam kciuki. Rano czytałem Twój wpis, przed chwilą posłuchałem tego: https://www.youtube.com/watch?v=r4zt1NCRZ3Y i od razu pomyślałem o Twojej decyzji.
PIOTR BORKOWSKI,
Heh no tak, ciekawe :). Będę jak jerzyk, wszyscy bądźmi jak jerzyki!
Będę śledził!
Ja też dzięki twojemu blogowi, zdecydowałem się żeby zostać programistą.
W polskiej blogosferze są osoby żyjące tylko z blogowania, więc na pewno istnieje możliwość żeby blogować/udzielać sie w community, w konferencjach jako full-time job :)
MICHAL,
Miło mi, zatem mam nadzieję że nie żałujesz :).
Polska “profesjonalna” blogosfera nie bardzo zna takie pojęcie jak “blog programisty”. Ale zobaczymy do czego to wszystko doprowadzi. Póki co jest jeszcze jeden obszar online którego nie zagospodarowałem i tam będę pewnie również zmierzał :).
YouTube?
PAWEŁ,
Tak, kanał jest, wizja jest, zostało usiąść i zrobić. Może być fajnie.
Rany, ale synchronizacja. Też aktualnie rozważam rzucenie pracy, którą naprawdę lubię, którą z dumą mam w CV, która pozwoliła mi się wykazać i pokazała mi moją wartość. Na myśl o odejściu chce mi się wyć, ale muszę, bo wyje również czujnik work-life balance. Jak najbardziej więc rozumiem Twoje rozterki i decyzję, choć tak mnie zszokowała, jakby zginął główny bohater w filmie. Trzymam kciuki za dalsze cokolwiek, i tak już jesteś zwycięzcą.
MAŁA,
Oho, no to powodzenia! Byle do przodu, tylko najwyżej inną drogą :).
Nie zastanawiałeś się nad większą specjalizacją i przytuleniem do jakiejś “długowiecznej” technologii (no może nie COBOLa)? Tak, żeby na pół gwizdka i sportu robić projekty, a zawodowo zupełnie coś innego? Czy na prawdę istnieje zasada, że po 30-tce programista rzuca robotę i zostaje barmanem?
TOMASZK-POZ,
“Długowieczność” mam nawet lepszą niż technologię: testy i wzorce. To jest niezależne od technologii i się nie zestarzeje w dającej się przewidzieć przyszłości. A robienie projektów “dla sportu” i “na pół gwizdka”… nie wiem, zobaczę. Nie wiem też co rozumiesz przez “zawodowo robienie czegoś zupełnie innego” – na razie czekam aż się wszystko uspokoi, bo w takim stanie nie mogę podejmować decyzji o… “zmianie branży” :). Chociaż faktycznie coś w tym jest, znam przypadki ludzi technicznych którzy otwierają szkoły tańca, knajpy, prowadzą kursy żeglarskie…
Mozna tez specjalizowac sie w umiejetnosciach miekkich i byc lead devem ( nie trzeba isc full time managerka )
MICHAL FRANC,
Tak, tylko trzeba wiedzieć że się tego chce. Bo to już wymaga obecności w biurze, myślenia “biznesowego” itd. Poza tym byłem leadem przez kilka miesięcy i wtedy nie do końca mi to podpasowało. Na razie “będę robił nic” i czekał na mannę z nieba :), potem się zobaczy.
bo tak naprawdę jesteśmy rzemieślnikami i zamiast rozważać kwestie uniwersalne (prawda, piękno, otoczenie) rozprawiamy o budowie młotka i kielni. Zazdroszczę fizykom i biologom, oni mają tyle nowych, ciekawych rzeczy, poza tym dotykają rzeczy rzeczywistych, które nie znikają po zaniku zasilania.
Gratuluję decyzji i czytam z pełnym zrozumieniem. Akurat wczorajsza wizyta w Białymstoku, osobiste spotkanie i cały zbieg innych spraw doprowadziły do powstania posta-polemiki-refleksji na podobne tematy – http://blog.kokosa.net/post/pasja-i-umiar :)
KONRAD KOKOSA,
Thx :). Bardzo fajny post, gdzie tweet o nim??!!!111!!oneoneone
Trzymam kciuki
ZIEMEK,
Dzięki :)
Czasem zastanawiało mnie jakim cudem prelegenci o Twoim poziomie aktywności dają radę ogarnąć tyle eventów, pogodzić to z życiem, odpoczynkiem, nie oszaleć i wyglądać jakby to wszystko przychodziło lekko ;) I widząc kulisy – duży respekt za to jak się to udało.
Życzę rewelacyjnych, rozwijających miesięcy a tak długo jak tworzenie dla community sprawia Ci przyjemność, fajnie będzie śledzić Twoje działania.
BULI,
Dzięki :). A co do dylemtów, refleksji i problemów z pogodzeniem wszystkiego… wiem że nie jestem osamotniony, wiele osób się z tym zmaga. Życie :).
Gratuluję decyzji. Nie chcę robić kryptoreklamy ale gorąco polecam Ci książkę “Timothy Ferriss – 4-godzinny Tydzień Pracy”. Daje sporo do myślenia.
MICHAŁ,
A dzięki, przewija się ona dość często w różnych rozmowach a jeszcze nie miałem okazji przeczytać, dorzucam sobie na listę.
Mocne, bo szczere. Bardzo dobrze, że podjąłeś jakąś decyzję, nie będziesz się męczył ze status quo. Zresztą, rzucenie etatu nie jest ostateczne – zawsze możesz wrócić, jeśli cokolwiek nie wyjdzie. Póki Ci się chce – na###wiaj! – i powodzenia!
TOMEK,
Wrócić na etat – na pewno, jak nie tu to gdzieś indziej, nie obawiam się o to. Nie ma “nie wyjdzie”, bo zawsze “coś” wyjdzie :). Najwyżej sportową furę kupię sobie później raczej niż wcześniej. Dzięki!
Maciej, dobra decyzja. Któraby nie była… prowadzi do zmiany, a zmiana (nawet drastyczna) czasem jest w życiu potrzebna. Do zdystansowania się, zatrzymania, rozejrzenia wokół. W końcu doświadczenia czegoś nowego. Na pewno postawione w dalszej części tego kodu (zwanego życiem) breakpoint’y pozwolą Ci ocenić dzisiejszą decyzję i wybierać co dalej. Sam od ponad roku rozmyślam nad otwarciem własnego bloga co jeszcze stety/niestety* (niepotrzebne skreślić) nie nastąpiło właśnie z powodu braku zasobów. Występowanie się na konferencjach i udzielanie się w społeczności jest absorbujące, a mam tylko ułamek tego co Ty. Aż szkoda, że jeszcze nie udało nam się nigdy spotkać osobiście. Na pewno jeszcze będzie ku temu okazja. Też walczyłem z myślami – zacząć pisać bloga czy może jednak pobiegać, pojeździć na rowerze, poczytać “inną” książkę. Od roku, może dwóch, wybieram częściej to drugie. I dobrze mi z tym. Pasja nie musi być przekleństwem. Można, warto ją mieć w swojej zawodowej pracy. Ale ważniejsze jest wyważenie pomiędzy pracą/pasją a całą resztą, czyli: rodziną, “wszystkim poza IT” i własnymi przyjemnościami (również pograniem w ulubioną grę). Dzięki temu mamy siłę i ochotę dalej działać w swojej działce IT oraz robić to z pasją. I nie wypalić się, bo to jest najgroźniejsze.
Super wpis, w kilku miejscach się z nim identyfikowałem.
KAMIL NOWINSKI,
Dzięki :).
Co do pisania bloga – stay tuned, może pojawi się wkrótce zachęta aby spróbować tak na serio.
Gratulacje przede wszystkim za odwagę i zapał do wprowadzania zmian :)
Na Twoim przypadku było fajnie widać (na przestrzeli lat) zachodzące zmianę. Zaczynałeś od postów strikte
technicznych, później pojawiało się coraz więcej “miękkich” aż ostatecznie kończysz na szkoleniach i devtalkach :)
Sam również powoli rozglądam się za nową pracą – brak wyzwań w obecnych. Po Twoim poście miałem chwilę refleksji i przypomniałem sobie jak m.in. Ty zmotywowałeś mnie do programowania – stworzyłeś konkurs “Daj się poznać”, w którym uczestniczyłem. Co prawda kod był słabej jakości, ale projekt jako tako działał. Teraz już jako senior dev z napisanymi setkami tysięcy linii kodu, codziennie staram się uczyć nowych rzeczy, ale nie raz mam wyrzuty sumienia do samego siebie, że jednak mógłbym więcej i więcej, że zmarnowałem 30 min w ciągu dnia itd. Wracając pamięcią właśnie do konkursu z przed pięciu lat, stwierdzam jednak że tego czasu nie zmarnowałem i dużo z siebie dałem.
Pomysł z youtube wydaje mi się bardzo dobry. Jak powstałaby druga edycja “Daj się poznać”, pewnie ze względów sentymentalnych wziąłbym w niej udział :)
TOMEK,
Dzięki :). Prawda, mogę pewnie służyć za jakieś case study. Ale na szczęście kolejnych pomysłów przybywa a nie ubywa :).
A co do konkursu… Na razie cicho sza, ale trzymam za słowo, bo pierwsze tryby zostały już wprawione w ruch ;).
Gratuluję wyzwolenia się spod syndromu sztokholmskiego ;)
Fajnym narzędziem jest filozofia ZEN, którą cechuje wiara w prostotę i surowość. W mieszkaniu z czasem zbiera się coraz więcej śmieci, które powodują dyskomfort. dlatego raz na jakiś czas trzeba spojrzeć na wszystko z dystansem i pozbyć się rzeczy, które przestały być już potrzebne albo nie są już tak ważne w twoim życiu. Trzeba to zrobić bez litości i sentymentów. Mimo wszystko warto zachować rozsądek bo wyrzucenie wszystkiego i spanie na podłodze w pustym pokoju to też nie jest sztuka.
[…] Pasja zabija. Spowiedź. […]