Jak wygląda rynek pracy w naszej branży – wiemy wszyscy. “Kandydat nasz pan”. Firmy często prześcigają się w “dogadzaniu” złowionym już programistom, kusząc różnymi dogodnościami kolejną zwierzynę. Widać to po wielu ogłoszeniach i komunikacji wychodzącej od rekruterów. A to piłkarzyki w biurze, a to konsole, a to zjeżdżalnia (sic!), a to jeszcze nie wiadomo co. Zwykłe rzutki przy tym wymiękają. Pracownicy takich placów zabaw także lubią szczycić się, jak to firma tuli ich i kołysze za pomocą powyższych zabiegów. Jacy z nas szczęściarze!
Sidła
Ale czy patrzyliście na to z innej strony? Może to nie chodzi tylko o to, aby nam, devom było dobrze? Może kryje się za tym coś więcej? Wszyscy znamy całkiem popularny slogan: biuro Twoim drugim domem! Oooooo, moment, chwila, weźcie na wstrzymanie! Z tym mam już duży problem. Mój “normalny” dom jest moim zarówno pierwszym, drugim jak i trzecim domem. Nie mieszkam na dworcu, żeby szukać domu w biurze i takie podejście zupełnie mi nie odpowiada. Biuro to miejsce, gdzie przychodzę do pracy. I opuszczam je po zakończeniu pracy. Koniec.
Biuro nigdy nie będzie moim domem.
Nikt nie powinien starać się tego zmienić.
Nie mam nic przeciwko dobrej, przyjaznej atmosferze w biurze. Ale bez przesady. Podczas rozmów z oferentami bądź beneficjentami opisywanych dev-rajów zadawałem czasami pytanie: czy jeśli przez króciutką przyjemniutką godzinkę dziennie będę korzystał z tych dogodności to muszę zostawać o godzinę dłużej w pracy? Oczywiście odpowiedź brzmi: “tak”. Więc mam o kilkadziesiąt minut mniej czasu na życie poza pracą. To mi wystarczy, dalej nawet nie drążę.
Wiecie jak ja to interpretuję, w swoim nader samolubnym i agresywnie wręcz zachowawczym podejściu do mojego czasu? Mój proces myślowy przebiega następująco: doba ma przecież tylko 24 godziny. Wcale niemało z tych godzin jest marnowane na sen. Jeśli godzinkę więcej dziennie będę spędzał w biurze, to godzinkę mniej dziennie zostanie mi na “pierdoły” niezwiązane z pracą. Coraz bardziej będę od tej pracy uzależniony. Skoro pogram w piłkarzyki z ziomkami w biurze to mniej prawdopodobne jest, że wieczorem pójdę porobić to z innymi ludźmi. Abstrahuję już nawet od tego, że nienawidzę piłkarzyków (i bilarda, i dartsów, i kręgli, etc…). Tak bardzo przyzwyczaję się do pociapania w FIFĘ w przerwie w pracy, że nie przejdę do innej firmy, która nie ma u siebie XBOXa. Do 8 godzin pracy i 1 godziny dojazdów dorzucam kolejną godzinę na “lunch” i jeszcze jedną na rozrywkę i wychodzi mi de facto nie 8 a 12 godzin. Chore.
Wielokrotnie zdarzało mi się rozmawiać z korpo-żołnierzami, którzy żalili się, że prawie nie widują swoich dzieci. “Wychodzę rano do roboty i już nie mogę doczekać się aż wrócę żeby malucha wykąpać i położyć spać!”. To jest oczywiście kwestia priorytetów i różnych uwarunkowań, ale może, gdyby uciąć z “czasu pracy” to co nie jest “pracą” to rzeczywistość wyglądałaby trochę inaczej?
Stado
Za takim podejściem kryje się jeszcze inne, niewidoczne na pierwszy rzut oka, niebezpieczeństwo: społecznościowy przymus. “Nie idziesz na pół godzinki ping ponga? Co za smutas!”. Pracowałem w wielu miejscach i kilka z nich miało takie bajery. Sumaryczny czas jaki spędziłem podczas swojego ponadtrzydziestoletniego życia na konsoli/piłkarzykach/pingpongu/czymkolwiek w czasie pracy to jedna (słownie: jedna) godzina. Tego dnia wróciłem później do domu i całe popołudnie miałem wywrócone do góry nogami. Zdecydowałem, że takie “nieoficjalne nadgodziny” to nie dla mnie. I czy to koniec historii? Bo przecież nikt mi nie “każe”. Ale nie, to nie jest koniec historii. Przez swoje podejście do takich atrakcji często byłem biurowym zamulakiem, co to bawić się nie chce. A wszyscy inni chcieli (albo tak im się wydawało). Akurat mnie to niewiele obchodziło i nawet cieszyłem się słysząc że “o 16:01 przy jego biurku zobaczysz co najwyżej dyndające słuchawki”. Przynajmniej wszystko było jasne, bez żadnych niedomówień. Ale potrafię sobie wyobrazić scenariusz, w którym ktoś spędza w pracy więcej czasu niż potrzeba bo tak wypada. Bo tak wszyscy robią. Brak takich obyczajów traktuję jako jedną z zalet pracy zdalnej.
Społecznościowy przymus: jeśli nie pasują mi nieoficjalne NADGODZINY to jestem smutas i zamulak.
Bardzo kusząco może wyglądać inny pomysł: firmowe śniadanie. Niby spoko, niby fajnie, ale w swojej nieufności widzę tutaj kolejne sidła. Dlaczego mam robić w biurze coś, czego wcale nie muszę tam robić? Śniadanie jadam albo z żoną, albo z córką. Albo nawet sam, chłonąc “częściową prawdę całą dobę” z TVN24. A tu nagle ktoś wbija się w mój dzień, bezwstydnie wychodząc poza obszar, który go bezpośrednio dotyczy. Jak nie przyjdę na firmowe śniadanie to ominą mnie ploteczki, poklepywanie po pleckach i wspólne wylewanie żali, znowu będę odludkiem.
Czy na pewno chodzi tylko o wygodę, a nie o zniewolenie przewiązane czerwoną wstążką, “sealed with a korpo-kiss”? Może po prostu skończmy z udawaniem i pozorami: rozbijmy w korytarzach namioty i się do tego biura przeprowadźmy?
Świadomość
Nawet jeśli masz aktualnie takie wygody i jesteś mega-uber-happy korzystając z nich na co dzień, zadaj sobie pytanie: czy na pewno, za każdym razem, poświęcasz ten dodatkowy czas w pełni kontrolowanie? Świadomie? Czy robisz to bo tego CHCESZ, a nie dlatego że się po prostu przyzwyczaiłeś? Albo że tak “wypada”? Albo że szef przy XBOXie jest taki przyjacielski i jak z nim pograsz to łatwiej będzie o podwyżkę? Jeśli wszystko jest pod kontrolą to świetnie, cieszę się Twoim szczęściem! Ale jeśli nie – to czy na pewno powinno tak być? Każda godzina jest na wagę złota. Czy nie ma w życiu niczego fajniejszego, na co można wykorzystać te spędzone w “chill roomie”?
Szef przy XBOXie jest taki przyjacielski… jak z nim pograsz to łatwiej będzie o podwyżkę?
Oczywiście bardzo wiele zależy od podejścia firmy do takich wynalazków. Jeśli FAKTYCZNIE chodzi o to, aby pracownikom było lepiej, to ma to swoje zalety. Znam firmy, gdzie naprawdę jest to dobra wola. I to się autentycznie CZUJE.
Nie twierdzę też, że nawet jeśli pod takim mięciutkim zalotnym “zrobimy ci dobrze” kryją się niecne zamiary to wszyscy w firmie są zepsuci. Że cały dział HR czyha tylko aby przytroczyć ogromniastą żeliwną kulę do programistycznych nóg, coby nie daj Boże nie uciekł. Może tam też nie wszyscy są świadomi niebezpieczeństw jakie niosą za sobą podobne praktyki?
Nie chodzi o to, aby wszędzie widzieć chciwych złoczyńców, czyhających na nasze – metaforycznie – życie. Ale szczególnie jeśli jesteś młody, adepcie programistycznej sztuki, i dopiero stawiasz dziewicze kroki w tej dżungli: zdawaj sobie sprawę, że nie wszystko złoto, co się świeci. Że gdzieniegdzie możesz natknąć się na podwójne dno. Błyszczący skarb to może być tylko czub góry… a raczej dołu. Kloacznego. Bo dla niektórych jesteś tylko kawałem mięcha do przemielenia. Niestety.
Dla niektórych jesteś tylko kawałem mięcha do przemielenia.
Wcale nie uważam, że programista powinien ślęczeć w ciemnej piwnicy, wdychając swąd hub gnijących na ścianach i wyczesując z włosów pajęczyny. Po prostu jak zawsze: potrzebny jest umiar. Biuro nie jest i nigdy nie będzie moim domem i nikt, nawet kierowany czystymi i szczerymi pobudkami, nie powinien starać się zmienić tego stanu rzeczy.
Ty
Przyszło Wam kiedyś do głowy, aby zakwestionować takie wygody i szukać w nich drugiego dna?
A jakie jeszcze znacie przykłady “robienia dobrze” programistom? Na pewno nie wspomniałem wszystkich wyuzdanych sposobów :). Dzielcie się!
Racja jest ‘po Twojej stronie mocy’. Żaden szanujący się programista, nie powinien ‘lecieć’ [dalej od lat 18] jak dziwka na takie typu chwyty. Kolejność przypadkowa:
– jak wygląda moje miejsce pracy (stół, krzesło, monitor, podkładka pod mysz, kolor ścian, ilość drzewostanu w biurze, klimatyzacja, ogrzewanie)
– czy sala z ‘i bilarda, i dartsów, i kręgli, etc…).’ to nie jest przypadkiem ten sam pokój, w którym przyjdzie nam pracować
– czy jest automat do kawy
– czy będę mógł wyjść wcześniej, odebrać dziecko w przedszkola/szkoły
To tylko początek, rzeczy ważniejszych w pracy.
Dla mnie takie oferty pracy, które eksponują na starcie – podane przez Ciebie powyżej rozrywki – są niczym reklamy środków odchudzających odgrywane przez aktorów, które Tych środków de facto nie potrzebują. Mam ochotę wtedy oznajmić każdemu kto się na to łapie: Ty też programisto tego nie potrzebujesz, ktoś Ci pierze mózg.
Fajnie by było skonfrontować Twój artykuł, z osobą która przepracowała w ten sposób 10-15 lat. Historia o wspaniale rozpoczynającej się karierze w korporacji, zakończona po takim okresie rozwodem/alimentami/pustym mieszkaniem w najdroższej dzielnicy(ale jednak pustym!). Dziećmi widywanymi dwa razy w tygodniu. Wypaleniem zawodowym, alkoholizmem, regularnymi wizytami u psychologa….co jeszcze.
Sfera sacrum do dom, profanum to wszystko inne – w tym nasza praca. Te dwie strefy się nie przenikają, a raczej nie powinny.
Trudno o nie przenikanie, jak ktoś pracuje w domu, notabene jak Maciek i w sumie ja też :)
TOIOWO,
Ładne podsumowanie :). I też bym chętnie poznał opinię kogoś, kto w ten sposób żyje przez X lat.
A co do przenikania… Nawet w przypadku pracy zdalnej, pracy z domu, w mieszkaniu które nie ma nawet dedykowanego pokoju na “biuro” (od narodzin dziecka pracuję w salonie) – da się to zrobić. Po prostu, gdy jeszcze pracowałem, o 15:00 wyłączałem służbowego laptopa i odkładałem go do rana. U mnie akurat przenika się wszystko związane z community, do czego siłą rzeczy też potrzebny jest komputer, ale to już w charakterze hobby a nie “obowiązku”.
@TOIOWO Kiedyś byłam na takiej rekrutacji, że w pokoju obok pykali sobie w bilard bogato komentowany damą lekkich obyczajów, kiedy ja rozwiązywałam test. :P
Jak pamiętam, to w Fujitsu w Łodzi maja byka do ujeżdżania. Tam chyba nie kosztowało to dodatkowych godzin pracy, tylko w przerwie na lunch ludzie jedli a potem przejażdżka…
Ale tak serio to wydaje mi się przesadą to co piszesz. Generalnie nie każdy bądź mało kto musi tak sztywno trzymać się godzin pracy i tak pragnie do domu. Nie każdy ma też dzieci zwłaszcza wśród młodych programistów, a często koledzy właśnie są w pracy, a po pracy smutny dom i klepanie kodu np. do open source. Co wtedy złego w tym, że zamiast iść do domu i zamiast pracować skorzystasz ze swoistego placu zabaw z kumplami/koleżankami z pracy. Szczerze mówiąc to takie dni w których idziemy z kumplami z pracy na piwo są najfajniejsze, bo wtedy można kogoś poznać od innej strony, czegoś ciekawego się dowiedzieć lub nauczyć. No ja tu mam otwarte podejście do ludzi.
Co do zastawanie słuchawek o 16:01. U nas w pracy jest taki koleś wg. którego można nastawiać zegarek. 3 minuty przed 16 ma już zgaszony monitor, równo o 16 wychodzi. Sam nie wiem czy to takie dobre czy nie, ponieważ nie jest programistą nie potrafię ocenić na ile robi i się wyrabia i jest to dobra organizacja pracy, czy jest to podejście “twoje” – zapłacono mi za 8 godzin i ani minuty dłużej. Co do mnie to do czasu mam podejście elastyczne, ale staram się bardzo i w 99% mi wychodzi pracować max 8 godzin.
Przejażdżka na byku po lunchu? Jak w tym dowcipie: “nie dolewaj bo nigdy nie zjemy” :).
Co do reszty: tak jak napisałem, jeśli ktoś CHCE i robi to ŚWIADOMIE to spoko. Ale szczególnie juniorom właśnie odbiera się “normalne” życie i wszystko daje w biurze, co jest strasznie niebezpieczne. Znajomi z pracy – ok, a co ze znajomymi spoza pracy? Może właśnie dlatego wieczorami ma “smutne klepanie open source”, bo wszystkie inne potrzeby zostały już zaspokojone w biurze?
Sam obserwuję zmiany jakie zachodzą u mnie i znajomych programistów na przestrzeni lat. Mamy taką (nie-pracową) ekipę z którą jeździmy wspólnie na wczasy od dobrych 10 lat. Te 10 lat temu wśród programistów JEDYNY temat to było programowanie. Teraz – prawie wcale o tym nie rozmawiamy. Podobnie jest z takim uzależnieniem od biura/firmy. Dopóki się podoba i dopóki nikt nie zmusza – wszystko gra, ale co jeśli jednak będzie się chciało czegoś trochę innego od życia? Trudno się z tego wyrwać.
Do tego dochodzi problem który też poruszyłem: presja towarzystwa (mniej szkodliwe) i presja szefostwa (bardzo, bardzo szkodliwe). Nie każdy umie się temu oprzeć/postawić. A nawet jeśli to może za to oberwać.
>> A jakie jeszcze znacie przykłady “robienia dobrze” programistom?
Tak, Open Space’y. Tak ogólnie się przyjeło, że programisci pracują w wielkich halach chociaz ich praca wymaga skupienia.
Co sądzisz o open spejsach ?
LETO,
Nigdy w żadnym nie pracowałem, ale prowadziłem szkolenia w firmach gdzie programiści tak siedzą. Nie wyobrażam sobie pracy w ten sposób. Mi ciężko było się skupić nawet w pokoju z 10 innymi programistami, a co dopiero na wielkiej hali gdzie jest ich 10x więcej :).
10 to już prawie open-space ;-)
Ale ta, open-space to zło i niestety coś takiego mam, a że niektórzy sobie gwizdają, śpiewają albo prowadzą dysputy prawie się przekrzykują… no masakra, ale nadal podejście firmy do pracownika ratuje to, że czuje się tu lepiej niż jako wynajęty korpo-ludek do Intela =]
NILP,
Dobre podejście firmy pozwala wiele wybaczyć. Ja ratowałem się puszczaniem sobie głośno muzyki na słuchawki, a że słuchawki miałem słabe to wszyscy słuchali razem ze mną. Cisza zapadła w pokoju gdy raz zamiast zwyczajowego metalu zapuściłem sobie britney :).
No ja tam w pewnym momencie zacząłem puszczać bez słuchawek, skoro każdy robi co chce, to ja też! ;-)
To ominął cię jeden z minusów naszej branży. Na co dzień pracuję w open space’ie na 200 osób. Czuję się jak w fabryce :-/
Nie mam pojęcia, jak dajesz radę. Szacun.
Mieczaki ;) Ja pracuje w open space gdzie w cieple dni pelno dziewczyn chodzi fajnie ubrane. Kark powinienem miec juz jak kulturysta :). W sumie to nie wiem o co chodzi Wam z tym skupieniem – choc to chyba plus nie posiadania wlasnego pokoju jako dziecko.
Ope spejsy to małe zło :) Sam pracuję w takim na ok 40 osób i czasami jak się zacznie dysputa to bez słuchawek nie podchodz. Czasami jak człowiek chce sobie zrobić myślową przerwę to nawet fajnie bo można z kimś pogadać, ale jak chcesz się skupić to masakra.
Jestem za tym żeby mocno oddzielać życie prywatne od zawodowego. Po pracy nie jesteśmy w pracy, złe rzeczy dzieją się gdy ta cienka granica się zaciera i staje niewyraźna :)
btw, mam kolegę, który zmienił pracę bo dali mu multisport :-)
KAROL,
Zmiana pracy za multisport – może jednak ci piszący o arystokracji w IT i zmianach firm za 100zł podwyżki wcale nie mylą się tak bardzo jak mi się wydawało? :)
myślę, że to marginalne przypadki, ale termin “arystokracja w IT” istnieje :)
Z tym kolegą nie porozmawiam o ciekawych projektach w pracy bo preferowanym tematem o pracy są właśnie odskocznie od pracy typu wyjazdy integracyjne, piłkarzyki etc.
Zastanawiam się okiem pracodawcy jaki negatywny skutek może mieć zapewnienie zbyt wielu “atrakcji”, to głównie przyciąga ludzi, którzy nie nastawiają się na pracę tylko na rozrywkę (bardzo ogólne i stereotypowe stwierdzenie).
Multisport, to nawet w Tesco dają. :)
Kurcze niby się zgadzam ale pracowałem z kilkoma takimi osobami i zawsze wychodzili na buców i nie raz mieli przez to pod górę.
Wydaje mi się że za “czas po pracy” kupuję przychylność osób od których zależy wynik mojej pracy. Może się opłacić
JABIEL,
Tutaj właśnie widzę problem: czas po pracy to czas po pracy, MÓJ czas, nie powinienem musieć kupować wtedy niczyjej przychylności.
Warunki w jakich pracujesz mają ogromne znaczenie, spędzasz tam te 8-8,5h dziennie. TOIOWO dobrze napisał co jest priorytetem – biurko, cisza, kawa. Ktoś inny będzie miał inne “pierwsze” potrzeby ;) Ostatnio (wraz z upływem lat przy biurku) coraz więcej uwagi przykładam do jakości stanowiska pracy, ergonomii, itp. Jak mi w nowej robocie oferują np. biurko z regulacją wysokości do pracy na stojąco i siedząco, to traktuję to jako spory plus. Tak samo jak open space, hałas są dla mnie argumentami za zmianą pracy.
Robienie dobrze? W poprzedniej pracy mieliśmy masaże -> 15 albo 30 minut, przychodziła pani ze stołem, zamykaliśmy się w małej salce konferencyjnej i naprawdę robiło się dobrze :P Fajna sprawa, ale to za mało żeby przekonać do pozostania w firmie ;)
ORZECH,
Prawda, ergonomia jest niezmiernie ważna i docenia się to z czasem:).
A masaż!!! o czymś takim jeszcze nie słyszałem.
Zrobię im małą reklamę, bo dziewczyny robiły naprawdę świetną robotę: http://expressmassage.pl
Masaże są oferowane w Google jako perki
Ostatnio na rekrutacji padł temat kasy na masaże/jedzenie do 50 PLN dla programistów zostających po godzinach. Biorąc pod uwagę, że firma nie płaci nadgodzin ani nie można ich odebrać jako czas wolny, to bardzo słaby układ… Ale może ja jestem ten gorszy sort specjalistów IT, co to nad masaż przekłada work-life balance. Ale też pamiętam, że się bardzo zdziwiłem tymi masażami…
Nie placa i nie mozna odebrac?? To tak wogole mozna? Cos takiego byloby niezgodnie z prawem z tego co kojarze….
Przeczytałem jak nigdy Twój post dwa razy pod rząd. Nie do końca mam pewność czy trochę nie przesadzasz.
Zgadzam się, że zbytnie kuszenie takim robieniem dobrze może źle wpłynąć na obiektywną ocenę kandydata.
Fakt, że juniorzy powinni z wielką rozwagą korzystać z tego typu rozrywek.
Ale z drugiej strony: co złego jeżeli taki świeży absolwent przyjdzie do firmy i trochę więcej czasu spędzi z kumplami z pracy. Być może już pamiętasz to jak przez mgłę ;), ale świeżo po studiach rzadko masz zobowiązania po pracy jak żona, dziecko. Dzięki piłkarzykom, konsoli itp. można lepiej się zintegrować z zespołem co też może pomóc w późniejszym zrozumieniu się w teamie.
A dodatkowo pamiętajmy, że pracujemy w takim zawodzie w którym działamy często projektowo. Jak jest sranie to się siedzi i klepie, ale zdarzają się chwile wolne i mnie osobiście nikt nigdy nie zmuszał do zostania potem dłużej w robocie jak poszedłem sobie na piłkarzyki, bilard, darty czy FIFE (chyba, że miałem takie szczęście do pracodawców).
KAJETAN,
Ja tam swoje posty czytam po 10 razy przed publikacją i drugie tyle po publikacji :).
Co do przesadzania to dwie sprawy:
1) w poście poglądy muszą być wyraziste, być może nawet trochę przerysowane
2) w tym przypadku nie są przerysowane
Podkreślałem i w tekście i w komentarzach: nie ma w tym nic złego, jeśli to jest w 100% dobrowolne. A obawiam się że często może nie być. Co więcej, to może być nawet nieświadomy brak dobrowolności.
No tak Tobie się nie dziwie z czytaniem postów :)
“nieświadomy brak dobrowolności” tak z tym jak najbardziej się zgodzę, to może być zabójcze.
O rany, nienawidzę zachowań stadnych. Ja kiedyś zostałam firmowym smutasem, bo nie chciałam normalnie jak wszyscy wychodzić na obiad na miasto (oczywiście, niewliczany do czasu pracy). Czułam się trochę jak przestępca, wychodząc o 16, kiedy dla reszty to był środek dnia. A znam też ludzi, którzy po godzinach pracy jako programiści bez słowa sprzeciwu wiszą pod telefonem obsługi klienta, bo parę stówek więcej. Ludzie, nie tędy droga.
MAŁA,
Znam to doskonale, te obiadki firmowe :). Też zwykle tego nie uznawałem. Nie dlatego że nienawidziłem ludzi w biurze tylko dlatego że obiady jadam w domu z rodziną.
Nie widzę nic złego w jedzeniu obiadu w domu z rodziną, ale czy to oznacza, że głodujesz do 16:00?
Spodobało mi się to co ostatnio powiedział mi znajomy Team Leader, ludzi na pewnym etapie swojej drogi życiowej bardzo silnie motywują pieniądze. Nie ma więc nic złego w tym, żeby pracowali dodatkowo (jeżeli dostają za to dodatkowe pieniądze). Nie można ignorować ich potrzeb. Dopiero później wraz ze stabilizacją życiową ważne są inne aspekty motywacyjne.
Ludzkie preferencje zmieniają się w czasie i w odpowiednich granicach, wszystkie są dobre bo pozwalają im spełniać jakieś potrzeby (wyższe lub niższe).
Prawdą jest, że work-life balance jest istotny, ale nie generalizowałbym, że każdy musi mieć go zachowanego w ten sam sposób – szczególnie, że dla każdego znaczy on coś innego.
znam to z autopsji. ostatnio bawią mnie firmowe imprezki organizowane na koszt uczestników.
kiedyś pracowałem w firmie gdzie były piłkarzyki (w które nie grałem), ale potem czytałem maile aby ograniczyć czas grania.
generalnie te wszystkie dodatki to tylko po to by nie musieć płacić, a ja wolę dostać kasę i sam zdecydować na co ją wydam.
na szczęście w ogłoszeniach mniej o młodych ambitnych zespołach… czytaj szukamy studentów za grosze :)
Czytając ten artykuł, mam wrażenie że trochę wyolbrzymiasz. Po pierwsze z całym szacunkiem ale nie tylko wokół DEVów świat IT się kręci (przynajmniej jeszcze nie)..ale fakt że popyt na programistów jest dość spory. Z artykułu wynika że generalnie to programista to powinien mieć osobny pokój i siedzieć sam żeby się mógł skupić i pracować.. Czy aby na pewno tak powinno być ? Czy wniosek z tego że programista nie nadaje się do pracy zespołowej w kontekście siedzenia z zespołem w tym samym pomieszczeniu ?
Jeżeli chodzi o prace z domu to naprawdę gratuluję Ci jeżeli faktycznie tak jak mówisz jesteś wstanie od 7 – 15 siedzieć przy biurku w domu i pracować, nie dając sobie przeszkadzać lub być odrywanym od pracy przez dziecko, prywatne telefony, kurierów, “głośnych sąsiadów”, przerwy na lunch itd a dopiero “po 15:00” tzw zmiana wizerunku. Moim zdaniem elastyczność czasu pracy jest ważna. Z tego co wiem to teraz mało które oferują czas pracy od 7-15, częściej to model od 8 – 16, do 17. Więc chcąc coś załatwić co zajmie Ci np 1h musisz brać urlop na cały dzień. Jeżeli chodzi o dojazdy do pracy, który mówisz że dużo zajmuje czasu, zawsze może probować znaleźć pracę bliżej albo się przeprowadzić ale czy Ci się uda ?
Gratuluje Ci takie organizacji czasu i samodyscypliny ale jak pokazuje życie nie każdy tak ma i część osób gdyby pracowała zdalnie to ich efekty pracy mogłyby być mizerne.
BARTEK,
Właśnie że świat (nie tylko IT) kręci się wokół devów. Nie oceniam (w tej chwili) czy to źle czy dobrze, tylko stwierdzam fakt (manipulacja z mojej strony: to nie fakt tylko moja opinia).
Nie wiem jakim cudem wysnułeś z tekstu takie wnioski, nigdzie nie napisałem że programista powinien mieć osobny pokój. W ogóle nigdzie ani słowem nie napisałem o PRACY. Pisałem wyłącznie o tym co dzieje się w biurze poza pracą.
Co do pracy w domu: pracuję (a raczej pracowałem bo teraz nie pracuję) od 7 do 14, potem od 9 do 15 a na koniec od 10 do 14. 8 godzin to moim zdaniem za dużo.
Zdalnie pracuję od 7 lat, z ok roczną przerwą. Jeśli musiałbym brać całodniowy urlop żeby załatwić sprawę w ciągu dnia to by to oznaczało że firma ma do mnie zero szacunku i bym tego nie tolerował.
Za gratulacje dziękuję i przyznaję rację, że (ogromna) większość ludzi nie nadaje się do pracy zdalnej.
Tak dla otrzezwienia – z Twoich postow rozumiem ze Twoj czas jest swiety (w sumie to sie z tym zgadzam). Nie zgadzasz sie zostac dluzej w zadnej sytuacji itp – nie zamierzasz isc pracodawcy na reke (tyle wywnioskowalem z kilku wpisow). Sam natomiast oczekujesz ze pracodawca powinien Ci isc na reke jesli idzie o sytuacje awaryjne, bo inaczej Cie nie szanuje. Wyglada to dziwnie… Domyslam sie ze tak nie jest (w koncu z wpisow odnosze wrazenie ze pracodawcy sa z Ciebie zadowolenie) wiec moze ta “wyrazistosc” tekstow nie jest dobra – bo czasem troche mi zalatuje devksiezniczka :)
PS
Jestem z tych starych programistow/facetow – nie rozumiejaca tego typu problemow – jak mi cos nie pasuje to tego nie robie, jak mi odpowiada robie, ale w krytycznych sytuacjach potrafie sie dogadac (no przynajmniej ja tak uwazam choc jest spora szansa ze sie myle :)).
W mojej wcześniejszej pracy były piłkarzyki i okres gry wspominam bardzo miło ;) Na początku przez długi nie grałem, uważałem, że jest to słabe.. ale jak już zacząłem.. jest to mocno wkręcające :) Nikt nas z tego nie rozliczał, więc graliśmy w czasie pracy zamiast przerw na kawkę i pogaduszek, nadgodzin z tego powodu nie było ;)
Problem za to zaczął mieć pracodawca jak się okazało, że praktycznie wszyscy grają i to sporo. Wynikły z tego śmieszne sytuacje typu odgórne zalecenia, że można grać maks dwa razy dziennie.
Ogólnie była to fajna aktywność, bo można było oderwać się od komputera, programowania i zrobić 10 minutowy reset. Przy tym było trochę ruchu i rywalizacji (mecze liderzy na devów, analitycy na testerów :P). Teraz piłkarzy nie mam i przyznam, że trochę mi brakuje :)
BOGUSZ,
Nadgodzin nie było, ale były limity gier – czyli nie można było zaufać ludziom :). Nie twierdzę że piłkarzyki są zawsze złe. Tylko że… polecę klasyką: “owls are not what they seem”.
U mnie jest konsola. Mini “siłka”. Z wszystkiego można korzystać w opór. Zasada jest jedna i prosta: możesz robić co chcesz, ale masz się wyrabiać w terminach. Codziennie na daily meetingach mówimy kto co zrobił, więc jeśli się z czymś nie wyrobiłeś, a Twoim jedynym blockerem jest granie w Fifę, to może być nieprzyjemnie. Do biura chodzimy pracować, ale nie siedzimy w więzieniu. Jesteśmy też dorośli i szanujemy siebie nawzajem. Są czasem takie zadania, że trzeba się odmóżdżyć. Jedni idą na fajkę, inni grać w fifkę, a inni na jedno i drugie. W tych wszystkich udogodnieniach warto zwrócić uwagę na jedną rzecz: szacunek do siebie i pracodawcy.
Piłkarzyki mają jeszcze jedną bardzo przyjemną zaletę – rozluźniają nadgarstki. Kilkanaście minut piłkarzyków w ciągu dnia pozwala zapobiegać jednej z głównych przewlekłych chorób, które na programistów czychają, czyli zespół cieśni nadgarstka.
Małe sprostowanie: Zespół cieśni nadgarstka powstaje z powodu nieprawidłowego ułożenia dłoni na klawiaturze i myszce. Trzeba być świadomym tego, co jest źródłem tej choroby i samo granie w piłkarzyki nie rozwiązuje problemu, ale może w tym pomóc. ;-)
To co w takiej pracy powinno być ważne, jeśli nie jakieś umilienia? Wyższa pensja, dodatki do np. wakacji czy może ciekawe projekty w nowych technologiach, możliwość wyboru własnych technologii, praca z ludzmi z pasją? A może coś innego? :)
ART,
Na 1) miejscu możliwość rozwoju i realizacja ciekawych zadań. A na miejscach kolejnych: każdy sobie niech odpowiada :). Choć to może temat na osobny tekst. A może już i na ten temat nawet kiedyś pisałem.
Osobiscie dla mnie ciekawe ambitne projekty + kultura pracy ktora daje mi autonomie i jestem traktowany jak dorosly, oraz moge byc otwarty na kazda rozmowe bez obaw ze wdepne w jakies polityczne dyrdymaly.
Co do wychodzenia punktualnie z pracy to miałem kiedyś z tym problem i skończyło się na budziku. Pisałem kiedyś o tym na swoim blogu http://stapp.space/i-need-an-alarm-clock/
PIOTR STAPP,
To już jakiś ekstremalny przypadek :). Przyznam że ja nie miałem z tym problemu nigdy. Ba, mało tego: nawet zadania jakoś tak się składały, że zazwyczaj zostawiałem wszystko poukładane, w porządku, nie rozgrzebane, tak że następnego dnia łatwo było kontynuować.
To raczej jest spowodowane faktem, że jak już zabrałem się za coś interesującego to traciłem poczucie upływającego czasu. A jak pół dnia potrafię spędzić na “ciekawych” spotkaniach to jak już dorwę się do kodu to nie mogę się oderwać. A potem pojawiają się pytania: “tata a dlaczego tak późno wróciłeś?”
O kurde, to ja tak mam. Pracuje w domu i nie mam motywacji, aby w ferworze “walki” powiedzieć stop tylko siedzę, rozkminiam, testuje i nagle słyszę tramwaj – ups, 4:30. No to jeszcze minutę i nieraz po 6 rano kładę się spać. Później późno wstaje no i są konsekwencje.
Strasznie “sypie” dzień, odżywanie czy załatwianie spraw.
Co do aspektu spolecznego i budowania relacji z ludzmi to tego nie da sie uniknac. Ja np z powodu ze rzadziej biore udzial w aktywnosciach firmowych wiem ze mam gorszy kontakt z niektorymi osobami. Tez cenie sobie swoj prywatny czas ( nawet jak zmarnuje go grajac w Starcrafta 2 ). Staram sie to zmieniac zachowujac jednoczesnie work / life balance ale zawsze widze ze jest ktos kto poswieca na te aktywnosci wiecej czasu i ma lepszy kontakt z roznymi osobami.
Jesli natomiast chodzi o rozne rodzaju pierdoly dla programistow. Dopoki jest zachowany umiar to nie widze problemu. Mamy stol ping pongowy w pracy i po lunchu zawsze gramy 2v2. Swietnie poprawia to relacje w zespole oraz czesto prowadzi do ciekawych dyskusji na temat firmy, organizacji. Taki postoj przy kawie ale bardziej aktywny.
Na pewno takie rzeczy nie powinny byc glownym aspektem przy rekrutacji, firmy ktore za bardzo eksponuja takie rzeczy myslac ze tylko tym moga zdefiniowac swoja kulture pracy ( wow super mamy pilkarzyki ale jestesmy fajnym miejscem pracy ) daja raczej czerwony sygnal ze cos jest nie tak. Firma ktora chce pochwalic sie takimi rzeczami w biurze powinna pierw skupic sie na przedstawieniu swojej glebi, kultury, sylwetek pracownikow a potem jako taki dodatek wspomniec ze ( o i dodatkowo mamy to tamto, siamto i robimy to etc )
Rozumiem ze w przypadku mlodszych pracownikow przyneta ta dziala bardzo dobrze. Jest to spowodowane tym ze mlodsze, mniej doswiadczone osoby nie rozumieja jeszcze czym jest dobra kultura pracy, jak ja rozpoznac i gdzie jej szukac. Wtedy takie proste zagrywki kojarzace sie ze studencka zabawa dzialaja jak magnes. Szczegolnie gdy przez lata bylysmi karmieni papka korpo obozow pracy ze sztywna kadra pracownikow w garniturach. Bardziej loznie miejsce ktorego symbolem moze byc np stol do pilkarzykow wydaje sie wtedy ‘atrakcyjny’. Sam kiedys tak dobieralem ‘cool’ miejsca pracy. Wow maja pilkarzyki, wow maja miecze samurajskie i dojo, wow maja kolorowe biuro, wow uzywaja tego frameworka … dopiero z czasem czlowiek zauwaza ze nie o to chodzi a znalezienie dobrego miejsca pracy to duzo bardziej trudniejsza sztuka niz obserwowanie tego co nam serwuje PR firmowy.
Mam wrażenie, że przez fakt, że pracujesz zdalnie już 7 lat, a raczej pracowałeś masz trochę skrzywiony obraz tego co się dzieje w firmach i przy tym tych ‘korpo’ firmach. Sam pracowałem przez rok w czymś co można nazwać start-upem na 8-12 osób i nikomu nie życzę czegoś takiego. Prace znalazłem z ogłoszenia na wydziale, zapowiadało się fajnie, duże możliwości rozwoju, faktycznie w miarę dużo wiedzy można było tam chłonąć, lecz praca przypominała własnie to co się opisuje pod ‘korpo’, większość pracowników robiła tam około 1.5 etatu, nawet trafiały się miesiące, że sam miałem wbite 300h pracy i to ciągłego pracowania bez przerw, dosyć normalne było siedzenie w godzinach 8-20, najpóźniej wyszedłem o 23. Długi czas zajęło mi aby odejść, ciągle sobie powtarzałem, że muszę poczekać aż się projekt skończy by być ‘fair’. Na szczęście projekt się skończył, odszedłem, zresztą już i tak wiele więcej bym nie wytrzymał, kilka dni przed odejściem, gdy powiedziałem szefowi, że wychodzę o 19 on stwierdził, że sprzątaczki nadal mogą pracować, więc i ja powinienem. Później znalazłem sobie pracę w jednej z większych firm w naszym mieście, można to nazwać ‘korpo’ pierwszego dnia pracy, gdy siedziałem już z przyzwyczajenia o 16:20 szef przyszedł i powiedział, że jest już po 16 i nie muszę siedzieć tyle, co dla mnie było szokiem w porównaniu do roku siedzenia w formie 8-20. W moim nowym ‘korpo’ są także wszystkie udogodnienia jak ping-pong, piłkarzyki itp. dodatkowo zdrowe jedzenie typu owoce ciągle są dostarczane. Sam nie korzystam z tego typu udogodnień, bo lubie skupić się na pracy, gdy w niej jestem zamiast latać po różnych atrakcjach ale jeszcze nikogo nie widziałem żeby musiał siedzieć dłużej, bo poszedł grać w piłkarzyki. To samo tyczy się open-space’ów, od dawna nie słyszałem o firmie z takim. Także z moich z goła odmiennych doświadczeń mam poczucie, że właśnie te małe firmy bardziej wyzyskują, bo tam jest kilku-kilkunastu pracowników i każdy jest człowiekiem orkiestrą z nielimitowanym czasem, którego da się zwyczajnie kupić na godziny. W moim ‘korpo’ także mam ciekawe projekty, popełniają tam mniej błędów z samego faktu, że pracują tam bardziej doświadczeni ludzi niż w różnych małych firmach i jest także czas bardziej luźno rozłożony, dostaje zadanie i jak zrobię je wcześniej to mam większy luz i mogę sobie w przykładowe piłkarzyki iść grać. Także łatwiej się w moim ‘korpo’ ludziom pogodzić, że muszę wyjść wcześniej bądź wyskoczyć gdzieś niż w start-upie. Co do samych naganiaczy to głównie spotkałem się z wszelkiego rodzaju darmowym jedzeniem zdrowym lub nie na koszt firmy, darmowe dostępy do kursów, certyfikacji, szkolenia często elastyczny czas pracy, który kończy się z dniem pojawienia się w tej pracy. Czego nie lubię to własnie integracji, bo także jestem wyznawcą, że w pracy mam pracować, a nie spełniać wszystkie potrzeby życiowe ale niestety takie integracje są potrzebne chociażby po to by poznawać swoje zespoły i starać się pracować nad dogadywaniem. W końcu łatwiej jest wyrażać swoją nawet kontrowersyjną opinię czy pomysł wśród grona dobrych znajomych niż w gronie współpracowników którzy ciągle cie oceniają.
Nie sprzedawaj się za piłkarzyki
Dziękujemy za dodanie artykułu – Trackback z dotnetomaniak.pl
[…] Nie sprzedawaj się za piłkarzyki […]
W 2014 popełniłem artykuł o tym jaki jest rynek webdevów. Najciekawsze wnioski do jakich doszedłem to fakt, że bardzo często ktoś kto jest kolegą w pracy to po pracy bardzo często udaje że kogoś nie zna. Ponadto, że brak ryzyka utraty pracy prowadzi do lenistwa – http://blog.piotrnalepa.pl/2014/08/18/inne-ile-zarabia-webdeveloper-kilka-slow-o-rynku-i-wynagrodzeniu/
Generalnie, wolę unikać open space’ów. Mnie one strasznie demotywują do pracy, ponieważ to jest irytujące gdy co chwilę ktoś przechodzi koło Ciebie. Za bardzo to rozprasza. Dodatkowo, pomieszczenia do pracy ze szklanymi ścianami (tzw. akwaria) to jest również masakra.
Jeśli chodzi o czas pracy, to generalnie wychodzę z założenia że pracuje się tyle, aby dobrze wypełnić swoje zadania. Jeśli ktoś ich nie wypełnia, to albo źle zarządza swoim czasem, albo dostał za dużo zadań. Praca po godzinach, jest ok, jeśli robisz to dobrowolnie, a nie pod przymusem czy też z obawy o to, że nie wyrobisz się z czymś. Bardzo ważna jest uczciwość, zarówno ze strony pracownika jak i pracodawcy. Jeśli jest jakiś problem to nie ukrywamy go, tylko staramy się go rozwiązać w grupie osób.
[…] Nie sprzedawaj się za piłkarzyki […]
Świetne spostrzeżenia, od jakiegoś czasu szukałam takiego głosu zdrowego rozsądku ze strony programisty odnośnie wszystkich tych cudownych udogodnień w miejscu pracy.
Owszem, po samych ogłoszeniach widać, na co kładą nacisk pracodawcy, aby przyciągnąć najlepszych kandydatów. Ale czy faktycznie celują tym w najlepszych? Najlepszy pracownik to raczej taki, który potrafi wykorzystać produktywnie określony czas pracy, bez organizowanego co drugi dzień kinderbalu w biurze.
Nieco za daleko poszły te ‘wyścigi zbrojeń’. Myślę, że większość z Was wolałaby w pełni elastyczny czas pracy, z możliwością załatwienia zwyczajnych spraw w ciągu dnia, czy to w urzędzie, czy to odebranie dziecka ze szkoły. A swoje i tak zrobicie w terminie.
Przesyt nie służy żadnej branży. I mam wrażenie, że w IT zaczyna się troszeczkę zjadanie własnego ogona ;-)
To tak trochę z prywatnych doświadczeń.
Artykuł w punkt! Szeruję :-)
[…] (całego bloga też warto przejrzeć, jeżeli zajmujecie się tą działką): Lojalność w IT oraz Nie sprzedawaj się za piłkarzyki. Zachęcam do zastanowienia się nad […]
ale nie kazdy ma miejsce w domu zeby przyszlo 10 dzieci plus 10 doroslych wiec normalne ze lepiej zrobic gdzies na miescie bo dzieci sie wybawia a jak ma sie zroznicowane wiekowo dzieci mysle ze trudno w domu cos zrobic a urodziny sa dziecka i ma sie wyszalec a nie siedziec z babka czy dziadkiem przy stole
[…] Nie sprzedawaj się za piłkarzyki […]
[…] tak było w moim przypadku :) Jakiś czas temu przeglądając odmęty internetu natrafiłam na wpis na blogu Macieja Aniserowicza, którego inspirujące prezentacje miałam okazję oglądać w Warszawie […]